Do sprawy koperty z pieniędzmi dla ówczesnego księdza Rafała Sawicza, członka Rady Fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, biznesmen miał wrócić podczas przesłuchania 13 marca. Birgfellner ma utrzymywać, że pieniądze te przekazał, by uzyskać zgodę Sawicza na budowę K-Towers. „Gazeta Wyborcza” dotarła nieoficjalnie do szczegółów zeznań biznesmena w tej kwestii.
Co powiedział śledczym Birgfellner? Miał m.in zeznać, że Jarosław Kaczyński: „powiedział mi, że by zdobyć podpis, musimy księdzu coś zapłacić. Ja się zapytałem, ile musimy mu zapłacić? On powiedział: 100 tys. zł. Mnie się wydawało, że my zapłacimy wtedy, kiedy będziemy mieć kredyt, ale on powiedział: 'nie, ksiądz przyjdzie i potrzebuje pieniędzy’, ja powiedziałem, że nie mogę tak szybko zdobyć 100 tys. zł, mogę tak na szybko z moich prywatnych pieniędzy zdobyć 50 tys. zł”.
W lutym Birgfellner miał powiedzieć prokuraturze, że po tej rozmowie dostał telefon z centrali PiS na Nowogrodzkiej, „że powinienem wypłacić 50 tys. zł z banku z mojego prywatnego konta i zawieźć je na Nowogrodzką”.
Biznesmen, jak podaje „GW”, twierdzi, że tak zrobił. Miał także dostarczyć prokuraturze wydruk potwierdzający wypłatę gotówki. 13 marca uzupełnił swoje zeznania w tej sprawie. Dodał, że: „musiałem nawet pojechać do drugiego banku, ponieważ w tym oddziale banku nie mieli tyle pieniędzy (…), to był bank Pekao SA przy Grzybowskiej. To można sprawdzić”.
Birgfellner miał także poinformować śledczych, że w banku wypłacono mu 50 tys. zł w stuzłotowych banknotach. „To była ładna paczka” – ocenił.
Biznesmen miał zeznać, że do centrali PiS na Nowogrodzkiej przyjechał ok. godz. 15-17. „Nie chcę się tutaj pomylić, przekazałem kopertę, pan Kaczyński z kopertą wszedł do swojego pokoju, gdzie pan Sawicz już siedział. Gdzieś ok. 20 minut później pan Sawicz wyszedł, jeszcze wydaje mi się, siedział koło pani Basi (sekretarki Jarosława Kaczyńskiego – przyp. red.), podaliśmy sobie dłonie i ponownie weszliśmy z panem Kaczyńskim do pokoju. Wtedy poinformowano mnie, że podpis został złożony, i wydaje mi się, że wtedy mi tę uchwałę przekazał” – miał opowiadać śledczym Birgfellner.
Szanowni Państwo, dzisiejszą publikacją @gazeta_wyborcza także zajmują się prawnicy. Szczegóły poniżej. pic.twitter.com/1PUeKnlkxQ
— Beata Mazurek (@beatamk) February 15, 2019
„Jest to oczywista nieprawda. Takie zdarzenie nie miało miejsca. Ksiądz Sawicz podpisał uchwałę, nie stawiając jakichkolwiek warunków, tym bardziej finansowych” – napisała w wydanym w lutym oświadczeniu rzeczniczka PiS Beata Mazurek. I dodała, że podobne insynuacje są „śmieszne i żałosne”.