Polska znowu Winkielriedem Europy? Jacek Czaputowicz o broni jądrowej w Polsce

o broni jądrowej w Polsce

Zaczęło się od tego, że minister Jacek Czaputowicz udzielił wywiadu dla redakcji „Spiegel Online”. Zostało to opublikowane  i w tytule wybito, że polski minister spraw zagranicznych jest za amerykańską bronią jądrową w Europie[i]. Wiadomość na tyle sensacyjna, że zostało to od razu powtórzone przez wiele innych mediów, które także zwróciły uwagę na tę akceptację dla broni jądrowej.  „Rzeczpospolita” napisała, że „Szef MSZ Jacek Czaputowicz na łamach “Der Spiegel” zaapelował do rozmieszczenia amerykańskich rakiet z głowicami nuklearnymi w Europie”[ii], a na dodatek zwróciła uwagę, że minister wskazał Polskę jako miejsce stacjonowania tej broni: „nie wyklucza, że w przyszłości rakiety z głowicami nuklearnymi mogłyby znaleźć się również w Polsce”.

Czyżby Jacek Czaputowicz nie wiedział, że może to oznaczać tylko tyle, że Polska znajdzie się na celowniku rosyjskich rakiet? Jest to perspektywa mało przyjemna i oznacza ona, że możemy stać się ofiarą konfrontacji, w której nawet bezpośrednio nie będziemy uczestniczyć. Możemy stać się celem ataku w przypadku konfliktu, do którego dojdzie miedzy mocarstwami gdzieś w zupełnie innej części globu.

Sprawa stała się na tyle głośna, że Ministerstwo Sprawa Zagranicznych  próbowało ratować sytuację i wydało oświadczenie, w którym napisano:  “Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowanie zaprzecza, jakoby w wywiadzie udzielonym redakcji Der Spiegel minister Jacek Czaputowicz domagał się rozmieszczenia amerykańskich rakiet atomowych w Europie.”[iii]

Ktoś tam widać skalkulował, że pozostawienie sprawy bez odpowiedzi spowoduje, że taka właśnie informacja zacznie być powielana i uznana za oficjalne stanowisko polskiego rządu.

Co prawda minister nie domagał się wprost rozmieszczania takiej broni, ale także tego nie wykluczył i wskazał Polskę jako miejsce, gdzie mogłaby w przyszłości ta broń być stacjonowana.

To stwierdzenie Czaputowicza idzie także jakby dalej niż oświadczenie przewodniczącego NATO Stoltenberga, który, nie dość że zachowuje daleko idącą powściągliwość, to wprost odrzuca możliwość instalacji nowej broni jądrowej: „NATO nie zamierza rozmieścić nowych rakiet z głowicami nuklearnymi w Europie”.

Dlaczego zatem Jacek Czaputowicz tak wyrywa się do przodu w tej sprawie? Nie słychać było o żadnym podobnym oświadczeniu ministra innego kraju należącego do UE, który wyraziłby podobne zdanie i zaoferował, nawet w trybie przypuszczającym, terytorium swojego kraju na miejsce bazowania amerykańskich rakiet z głowicami jądrowymi.

Tego rodzaju zachowanie Czaputowicza może ewidentnie zaszkodzić PiS w nadchodzących wyborach, i to zarówno tych do Parlamentu Europejskiego, jak i jesiennych do Sejmu.   Temat może pojawić się w kampanii wyborczej, zaś same wybory mogą, w jakiejś tam części, zamienić się w referendum na temat tego, czy chcesz amerykańskich rakiet z głowicami atomowymi na terenie Polski, czy nie chcesz?  Rokowania w tym względzie dla entuzjastów dyslokacji broni jądrowej w Polsce są marne. W roku 2016 był przeprowadzony na ten temat sondaż, i z badań wyszło, że tylko 26 proc. ankietowanych popiera taki pomysł.

Obecny stan relacji miedzy mocarstwami może jednak skutkować tym, że sprawa stacjonowania amerykańskich rakiet w głowicami jądrowymi stanie się jednak wkrótce punktem bieżącej agendy politycznej. Wynika to z wycofania się USA z traktatu INF, wprowadzającego zakaz rakiet o zasięgu od 500 km do 5500 km. Jeśli USA będą chciały szybko zainstalować jakieś rakiety tego rodzaju w naszej części Europy, to najprostszym wyjściem byłoby rozmieszczenie rakiet klasy Tomahawk w bazie PRO w Radzikowie. Baza ta jest wyposażona w standardowe wyrzutnie typu Mk41, które  pozwalają także na załadowanie  kontenerów z pociskami Tomahawk.[vi]

Skoro już dziś minister Jacek Czaputowicz mówi o ewentualnej możliwości rozmieszczenia takich rakiet w Polsce, to inne państwa NATO mogą tylko odetchnąć z ulgą i uznać, że sprawa jest niejako załatwiona i one nie muszą już wystawiać swojego terytorium nie niebezpieczeństwo.

Zresztą układ INF dotyczył USA i Rosji, zaś NATO nie było jego stroną, z czego wynika, że i obecnie to USA będą negocjować ze swoimi sojusznikami umowy dwustronne w sprawie ewentualnego rozmieszczenia własnych rakiet w Europie. A kto chce się uważać za najważniejszego sojusznika USA na kontynencie? Oczywiście Polska! Zatem zainstalowanie tej  amerykańskiej broni w Polsce jest niejako rozwiązaniem w jakimś stopniu oczywistym.

Pozostaje jednak sprawa zagrożeń jakie się z tym wiążą. Za sprawą tej broni Polska znajdzie się na celowniku rosyjskich rakiet i może to się skończyć niszczącymi atakami na nasze terytorium. Szef rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos, Dmitrij Rogozin, skomentował słowa Czaputowicza następująco: „Jak bardzo trzeba nienawidzić Polskę oraz polski naród żeby wygłaszać takie oświadczenia?” i dołączył ilustrację przedstawiającą wybuch jądrowy nad wielkim miastem.

Pan Rogozin widać nie zna polskiej tradycji romantycznej. Bez mała dwieście lat  temu Juliusz Słowacki w dramacie „Kordian” przedstawił   koncepcję Polski jako Winkielrieda narodów Europy. Wienkieried był szwajcarskim wojownikiem, który poświęcił w bitwie z wojskami Habsburgów swe życie, aby zapewnić  zwycięstwo swoim. Zgarnął wiele wrogich pik  i skierował je we własną pierś. Tym spowodował powstanie luki w szyku bojowym wroga, przez co atak się załamał.

U Słowackiego, Kordian wygłasza monolog na szczecie Mont Blanc, gdzie ogłasza: „Polska Winkelriedem narodów!”. Winkielried był postacią fikcyjną, ale ten literacki nurt zaważył na polskiej politycznej praktyce, i poprzez pobudzanie insurekcjonizmu przyczynił Polakom wiele strat i klęsk.

Czyżby minister Jacek Czaputowicz, wzorując się na tym znanym literackim motywie, chciał znowu uczynić Polskę Winkielriedem narodów Europy?  Dziś taki mistycyzm wygląda groteskowo, ale jest  jeszcze bardziej niebezpieczny.

STANISŁAW LEWICKI, POLISHCLUB.ORG

Więcej postów