Złom z Australii zamiast nowych okrętów? Rosjanie zniszczą je w godzinę

Modernizacja Marynarki Wojennej to jedna z najbardziej palących potrzeb polskiej armii. Będące na jej wyposażeniu stare okręty mają ponad 50 lat lub są niesprawne i powoli wycofywane. Dlatego w ramach programu Orka MON zamierzał kupić trzy do czterech okrętów podwodnych nowego typu, które miałyby trafić do Marynarki Wojennej począwszy od 2024 roku. W programie modernizacyjnym był również zakup nowych okrętów obrony wybrzeża Miecznik, ale wciąż nie wiadomo, kiedy zostanie uruchomiony.

Ostatnio pojawiły się jednak informacje, że MON planuje kupić używane 30-letnie okręty rakietowe Adelaide od Australii. Co więcej, eksperci wskazują, że zakup tych jednostek jest już przesądzony. – Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że choć politycy jeszcze tego nie ogłosili, to decyzja o zakupie tych okrętów już zapadła – mówi gen. Waldemar Skrzypczak w rozmowie z Dziennik.pl – Kluczowe jest, byśmy kupili te okręty bezwarunkowo, a nie tak jak kiedyś fregaty typu Oliver Hazard Perry (OHP) od Stanów Zjednoczonych – dodaje.

Zakup fregat OHP, w których bez zgody Amerykanów nie mogliśmy dokonywać modernizacji ani zmian, wiązał się z wieloma problemami i wysokimi kosztami dla Marynarki. Gen. Skrzypczak podkreśla, że jesteśmy w dobrej pozycji negocjacyjnej, bo Australijczykom i tak ciężko będzie znaleźć kupca na te statki. Nie brakuje też głosów, że zakup fregat jest błędem. – Przede wszystkim dlatego, że wypompuje z budżetu MON pieniądze, które miały być przeznaczone na nowe jednostki pływające. My tak naprawdę nie uzyskamy praktycznie nic: ani zdolności bojowych, ani nowych okrętów. Zyskamy tylko substytut, który pozwoli nam przeżyć następnych kilkanaście lat, a potem i tak będziemy musieli wydać pieniądze na nowe okręty podwodne – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes kmdr por. rez. Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24.pl.

Eksperci kwestionują też realne zdolności bojowe australijskich okrętów. Zwłaszcza w kwestii niszczenia rosyjskich rakiet.

– Australijczycy nigdy nie mieli takiego przeciwnika jak Rosja. Teraz są tam mocni Chińczycy, ale wcześniej, gdy pozyskiwano te okręty, nie było w tamtym teatrze działań tak rozwiniętej potęgi wojskowej. My niestety graniczymy z państwem mającym jedne z najbardziej nowoczesnych systemów uzbrojenia na świecie. Ten zakup nie powinien mieć uzasadnienia politycznego – że zbliżają się wybory, że NATO tego oczekuje – ale wojskowe, czyli takie, że pozwoli nam to w pewnym stopniu zniwelować potencjał Rosjan. Tylko wtedy ma sens zakup używanych okrętów – podkreślił gen. Skrzypczak.

– Jeżeli wybuchnie jakiś konflikt zbrojny, tutaj najważniejszym zagrożeniem jest Rosja, te fregaty znajdą się w ogniu rakiet przeciwokrętowych, które są na terenie obwodu kaliningradzkiego i w ciągu kilkudziesięciu minut zostaną zniszczone. Tak więc wartość tych okrętów jest tylko chwilowa, do momentu, gdy Rosjanie nie wystrzelą rakiet, potem nie będą one w stanie samodzielnie się obronić – mówi kmdr por. rez. Maksymilian Dura.

Według doniesień koszt okrętów wyniesie miliard złotych, a drugie tyle trzeba będzie przeznaczyć na uzbrojenie i wyposażenie. Ale to nie jedyne koszty. Komandor Dura zwraca uwagę na to, że kupowanie okrętów z odległych państw generuje duże wydatki w przypadku awarii. Trzeba będzie sprowadzać specjalistów z Australii lub USA, bo w polskich stoczniach nie będzie niezbędnej wiedzy o obcych jednostkach. Ponadto na początku trzeba będzie również przeszkolić załogę.

– Te systemy bojowe pozwalają zwalczać cele powietrzne w odległości nawet do 120 km. Nikt nie zgodzi się, żeby załoga bez odpowiednich certyfikatów wydanych przed dopuszczone do tego osoby, dotknęła się do czegokolwiek na takim okręcie. Załogi będą musiały jechać na przeszkolenie do Australii za pieniądze, które miały być przeznaczone na nowe okręty, a nie na remontowanie, modernizowanie tego, co i tak za kilkanaście lat trzeba będzie wycofać – podkreśla kmdr por. rez. Maksymilian Dura.

W rezultacie okazać się może, że fregaty Adelaide bardziej zaszkodzą polskiej Marynarce, niż jej pomogą.

– To zahamuje proces budowy bojowych okrętów typu Miecznik i Czapla, i politycy mają tego świadomość. Wydanie 2 mld zł na stare okręty oznacza, że ta kwota nie pójdzie w nowe polskie okręty. To może być śmierć dla polskiego przemysłu stoczniowego i okołostoczniowego, jak firm tworzących systemy nawigacji czy łączności. Gdyby obecna władza kupiła adelajdy i uruchomiła programy Miecznik i Czapla, to marynarze tej władzy powinni budować pomniki. Ale jeśli to się skończy tylko na adelajdach, to politycy PiS pogrzebią polski przemysł stoczniowy – powiedział gen. Skrzypczak.

ONET.PL

Więcej postów

3 Komentarze

  1. Sztuka dla sztuki ale za to taniej. Może to i ma swoje uzasadnienie bo na razie żadnego zagrożenie nie ma a już na pewno nie ze strony Rosji a więc można zaoszczędzić nie narażając bezpieczeństwa na szwank. Oczywiście sytuacja może ulec zmianie ale w przepadku walki z Niemcami, Rosją czy inną potęgą i tak będziemy bez szans.

Komentowanie jest wyłączone.