Płynący obecnie do Europy imigranci nie są ofiarami wojen. To komercyjni klienci przemytniczych biur podróży, w których działalności dużą rolę odgrywają organizacje humanitarne.
W odległości zaledwie 12 mil morskich od brzegów libijskich na imigrantów czeka flotylla nowoczesnych statków należących do pozarządowych organizacji, które podejmują ich na pokład i całych i zdrowych wiozą do najbliższego włoskiego portu. Według danych włoskiego MSW tylko w ostatnim tygodniu czerwca do brzegów gościnnej Italii przybiło w komfortowych warunkach ponad 20 tys. ludzi. – Oni działają jak przedsiębiorstwo taksówkowe dla przemytników i nielegalnych imigrantów – oświadczył kilka miesięcy temu Fabrice Leggeri, szef unijnej agencji ochrony granic Frontex, jednak słowa te zostały zignorowane w Brukseli i ostro skrytykowane przez zwolenników otwarcia Europy dla imigracji.
Sycylijski prokurator Carmelo Zuccaro zajmujący się badaniem przemytu ludzi i wyzysku pozyskanej tą drogą taniej siły roboczej przez mafie we Włoszech w wywiadzie dla „La Stampa” przyznał, że niektóre organizacje pozarządowe operujące na Morzu Śródziemnym mogą współpracować z przemytnikami.
Biorąc pod uwagę ilości rozbitków podejmowanych przez nich u wybrzeży Libii, zastanawiający jest np. brak zgłoszeń alarmowych do Centrum Koordynacji Ratownictwa Morskiego w Rzymie. Oficjalna akcja wymagałaby zawiadomienia włoskiej marynarki wojennej patrolującej te wody. Ta co prawda przyjmuje imigrantów na pokład, ale jednocześnie topi albo rekwiruje jednostki przemytników. Wolontariusze się tym nie zajmują. Znane są za to przypadki wyłączania przez nich transponderów umożliwiających namierzenie ich jednostek w chwili przejmowania ładunku imigrantów. Służby przechwytywały także połączenia telefoniczne wykonywane z pokładu statków ratunkowych do Libii, co sugeruje umawianie miejsc spotkań z przemytnikami.
JAKUB MIELNIK, WPROST.PL