Marcin i Krzysztof 18 lat temu mogli zostać wrobieni w morderstwo. Ale prokuratura i sąd odrzucały wszystkie dowody, które wskazywały na ich niewinność. Nie pomogła nawet interwencja Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Teraz możliwy jest przełom.
Sąd Okręgowy w Olsztynie otrzymał precedensowy pozew o ochronę dóbr osobistych. Sprawa dotyczy zabójstwa z 1998 roku dwójki nastoletnich braci w Giżycku. Winnymi zabójstwa braci Adama i Szymona N. sąd uznał Krzysztofa Kaczmarczyka i Marcina Chmielewskiego.
Wyrok oparto głównie na wyjaśnieniach współoskarżonego Roberta T., który później twierdził, że wrobił Marcina i Krzysztofa. Mało tego ,T. sam zgłosił się do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i opowiedział o tym, dlaczego pomówił Chmielewskiego i Kaczmarczyka. Ale dla prokuratury i sądów nie był to istotny dowód, który pozwoliłby wszcząć osądzoną już sprawę na nowo.
– Liczymy się z tym, że nikt do tej pory nie podchodził do tego problemu od strony prawa cywilnego, ale uważamy, że ktoś musi pierwszy spróbować i udowodnić swoje racje w ten właśnie sposób – mówi mecenas Jakub Orłowski, partner w kancelarii „Orłowski & Mikuliszyn”, która pozwała Roberta T. o pomówienie Marcina i Krzysztofa.
Zabójstwo
Marcin Chmielewski i Krzysztof Kaczmarczyk odsiadują wyrok dożywocia. Według policji, suwalskiej prokuratury i sądu obaj w 1998 r. w Giżycku mieli zamordować w brutalny sposób dwóch chłopców, braci Adama i Szymona N. Rodziny Marcina i Krzysztofa są pewne, że obaj zostali wrobieni w morderstwo przez Roberta T. i dwójkę jego kolegów, którzy w 1998 roku zostali również zatrzymani do tej sprawy.
T. był dobrze znany miejscowej policji. Przed zabójstwem odsiadywał w poprawczaku wyrok za napad i pobicie. Mimo to dla prokuratury i policji okazał się wiarygodny. To on swoimi wyjaśnieniami obciążył Chmielewskiego i Kaczmarczyka. Według wersji ustalonej przez prokuraturę i sąd, Marcin i Krzysztof (wtedy 19-latkowie) razem z Robertem T. najpierw bili Adama, a kiedy stracił przytomność, wbili mu w usta trzy drewniane kołki.
Ciało przysypali gałęziami. Szymona Krzysztof miał utopić w jeziorze. Na ławie oskarżonych zasiedli jeszcze dwaj inni mężczyźni: Piotr P. i Sebastian S. Cała piątka miała feralnego dnia spożywać alkohol. Braci spotkali przypadkowo.
Krzysztof Kaczmarczyk to inwalida I stopnia. Od urodzenia ma kłopoty ze zdrowiem. Przez nowotwór stracił oko. Ale według Roberta T. Krzysztof miał być prowodyrem całego zdarzenia. Miał instruować pozostałych napastników. Prokurator na etapie śledztwa zleciła nawet opinię, która miała dać odpowiedź, czy Krzysztof byłby w stanie kierować pozostałymi napastnikami. Odpowiedź była negatywna. Z opinii wynika też, że Piotr i Sebastian nigdy nie podporządkowaliby się Krzysztofowi. Poza tym Chmielewski i Kaczmarczyk mieli alibi. Feralnego dnia przebywali z rodzinami.
Odrzucone dowody
Ale prokuratura i policja odrzucały każdy dowód, który wskazywał na ich niewinność. Kiedy alibi uznano za niewiarygodne, adwokat Chmielewskiego złożył wniosek o konfrontację z Robertem T. To podstawowa czynność, którą wykonuje się podczas śledztwa, gdzie jedynymi dowodami są wyjaśnienia współoskarżonych. Ale i ten wniosek prokuratura odrzuciła. Śledczy nie zgodzili się też na przeprowadzenie wizji lokalnej z Krzysztofem i Marcinem.
Akt oskarżenia suwalska prokuratura oparła tylko i wyłącznie na wyjaśnieniach współoskarżonych. Najbardziej wartościowe dla śledczych były zeznania karanego wcześniej Roberta T.
Co ciekawe w Sądzie Okręgowym w Suwałkach Piotr P. i Sebastian S. odwołali wcześniejsze wyjaśnienia. Mówili wprost, że pomówili Marcina i Krzysztofa. Twierdzili, że do złożenia takich wyjaśnień nakłaniał ich policjant. Również Robert T. przed sądem zaczął zmieniać swoją wersję. Twierdził, że Marcin i Krzysztof są niewinni. Później jednak odwoływał te wyjaśnienia i mówił, że Kaczmarczyk i Chmielewski zamordowali braci N.
W aktach sprawy są też zeznania Marka Sz., który mieszkał w Giżycku nieopodal miejsca, gdzie po raz ostatni byli widziani bracia N. – Marcin i ten drugi z tą sprawą nie mieli nic wspólnego – mówi nam Sz. – Widziałem wtedy T., jego braci i dwóch gości, których nie znam.
Na nic to. Sąd skazał Marcina i Krzysztofa na dożywocie. Wyrok, tak jak akt oskarżenia, oparto tylko i wyłącznie na wyjaśnieniach Roberta T., Piotra P. i Sebastiana S. Sąd uznał, że mówili prawdę w prokuraturze. Nieuznanie alibi, brak konfrontacji, zeznania Marka Sz. pominięto.
Już po skazaniu Marcina i Krzysztofa sprawą ich procesu zainteresowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jej przedstawiciele spotkali się kilkukrotnie w więzieniu z Robertem T. Podczas spotkań mówił, że wrobił Marcina i Krzysztofa. Jedna z takich rozmów została zarejestrowana przez HFPC. Na nagranie zgodził się Robert T.
Policjanci i desantowcy zatrzymani za udział w gangu
Kolejne dowody potwierdzające, że mężczyzna kłamał, zdobył Marcin Chmielewski. Chłopak spotkał się Robertem T. w więziennej pralni. Nagrał całą rozmowę na dyktafon.
„Ty i Krzychu zostaliście wplątani nie przeze mnie, a przez dwóch psów. Przez X i nie wiem, jak on miał. Taki niski z wąsem, prowadził z X tę sprawę” – mówi w nagraniu Robert T. Opowiedział też, kto zabił w 1998 braci N.
„Był Sebastian S., Piotr P., ja i dwóch klientów, których ja na oczy nie znam. Główną rolę odegrali jednak P. i S.”
W 2013 roku sprawą zabójstwa braci N. zajął się Sąd Najwyższy. Uznał jednak, że Robert T. jest notorycznym kłamcą i nagrania nie są dowodem, który pozwoliłby na nowo wszcząć proces Marcina i Krzysztofa. Również Prokuratura Okręgowa w Białymstoku, która badała wątek policjantów, mających nakłaniać współoskarżonych do złożenia fałszywych wyjaśnień, nie dopatrzyła się przestępstwa.
Próbowano poderżnąć gardło taksówkarzowi. Zatrzymano trzy osoby
Teraz na zdobycie nowych dowodów liczy jednak mec. Jakub Orłowski, który w imieniu Marcina i Krzysztofa pozwał Roberta T. o pomówienie. Proces, jak i wyrok może być precedensowy. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się bowiem, by ktoś dowodził swojej niewinności poprzez sprawę cywilną o ochronę dóbr osobistych.
– Robert T. najpierw fałszywie pomówił naszych klientów o dokonanie zabójstwa, następnie przed szeregiem osób, w tym m. in. przed prokuratorem, przyznał się do tego, że składał nieprawdziwe wyjaśnienia, bo chciał ukryć prawdziwych sprawców zabójstwa, a finalnie odwołał swoje wcześniejsze zeznania. Taka sytuacja, w tego typu sprawie, nie miała miejsca w polskim wymiarze sprawiedliwości – mówi Jakub Orłowski.
– Chcemy wykazać, że w Polsce jest prawnie możliwe, aby nawet osoby prawomocnie skazane miały choćby teoretyczną możliwość dochodzenia w sądzie swoich podstawowych praw. Liczymy się z tym, że nikt do tej pory nie podchodził do tego problemu od strony prawa cywilnego, ale uważamy, że ktoś musi pierwszy spróbować i udowodnić swoje racje w ten właśnie sposób – dodaje.
TVP.INFO