PiS znowu kopiuje Orbana. Promują skrajną prawice, by później stać się dla niej “jedyną alternatywą”

Rząd milczy w sprawie kibolskich gróźb pod adresem opozycji, minister sprawiedliwości i prokurator generalny ratuje skórę narodowcowi skazanemu za pobicie policjanta i zdaje się wspierać go w walce o ułaskawienie przez prezydenta, a w mediach publicznych w roli gwiazd Marian Kowalski i jemu podobni występują częściej niż ludzie partii rządzącej. Dlaczego PiS tak bardzo pompuje skrajną prawicę? Odpowiedź, jak zwykle leży w instrukcji obsługi nowoczesnego autorytaryzmu, którą Jarosław Kaczyński otrzymał od premiera Węgier Viktora Orbana.

 Pompowanie radykałów

“KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice” – wielki transparent z takimi groźbami pojawił się na niedzielnym meczu Legii Warszawa z Piastem Gliwice. Zapowiedź mordowania przeciwników Prawa i Sprawiedliwości ogłosili najbardziej fanatyczni kibice stołecznego klubu, którzy zasiadają na tzw. Żylecie.

Teraz w Lidlu: hulajnogi, kaski, rolki! Sprawdź ofertę na Dzień Dziecka.

Tak, chcę poznać ofertę.

Nie, dziękuję.

To hasło połączyło nawet skonfliktowane grupy pseudokibiców. Gratulacje dla “patriotów” z Łazienkowskiej w Warszawie napływały z całego kibolskiego środowiska. Bo coraz bardziej klubowe “kosy” zastępuje w nim łączący wszystkich nacjonalizm. Na “Żylecie” i innych osławionych przemocą trybunach barwy klubowe na dobre zmieszały się już z zaanektowanymi przez prawicę znakami Polski Walczącej, Armii Krajowej, czy tzw. Żołnierzy Wyklętych. “Energię” z trybun i ustawek od lat skutecznie angażowano w politykę.

Renesansu nacjonalistów nie byłoby jednak, gdyby nie flirt, w który weszła z nimi prawica nieco mniej radykalna. Był on zauważalny już od dłuższego czasu. Nie bez kozery “nieformalnym koalicjantem”, czy “przystawką” PiS nazywani był od samego początku ruch Kukiz’15, który wciągnął do Sejmu przedstawicieli skrajnie prawicowych środowisk.

Najlepsze czasy dla nich nadeszły jednak dopiero po wyborach. Narodowcyz różnych formacji podnoszą głowy coraz wyżej i coraz śmielej poczynają sobie w życiu publicznym. Duża w tym zasługa prezesa TVP Jacka Kurskiego i nowej ekipy tworzącej dla niego media publiczne, które – nomen omen – wkrótce zmienią nazwę na “narodowe”.

W kanale informacyjnym TVP Info i “Wiadomościach” TVP1 na głównego komentatora polskiej polityki wyrasta powoli były kandydat narodowców w wyborach prezydenckich Marian Kowalski. Jest TVP tak potrzebny, że ostatnio do studia w stolicy z Lublina przywieziono go należącym do telewizji autem. Na antenie nie brakuje też inny znanych nacjonalistycznych twarzy. Do grona stałych komentatorów wciągnięto nawet głoszącego antysemickie poglądy Stanisława Michalkiewicza.

Budapeszt w Warszawie

A to tylko mały wycinek ostatnich ukłonów władzy w stronę skrajnej prawicy. Po co Jarosław Kaczyński i spółka je czynią? Dlaczego wzmacniają konkurencję na prawej stronie sceny politycznej, którą powinni zdominować? W skrócie takie działania PiS można nazwać produkcją “polskiego Jobbiku”, a ich uzasadnienie odnaleźć w planie stworzenia partii o pozycji tak nienaruszalnej, jak ta osiągnięta na Węgrzech przez orbanowski Fidesz.

Jarosław Kaczyński nawet przez największych wrogów przedstawiany jest jako polityczny geniusz. I tego, że jest jednym z najzdolniejszych przywódców politycznych w polskiej historii na pewno nie można mu odmówić. Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że zwykle podpiera się zapożyczonymi metodami. Prezes PiS zapowiedział przed laty “Budapeszt w Warszawie” i dziś kluczowe ruchy naprawdę próbuje kopiować od Viktora Orbana, dla którego podziwu nigdy nie krył.

A siła Fideszu na Węgrzech polega w dużej mierze właśnie na tym, że tuż za plecami partii Orbana czekają na władzę ludzie o poglądach jeszcze bardziej radykalnych. Czerpiący z nazistowskich wzorców Jobbiku za rządów Fideszu wyrósł drugą siłę polityczną w kraju. Formacja, której marsze przez miasta budzą strach i skojarzenia z czasami sojuszu Węgier z hitlerowską III Rzeszą, w ciągu 10 lat zwiększa poparcie z ok. 2 do ponad 20 proc. Najwięcej wyborców przybyło im za czasów Orbana, który Jobbikowi w rozwoju niezbyt mocno przeszkadzał.

Bo autorowi autorytarnej wiosny w Europie jest to bardzo na rękę. Fakt, iż poparcie dla partii rządzącej utrzymuje się latami na ponad 40-proc. poziomie Viktor Orban zawdzięczał w dużej mierze stworzeniu na Węgrzech sytuacji, w której nikt rozsądny nie ma innej alternatywy niż głosowanie na jego Fidesz. Kto rezygnuje z poparcia dla tej formacji na rzecz rozdrobnionej opozycji prodemokratycznej, ten ryzykuje, że wybory wygrają neonaziści. To naprawdę genialnie rozegrane.

Zaskakujące podobieństwo, ale…

I nic dziwnego, że PiS marzy o skopiowaniu także tego rozwiązania w Polsce. Warunki teoretycznie są ku temu idealne. Przeciw władzy Kaczyńskiego nadwiślańska opozycja również występuje bardzo rozdrobniona. Większość badań wskazuje, że – podobnie, jak bywa na Węgrzech – partia rządząca ma większe poparcie niż kilka największych formacji opozycyjnych razem wziętych.

Podobieństwo jest też w tym, że największa partia opozycyjna oddała władzę po skompromitowaniu jej “aferą taśmową”. Brakuje tylko tego polskiego odpowiednika Jobbiku, który choćby zrównał się poparciem z najpopularniejszą partią opozycyjną. Jeżeli jednak polskich narodowców udałoby się zjednoczyć i poprawić ich pozycję w sondażach, PiS również stałby się w oczach sporej części wyborców “mniejszym złem”.

Wykonanie takiego planu zdaje się nawet łatwe, ale jest jeden problem… W przeciwieństwie do Węgrów, Polaków nie dotknęła apatia. Na autorytaryzującą się władzę nie patrzą obojętnie. I czego by nie mówić o Mateuszu Kijowskim i jego Komitecie Obrony Demokracji, jest ich wielką zasługą, że polska opozycja potrafi mówić jednym głosem. I gdy zajdzie potrzeba, prawdopodobnie razem pójdzie do wyborów. A jeżeli tak się stanie, to żaden orbanowski trik nie uchroni PiS przed tym, by najwyższy suweren wskazał mu jego miejsce.

JAKUB NOCH

 

Więcej postów