Cywilizacja na Zachodzie może nie przetrwać

Źle się dzieje, bardzo źle się dzieje na Zachodzie. W wyniku lat dekadencji i wiary we własną propagandę (pokój+dobro), którą zamaskował ideologię siły, przez takie błędne idee jak gender i inne liczne błędy systemowe – osłabieniu uległo to, co powodowało, że Zachód był zdolny nie tylko do przetrwania, ale przede wszystkim do ekspansji i ustanowienia swoich porządków na świecie.

Nie ukrywajmy – tort ma ograniczoną wielkość, przez postęp technologiczny można znacznie podnieść jakość życia, jednak ilość zasobów jest jedną ze składowych warunkujących skalę tych możliwości. W uproszczeniu – Holandia, nigdy nie będzie miała takich możliwości jak Chiny, nawet jeżeli będzie zbierała tulipany 12 razy w roku.

Tym czymś, co uległo osłabieniu jest rozsądek, tj. zdolność postrzegania spraw, takimi jakie one są. Dzisiaj na Zachodzie to już prawie nie funkcjonuje. To znaczy właśnie widzimy resztki funkcjonowania na Zachodzie zdrowego rozsądku, który w tej chwili właśnie zabijają u siebie np. Niemcy. Nie chodzi tu o prostą krytykę polityki imigracyjnej tamtejszego rządu, o wiele groźniejsza jest reakcja społeczna oraz reakcja opinii publicznej w innych państwach na próbę prowadzenia polityki bardzo dalekiej od rozsądku i zmuszania do jej uznania innych krajów Unii. W istocie to nic innego, jak to samo zło, które niszczy cywilizację Zachodu w imię jej własnych rzekomych wartości, które w rzeczywistości powinny jej służyć, a nie powodować ograniczenia, czy wręcz samozniszczenie. Jednym z jego przykładów jest multikulturowa wymiana ludności w ramach współczesnej masowej eugeniki, która dzieje się na naszych oczach, chociaż tak się nie nazywa. Mamy tu do czynienia ze złym motywowaniem strachem. Doszło do sytuacji, w której większość się boi, ponieważ została zaprogramowana, jako zbiór zatomizowanych jednostek.

Strach przed konfrontacją jest fundamentalnym czynnikiem psychologii wojny. Wojnę można wygrać, zanim się ją rozpocznie, właśnie w percepcji przeciwnika – a zwłaszcza w percepcji jego klasy rządzącej i w szerokich kręgach społeczeństwa. Zachód przez gender i inne błędy w oprogramowaniu swojej kultury przegrywa nawet bez istnienia przeciwnika, samodzielnie zmieniając swoje wartości.

Kluczową linią obrony, a zarazem linią atakowaną jest kultura i wewnętrzny sposób funkcjonowania społeczeństwa. Inaczej działa psychologia na rzecz konieczności obrony, jeżeli wychodzi się z domu gdzie jest rodzina, miejscowości gdzie są przyjaciele i kraju, który traktuje się jako dobro i na dobro się odpowiada, a inaczej jeżeli wszystko robi się pod przymusem, coś co jest wynikiem stosowania norm wobec rzeczywistości, czymś często nienaturalnym, co jest ludziom narzucane wbrew ich woli i bez potrzeby tak żeby zmienić ich sposób myślenia na trwałe.

Najgorsze jest to, że w tej chwili do głosu zacznie dochodzić konserwatywna reakcja, której radykalne metody ratowania naszej kultury spowodują, że większość ludności o już znacznie zmienionej i uwrażliwionej na naiwność percepcji – przestraszy się tak bardzo, że albo będzie poddana eliminacji, albo sama wyeliminuje konserwatywny porządek. Uwaga mówimy o procesach kulturowo-cywilizacyjnych, chociaż nie można wykluczyć, że nie wydarzą się jakieś ekstremalne skrajności. Wszystko jest możliwe w naszych realiach, ponieważ to walka o przetrwanie, nawet słabi będą walczyć, czeka nas sytuacja, w której nawet pchła będzie wilkiem. Wynik konfliktu jest nieznany jednak nie należy postrzegać możliwego wyniku, jako zwycięstwo lub przegrana w kategoriach dobra i zła. Istotą walki o kulturę i cywilizację jest to, czy dany układ w znaczeniu systemu uniknie niepożądanej zmiany, ewentualnie posiadanie możliwości kierowania nią w sposób pożądany (jak to miało miejsce po upadku Rzymu). Teraz nie wiadomo jak będzie, nie ma żadnych stałych punktów odniesienia, ponieważ fundamenty naszej rzeczywistości zostały podkopane niestety przez nas samych. W istocie walka jaką toczymy, jest to walka z nami samymi – walka z wrogiem wewnętrznym, który może być żoną, mężem, dzieckiem, sąsiadem a przede wszystkim jest naszą własną słabością. Wcześniej Chrześcijaństwo zapewniało Zachodowi jakiś poziom spójności, potem pięknie uzupełniła je chciwość. Dzisiaj chciwość pozostała, Chrześcijaństwo nie ma wiodącej roli, a dla wielu w ogóle nie ma żadnych trwałych wartości, świat stał się konsensualny – umowny, tylko że te umowy przewidują różne warunki dla stron, na co odważył się zwrócić uwagę socjalizm i za co został ukarany.

Wynik wojny, czy też może lepiej pasuje powiedzieć – wynik gry, nie jest pewny. Nie ma zasad, nie ma nawet planszy, to znaczy wielu się wydaje, że widzą plansze i znają zasady, ale to tylko jedna z wielu pułapek przeciwnika. Dzisiejsza gra jest równie atawistyczna, jak atawistyczne były realia w poprzednich epokach, tylko zabijanie nazywa się „neutralizacją celów”, a telewizja dba o przekaz pasujący do schematów (pokój+dobro).

Przetrwają najsilniejsi. W przełożeniu na państwa – przetrwają tylko te, które będą w stanie narzucić otoczeniu własne zasady i reguły gry. Wiemy już dzisiaj, że Zachód nie inicjuje już procesów, które go dotyczą. Co będzie jutro? Czy będziemy jeszcze w stanie ocenić różnicę pomiędzy wczoraj a jutro? W ogóle samo zakładanie trwania linearnej ciągłości w warunkach współczesnego Zachodu to bardzo dużo optymizmu. Cywilizacja na Zachodzie może nie przetrwać. Jutro może być inne niż oczekujemy dzisiaj, może być zaprzeczeniem tego co znamy z wczoraj.

KRAKAUER

Więcej postów