Samoloty Rosji bombardują terrorystów, a tymczasem narasta konflikt nie tylko między Rosją a ISIS, ale też między Putinem a USA. Amerykanie oskarżają Rosję o zabijanie cywilów, choć przecież im też zdarzało się chybić celu w ten sam sposób.
Kiedy w poniedziałek Władimir Putin spotkał się z Barackiem Obamą w Nowym Jorku, nie wykluczył przyłączenia się Rosji do międzynarodowej koalicji pod wodzą USA, bombardującej cele w Syrii. Ale już wtedy stało się jasne, że kością niezgody jest to, czy współpracować z Baszarem al-Assadem w imię walki z ISIS, czy nie.
Potem Putin dostał zgodę Rady Federacji na rozpoczęcie akcji na własną rękę i wezwał USA do wycofania się z przestrzeni powietrznej Syrii. Amerykanie ani myślą to robić, a gdy pierwsze pociski spały na cele, podali, że w rejonie Hamy i Homs niby zginęło kilkudziesięciu cywili, a Putin wcale nie celuje w terrorystów z ISIS, a w przeciwników prorosyjskiego Assada i to za cenę śmierci zwykłych ludzi. Przedstawiciele Kremla nazwali to wojną informacyjną.
MARCIN SZYMAŃSKI
dziwne jankes moze pomagac komu chce jak jego bomby leca na osiedla mieszkaniowe cisza im wolno a rosjanie to nie moga maja prawo by zaprosi? ich o tolegalny i demokratycznie wybrany prezydent