Przepis na katastrofę. 7 sytuacji, którymi politycy pokazali, że powinni trzymać się z dala od internetu

Przed kampanią wyborcza coraz więcej polityków zakłada konta w mediach społecznościowych.

 

Kampania wyborcza to czas, kiedy polityczne profile w mediach społecznościowych wyrastają niczym „grzyby po deszczu”. Dziś coraz trudniej wyobrazić sobie poważnego i nowoczesnego polityka, który nie posiadałby konta na Facebooku, Twitterze bądź Instagramie. Polityczne social media to przestrzeń niełatwa, zwłaszcza na początku. Podpowiadamy zatem, czego należy się wystrzegać.

1. Niełatwe początki

Zanim staniemy się wirtuozami Twittera, aktywnie angażującymi się w różne publiczne dyskusje, musimy zacząć swoją społecznościową przygodę. Ostatnio powinność ta przypadła Elżbiecie Witek. Nowa rzeczniczka PiS postanowiła pójść śladem swoich partyjnych kolegów i wybrała wariant mało wyszukany, za co już w pierwszym dniu zebrała pierwszą krytykę.

Wejście do twitterowej społeczności często jest niczym wejście do jaskini lwa, zwłaszcza dla osoby poza siecią znanej lub w takiej, która znajduje się na ważnym stanowisku. Pierwszy tweet w mgnieniu oka podawany jest przez setki kolejnych osób, dlatego warto dobrze go przemyśleć. Pani Witek poszła nieco na łatwiznę. Doświadczenie pokazuje jednak, że po pierwszym wpisie nie wszystko stracone. Przykład? Jarosław Gowin informując, że „50 minut temu podpisał porozumienie z Rosją” zaczął wyjatkowo niefortunnie, a dziś w sferze social media radzi sobie wyjątkowo dobrze.

2. To nie słup ogłoszeniowy!

Wielu polityków za bardzo bierze sobie do serca hasło, iż na Facebooku czy Twitterze po prostu „trzeba być”. Zakładają konta kompletnie nie rozumiejąc istoty mediów społecznościowych. Ograniczają się do informowania o swoim kolejnym występie w mediach tradycyjnych, nowej konferencji prasowej.

Sieć to forum dialogu, nie zaś sług ogłoszeniowy. Dlatego oprócz udostępniania nowych wpisów, warto też czasem na nie odpowiadać. Jeśli na korzystanie z social media nie ma się czasu, ochoty lub zwykłej umiejętności – lepiej sobie darować.

3. (Nie)podawaj dalej

Twitter to też coś więcej niż opcja „podaj dalej”. Ta, choć niewątpliwie najbardziej szybka i wygodna (wystarczy jeden szybki klik) nie urozmaica zbytnio naszego profilu. Warto z niej korzystać, choć z zachowaniem zdrowego rozsądku. Media społecznościowe to przede wszystkim nasze przemyślenia i emocje, a nie refleksje innych.

4. Fejkowe konta

Ten punkt wpisuje się raczej w kategorię: na co warto uważać. Fałszywe konta to na Twitterze niestety chleb powszedni. W przypadku niektórych wystarczy kilka wpisów i szybko przekonujemy się, że to tzw. „fejk” (do takich należy np. Stefan Niesiołowski). Dla wielu jednak nie jest to takie proste – jak chociażby Adam Szejnfeld, nad którego twitterową tożsamością dyskusja co chwilę wraca.

Fałszywe konta to głupota, ale też rzecz nad którą zapanować raczej się nie da. Bądźmy czujni!

5. Zabawa w hashtagi

Hashtagi są ważne, bowiem pomagają uporządkować treści, znaleźć konkretne informacje i zwiększyc zasięg naszych wpisów. Mimo wszystko – warto zachować umiar. Twitter to nie Instagram. Do wykorzystania jest tylko 140 znaków, więc nie warto ich marnować. Poza tym – #wpisy#przeładowane#niebieskimi#słowami#nie#wyglądają#dobrze.

6. Warto komentować

Dla niektórych 140 znaków to zbyt mało, dlatego swoje luźne myśli rozdzielają na kilka postów. Dla innych zaś – zdecydowanie za dużo. Puste linki to w twitterowych działaniach naszych polityków niechlubny standard.

7. Nie bądź plastikiem

„Plastikowa” kampania prezydencka Platformy Obywatelskiej zapisała się w kampanii społecznościowej wyrazistymi zgłoskami. Jej surową ocenę wielokrotnie wystawialiśmy również w naTemat. Z drugiej strony, omawiając aspekty, które w internecie nas bawią, trudno ponownie jej nie wspomnieć.

Drogi polityku – bez względu na to czy swoją przygodę z social media zaczynasz, czy masz już pewną wprawę, pamiętaj – Twitter i Facebook stawia na spontaniczność. Wysyłanie tweetów o identycznej treści w tym samym czasie nie ma z nią nic wspólnego.

Przy okazji warto też uważać na hejterów (zarówno polskiego, jak i japońskiego pochodzenia). Zamiast przysporzyć problemów naszej konkurencji, mogą narobić nam samym.

Nic za wszelką cenę

W polskiej polityce – choć z każdą kolejną kampanią widać duży postęp – często nadal mamy do czynienia z nieudolną próbą przełożenia standardowych metod komunikacji na nowe narzędzia. Czasami użytkownikom mediów społecznościowych przydałoby się więcej zdrowego rozsądku, a mniej emocji i ideologicznych .„rozjazdów”. Korzystajmy z Twittera i Facebooka, bo to cenne źródło informacji i najlepszy sposób na zbudowanie relacji. Nie kierujmy się jednak zwykłą „modą”, bo na tym możemy tylko stracić.

Karolina Wiśniewska

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.