Robiąc zakupy w supermarkecie kilka dni temu natrafiłam na mały przewodnik po Krymie. Kupiłam go, chociaż część informacji w nim zawarta jest już zdezaktualizowana i nieprzydatna.
Przewodnik „Krym. Półwysep rozmaitości” został wydany w 2010r., w czasach przynależności Autonomicznej Republiki Krymskiej do Ukrainy.Minione pięć lat wiele na Krymie zmieniło.
Kupując, zdawałoby się bezużyteczny przewodnik, zdobyłam wiele informacji o półwyspie. Nie tylko o jego historii, wielonarodowej kulturze, zabytkach, geografii, obyczajach. Ujęte wielopłaszczyznowo niewątpliwie są zaletą tego przewodnika. Tak jak dobre mapy czy wytyczone szlaki turystyczne. Zdobyłam w nim także wiele informacji o relacjach Krymu z Ukrainą na różnych płaszczyznach, w tym też społecznej, co mnie szczególnie zainteresowało.
Autorem przewodnika jest Artur Grossman, mieszkaniec Górnego Śląska, który jako dziennikarz, tłumacz i analityk rynków wschodnich oraz członek misji OBWE, pracuje i mieszka we Lwowie.
Co można, zatem, dowiedzieć się o Krymie z 2010r. od Artura Grossmana? O Krymie przed połączeniem z Rosją i sprzed wojny domowej na Ukrainie.
Po pierwsze — Krym to nie Ukraina
„Nie ulegajmy złudzeniu, że Krym przynależy do Ukrainy. Krym to nie Ukraina. Krym to ‘prawie Rosja’.(…) Język rosyjski jest tu wszechobecny, a ewentualna znajomość ukraińskiego może nam się przydać tylko po drodze” — napisał autor przewodnika cztery lata przed kijowskim Majdanem, dodając — „Warto nauczyć się choćby rosyjskiego alfabetu, może nam to pomóc w wielu sytuacjach. Ludzie znających któryś z zachodnich języków raczej nie znajdziemy, ale naród jest tu miły i zwykle stara się pomóc, szczególnie jak chce coś nam sprzedać”(str. 28).
Mimo, że Krym leżał w 2010r. w granicach Ukrainy, autonomia gwarantowała mu, że językiem oficjalnym i wykładowym był jęz. rosyjski. W tym języku, jak pisze autor przewodnika, ukazywała się większość gazet, czasopism i książek. „Język ukraiński jest na Krymie niewidoczny — informuje Artur Grossman, — co więcej,postrzegany jest raczej niechętnie i jego użycie może być niekiedy odebrane jako nietakt” (str. 98). Zdaniem autora przewodnika, „kwestia języka jest tym bardziej zawikłana, że większa część ukraińskiej ludności jest również rosyjskojęzyczna”.
Autor dostrzega próby ukrainizacji Krymu przez wprowadzanie ukraińskich nazw na mapach regionu i na kolei.
Po drugie — Tatarzy krymscy niezbyt chciani
W czasach międzywojennych Krym był podzielony na 20 okręgów, z czego aż 11 było okręgami „narodowymi”, w tym 6 tatarskich. Po 1989r. Tatarzy krymscy, represjonowani i przesiedleni w głąb Rosji przez Stalina za kolaborację z hitlerowskim okupantem, mogli wrócić na Krym. Jak się okazało — powroty nie były proste.
Wg. Artura Grossmana na miejscu czekały ich nowe problemy. „Władze Ukrainy nie były przygotowane na przyjęcie 27 tys. przybyszów i patrzyły się na nich raczej niechętnie” (str.101). Powracający na Krym Tatarzy byli bez środków do życia. Rozpoczęły się też kłopoty z obywatelstwem, bowiem Ukraina nie honorowała podwójnego obywatelstwa. Prawie połowa Tatarów przybyłych z Rosji — mieszkała na Krymie de facto nielegalnie. Do tego nasiliły się spory o możliwość rozwijania tatarskiej kultury i swobód religijnych. Tatarzy pokojowymi manifestacjami, jak podaje autor przewodnika, starali się wymusić na władzy w Kijowie przychylność.
Za prezydentury Wiktora Janukowycza sytuacja zaczęła się nieco poprawiać. „Wprowadzono pewne ułatwienia w uzyskiwaniu obywatelstwa”, powstały tatarskie szkoły i placówki kulturalne. Zaczęto wydzielać działki dla przesiedleńców.
Po trzecie — nieakceptowana kultura ukraińska
Kultura ukraińska na półwyspie jest mało widoczna, jak zapewnia autor przewodnika.Rozwijała się wokół mniejszości ukraińskiej lub była „celowo podtrzymywana przez władze Ukrainy, chcące podkreślić zależność półwyspu” (str.131) i skupiła się głównie w miastach. W Symferopolu działał Ukraiński Teatr Muzyczny, od czasu do czasu zdarzały się wystawy, prelekcje i inne imprezy przyciągające Ukraińców. Wychodziła też prasa w języku ukraińskim, ukazywały się książki w tym języku.
„Mimo, iż władze Ukrainy podjęły decyzje o wspieraniu kultury i oświaty ukraińskiej na Krymie, w Symferopolu stoi pomnik Bogdana Chmielnickiego — pisze autor przewodnika —reformy natrafiają na duży opór.” (str. 131-132). Jak podaje dalej, w tym czasie (do 2010r.) udało się otworzyć na Krymie zaledwie 4 szkoły z językiem ukraińskim jako wykładowym, gdzie dzieci i młodzież uczyły się jednocześnie jęz. rosyjskiego i ukraińskiego.
Po czwarte — dorobek Rosjan na Krymie
Geneza współczesnej kultury miejskiej wiąże się z „aneksją” Krymu przez Rosjan, jak wyjaśnia autor przewodnika, w czasach Piotra I. „Proces przekształcania miast tatarskich w rosyjskie miał charakter jednak dość płynny, a kultura rosyjska zajmowała miejsce kultury islamu, która i tak była już w regresie” (str. 134).
Autor przedstawia też bardzo interesująco historie wielu miast Krymu, w tym zbudowanych przez Rosjan, jak stolicę Republiki Krymskiej — Symferopol, której nazwę nadal feldmarszałek Gieorgij Patiomkin, książę Taurydy. Pierwsze budynki postawili tam Rosjanie w 1784 r. Podobnie, rzecz ma się z Sewastopolem — gdzie pierwsze budowle miejskie Rosjanie wznieśli rok wcześniej na rozkaz carycy Katarzyny II, która postanowiła, że właśnie tam „powstanie baza Floty Czarnomorskiej oraz siedziba admiralicji, stocznia, twierdza i koszary” (str.243).
Jest też historia Szcziołkina, miasta zbudowanego w czasach ZSRR, w 1978r., jako zaplecza socjalnego dla powstającej w pobliżu wielkiej elektrowni atomowej. Po rozpadzie ZSRR budowę elektrowni przerwano, a mieszkańcy miasta zostali zostawieni sami sobie. Autor przewodnika podaje, że zahamowano już wyludnianie się miasta przez sprzedaż tanio mieszkań komunalnych, które kupować zaczęli mieszkańcy Kijowa i… Moskwy. Miasto zasłynęło, jako miejsce niedrogiego i spokojnego wypoczynku z piękną piaszczystą plażą. Drogi na Krymie, zwłaszcza te między miastami, jak zapewnia autor przewodnika, są w znacznie lepszym stanie niż na Ukrainie (str. 48).
Autor wspomina też najlepsze i sławne w ZSRR i zagranicą — kurorty z borowiną w miasteczku Saki, które podczas ukraińskiej administracji Krymu znacznie podupadły. Czas tam, po upadku ZSRR, zamarł i sanatoria nie miały w 2010r. zbyt wiele do zaoferowania. Warunki sanitarne na Krymie, autor przewodnika odnotował, jako generalnie złe, i jak zaznacza, „co więcej, nigdzie nie znajdziemy toalet z sedesem”.(str.56).
Pytania do polskich władz
Jeśli odrzuci się informacje dot. funkcjonowania na Krymie administracji ukraińskiej, polskich konsulatów, cenników w hrywnach itp., przewodnik jest znakomitym źródłem informacji o półwyspie. Chociaż jego autor utożsamia się z Ukrainą i odnotował…”ukraińskich marynarzy” budujących na polecenie Katarzyny Wielkiej — Sewastopol, to i tak przemycił wiele interesujących informacji o tym, jak Krym wyglądał pod ukraińską administracją.
Upadek ZSRR i przyłączenie Krymu do Ukrainy zostawiło na nim swoiste piętno. Wstrzymana budowa elektrowni atomowej, problemy z nawadnianiem, podupadłe sanatoria, bałagan i niedoinwestowanie, nierozwiązane sprawy społeczne z mniejszościami etnicznymi, ukrainizacja prowadzona wbrew woli mieszkańców, na siłę — to Krym 2010r. Bogata i atrakcyjna turystycznie w czasach ZSRR Republika Krymska popadała powoli w ruinę.
Krym „prawie Rosja” — dzisiaj jest już tam, skąd go wyrwano, w Rosji. I na nic wszelkie zabiegi ukraińsko-unijno-amerykańskie, by odwrócić ten stan rzeczy. Krym wrócił do Rosji, bo czuł się jej integralną częścią, mimo całej swojej wielokulturowości, wielonarodowości i bujnej historii. To nie tylko wynik referendum, to też skutek sposobu funkcjonowania Krymu w ramach Ukrainy. Autonomiczny Krym z Rosją łączą wspólny dla obu obszarów język rosyjski, do którego Krymianie są bardzo przywiązani, wspólna historia i świadomość przynależności do Rosji mieszkańców Krymu. Natomiast prawie nic nie łączy Krymu z Ukrainą. Ukraina jest kulturowa obca mieszkańcom półwyspu. I tą obcość doskonale pokazał, pewnie mimo woli, Artur Grossman, Polak zamieszkały na Ukrainie, w przewodniku: „Krym. Półwysep rozmaitości”.
Rodzą się na kanwie tego wszystkiego proste pytanie, kierowane do polskich władz:
— Dlaczego politycy, zwłaszcza szefowie polskiej dyplomacji — nie widzieli tego, co dostrzegał, niewątpliwie zauroczony Ukrainą, Artur Grossman?
— I dlaczego, mimo niewyjaśnionych problemów Ukrainy, tak ochoczo przystąpili do realizacji poronionego pomysłu politycznego, jakim jest „Partnerstwo Wschodnie” i zachęcanie Ukrainy do stowarzyszenia się z UE?
— Dlaczego podejmując różne, w sumie bardzo kontrowersyjne decyzje w ramach UE wobec Ukrainy, nie rozpoznali dokładnie sytuacji, jaka tam panuje — sytuacji społecznej, ekonomicznej i politycznej?
— Dlaczego nie oszacowano skutków politycznych, ekonomicznych i przede wszystkim społecznych — swoich, nader lekkomyślnych pomysłów?
— Skoro autor turystycznego przewodnika o Krymie, w 2010r. dostrzegł i opisał wiele zjawisk, szalenie istotnych dla wewnętrznej integracji Ukrainy, traktowanej, jako jednolite państwo, a nie federacyjne, to dlaczego nie dostrzegali ich polscy „eksperci”?
— Dlaczego z uporem maniaka polscy politycy nazywają powrót Krymu do Rosji — wrogą aneksją, skoro taka była wola mieszkańców półwyspu, sprzeciwiających się ukrainizacji Krymu od samego początku?
Ślepi, czytać ze zrozumieniem nie potrafią, mają kłopoty z logicznym myśleniem?
Bogusław Jeznach