Ogłaszając decyzję o opóźnieniu prac nad projektami liberalizującymi aborcję, marszałek Sejmu Szymon Hołownia miał jeden ukryty cel. Chciał wymusić na Lewicy jasną deklarację, że nie wyrzuci do kosza projektu Trzeciej Drogi, który przywraca tzw. kompromis aborcyjny. Ponieważ podczas środowej awantury w Sejmie takie deklaracje padły, to niewykluczone jest, że prace nad zmianą prawa aborcyjnego ruszą jeszcze przed wyborami — szybciej, niż oficjalnie deklaruje Hołownia.
- Marszałek Sejmu niespodziewanie ogłosił, że przekłada planowaną na ten tydzień debatę aborcyjną
- Hołownia zapowiedział, że prace nad czterema projektami liberalizującymi aborcję ruszą dopiero po pierwszej turze wyborów samorządowych
- Taka decyzja wywołała gigantyczne emocje w Sejmie. Posłanki i posłowie Lewicy bezpardonowo zaatakowali marszałka
- Dla Lewicy walka o aborcję to główne paliwo w kampanii wyborczej, więc — paradoksalnie — decyzja Hołowni jest na rękę Włodzimierzowi Czarzastemu
- Według informacji Onetu także Donald Tusk nie jest zwolennikiem rozpoczynania prac nad aborcją w kampanii wyborczej
W minionym tygodniu marszałek Sejmu mówił tak: — Jest plan, aby na najbliższym posiedzeniu Sejmu zająć się projektami w sprawie aborcji. Położę na stole moją roboczą propozycję, aby wszystkie projekty dotyczące dopuszczalności aborcji zostały na najbliższym Sejmie przeczytane i żeby została podjęta dalsza decyzja co do prac nad nimi.
Co więcej — Hołownia powtórzył to w ostatni poniedziałek.
We wtorek nagle zmienił zdanie, czy też raczej powrócił do swego pierwotnego pomysłu, by sprawą zająć się po wyborach samorządowych. — Ostatnie kilka tygodni spędziłem na licznych konsultacjach i próbach mediacji tak, by zminimalizować ryzyko tego, że wszystkie projekty dotyczące aborcji, które dzisiaj są w Sejmie, zostaną odrzucone w pierwszym czytaniu w ramach przedwyborczej kanonady. Podjąłem decyzję po tych wszystkich konsultacjach i próbach sprawdzenia, czy jest szansa, żeby taka katastrofa się nie wydarzyła, żeby te projekty były procedowane w Sejmie tuż po pierwszej turze wyborów. A więc to się odbędzie 11 kwietnia — powiedział.
Ta nagła wolta Hołowni spotkała się z ostrą reakcją Lewicy. — Dla was nigdy nie jest dobry czas, by zająć się sprawą aborcji. Zamrażarkę sejmową zamienił pan na uśmiechniętą chłodnię — zaatakowała Hołownię szefowa klubu Lewicy Anna Maria Żukowska. I wytykała mu, że niedawno nazwał lidera Lewicy Włodzimierza Czarzastego „kłamcą” za to, że zarzucał mu blokowanie ustaw aborcyjnych.
— To jest duże rozczarowanie i tchórzostwo. Jestem zawiedziony i wkurzony — oburzał się wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek (Lewica).
— Polki przerywają ciążę niezależnie od tego, czy politycy używają sejmowych zamrażarek, niezależnie od tego, czy uznają, że przed wyborami, czy po wyborach jest dobry czas — mówiła minister ds. równości Katarzyna Kotula (Lewica). — Polki przerywają ciążę niezależnie od tego, że niektórzy politycy zwracają się do nich z fałszywą troską: to dla waszego dobra.
Jedna koalicja, cztery projekty aborcyjne
W Sejmie są w tej chwili cztery projekty aborcyjne, stworzone przez partie koalicji. Lewica ma dwa projekty. Jeden znosi karalność wobec lekarzy dokonujących aborcji za zgodą kobiety oraz wobec osób pomagających w aborcji. Zaś drugi umożliwia przerwanie ciąży do 12. tygodnia.
Koalicja Obywatelska ma własny projekt, także umożliwiający przerwanie ciąży w okresie pierwszych 12 tygodni jej trwania.
Za to Trzecia Droga (PSL i Polska 2050) złożyła w Sejmie projekt ustawy, który przywraca stan sprzed słynnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. — a zatem na nowo daje możliwość usuwania ciąży w razie ciężkiego uszkodzenia płodu, czego zakazał TK. Byłby to powrót do tzw. kompromisu aborcyjnego, czyli przepisów, które regulowały aborcję od 1993 r. „Kompromis” dawał prawo do aborcji także w dwóch innych wypadkach, które obowiązują także po orzeczeniu TK — w przypadku zagrożenia życia i zdrowia kobiety oraz gdy ciąża jest efektem przestępstwa.
Hołownia i Kosiniak-Kamysz uważają, że tylko ich projekt ma szanse zyskać podpis prezydenta
Hołownia zdaje sobie sprawę, że raczej prędzej niż później musi się zgodzić na rozpoczęcie prac nad tymi projektami. Z czego zatem wynika jego nagła zmiana zdania?
Według naszych informacji, do Hołowni zaczęły docierać deklaracje posłanek i posłów Lewicy, którzy sugerowali, że w razie odrzucenia w pierwszym czytaniu — czyli na początku prac — projektów legalizujących przerywanie ciąży do 12. tygodnia, zagłosują za odrzuceniem projektu Trzeciej Drogi. Chodzi m.in. o Krzysztofa Śmiszka, który deklarował, że „nie ma powrotu do kompromisu aborcyjnego”.
Sprowadzając to do konkretu — Hołownia naciskany od kilku tygodni przez Lewicę, nie chciał ulec jej szantażowi: jeśli Sejm głosami konserwatywnej części koalicji wyrzuci najbardziej liberalne projekty do kosza, to Lewica doprowadzi do odrzucenia bardziej umiarkowanego projektu Trzeciej Drogi. Hołownia i wspierający go lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz uważają, że tylko ich projekt ma szanse zyskać podpis prezydenta — czyli wejść w życie.
Ucieczka z pułapki Lewicy
Hołowni chodziło nie tylko o to, by uciec z pułapki, jaką na niego zastawiła Lewica. Obawiał się także, że w najgorszej dla koalicji sytuacji w pierwszym czytaniu upadają wszystkie projekty, bo konserwatywni posłowie koalicji — głównie z PSL i Polski2050 — odrzucają projekty, wprowadzające swobodną aborcję do 12. tygodnia, zaś liberalni posłowie koalicji — głównie z Lewicy i KO — odrzucają projekt powrotu do kompromisu aborcyjnego.
Rzeczywiście, takiej sytuacji wykluczyć nie można, a odrzucenie wszystkich projektów doprowadziłoby do kryzysu w koalicji i postawiłoby partie ją tworzące w koszmarnej sytuacji w kampanii wyborczej.
Tusk zwolennikiem opóźnienia prac nad projektami aborcyjnymi
Współpracownicy Hołowni przekonują, że w tym sensie marszałek odniósł sukces — Lewica ustami Anny Marii Żukowskiej zadeklarowała, że jej formacja zagłosuje za tym, aby każdy projekt aborcyjny trafił do dalszych prac.
W przypadku Koalicji Obywatelskiej sprawa jest prostsza — lider KO Donald Tusk jest zwolennikiem opóźnienia prac nad projektami aborcyjnymi.
Nasi rozmówcy w otoczeniu Hołowni przekonują, że marszałek ma taką deklarację od premiera. Dlatego też wczoraj Hołownię w Sejmie atakowała głównie Lewica, zaś liberalne posłanki i liberalni posłowie KO nie przyłączali się do tych awantur.
Lewica ma dobre paliwo
Inna rzecz, że ten spór o aborcję to idealne paliwo polityczne dla Lewicy w kampanii. Odkąd Donald Tusk zerwał rozmowy z Włodzimierzem Czarzastym o wspólnym starcie w wyborach samorządowych, Lewica bardzo się uaktywniła w kwestii aborcji. To jej główne paliwo wyborcze.
Wspomniany atak Czarzastego na Hołownię nastąpił właśnie wówczas — po fiasku negocjacji o starcie Lewicy z KO. — Dla nas jest oczywiste, że Lewica ma trudną sytuację przed wyborami, stąd granie aborcją. Nie mają innych tematów, którymi byliby w stanie zmobilizować swój elektorat — mówi Onetowi wysokiej rangi polityk Trzeciej Drogi.
W tym sensie politycy Lewicy atakując teraz Hołownię po jego decyzji o przesunięciu debaty aborcyjnej, w dużej mierze odgrywają kampanijny teatr. Nikt nie może być zdziwiony, że Hołownia, który omal nie został duchownym, a przed wejściem do polityki popierał zaostrzenie prawa aborcyjnego, nie pali się do rewolucji w kwestii przerywania ciąży.
Wszyscy jednak wiedzą, że jakaś liberalizacja przepisów w tym Sejmie szybko musi nastąpić. Bo nawet Hołownia i konserwatywni posłowie PSL zdają sobie sprawę, że obecne restrykcyjne przepisy — stworzone przez Trybunał Konstytucyjny na zlecenie PiS — są niepopularne. — Polacy się liberalizują w kwestii aborcji, nawet nasi wyborcy na wsi. Musimy nadążać za tą zmianą — mówi Onetowi wpływowy polityk PSL.
Po uzyskaniu deklaracji Lewicy, że poprze dalsze prace nad wszystkimi projektami aborcyjnymi, Hołownia jest gotów zmienić swą decyzję i przyspieszyć rozpatrywanie projektów aborcyjnych.
Może do tego dojść na kolejnym posiedzeniu Sejmu. Inna rzecz, że żadnej zmiany przepisów do czerwcowych wyborów europejskich nie będzie.
Źródło: onet.pl