Prawo i Sprawiedliwość pogodziło się z faktem, że w walce z obecną władzą i Donaldem Tuskiem nie może liczyć na wsparcie prezydenta. Wobec Andrzeja Dudy w partii narasta zażenowanie i wręcz wściekłość. Nikt nie rozumie, skąd taka uległość i słabość głowy państwa, który nie potrafi przeciwstawić się „łamaniu prawa” i podważania jego prerogatyw. — Nie tego się spodziewaliśmy — mówią po cichu politycy PiS.
Postępowanie Andrzeja Dudy ma być największym zawodem i rozczarowaniem, jakiego Prawo i Sprawiedliwość doświadczyło po 15 października ub.r., kiedy mimo uzyskania najlepszego wyniku w wyborach musiało pogodzić się z utratą władzy. Choć nikt w partii Jarosława Kaczyńskiego, na czele z nim, nie przewidział, że nowa koalicja zacznie przejmować państwowe instytucje wbrew obowiązującym ustawom, to także nikt nie przypuszczał, że prezydent stanie się jedynie biernym obserwatorem „łamania konstytucji i prawa”.
„Andrzej powinien wreszcie włożyć spodnie”
Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy w ostatnich dniach o tym, co kierownictwo partii rzeczywiście myśli o działaniach podejmowanych przez głowę państwa, podkreślają, że trudno zrozumieć, czym naprawdę kieruje się Andrzej Duda i jego najbliższe otoczenie, w którym niektórzy upatrują nawet „zdrajców”.
Czas na stanowcze decyzje głowy państwa
—To się nie stanie bez stanowczej i jednoznacznej decyzji prezydenta. Czas taką wreszcie podjąć — mówi nam jeden z najbliższych współpracowników prezesa PiS.
Z naszych informacji wynika ponadto, iż nikt w PiS-ie nie wierzy, że prezydent Duda doprowadzi do skrócenia kadencji Sejmu i nowych wyborów, co mogłoby przerwać „bezprawne działania obecnej władzy”.
Choć taki scenariusz w centrali Prawa i Sprawiedliwości oceniany jest za bardzo ryzykowny, to dziś nikt w kierownictwie partii Kaczyńskiego, na czele z nim, nie ma innego pomysłu, by zatrzymać Tuska i jego akolitów w przejmowaniu wbrew ustawom kolejnych instytucji, które PiS przez ostatnie osiem lat tak pieczołowicie budował.
— Prezydent w ogóle nie myśli o rozwiązaniu Sejmu. Dopiero co były wybory, jest nowy rząd i tyle. Gdyby wysłał ustawę budżetową do TK, to nie rozwiązywałoby Sejmu. Gdyby budżet był przyjęty w sposób niekonstytucyjny, prezydent będzie zmuszony wysłać go do trybunału — mówił w ubiegłym tygodniu prezydencki minister.
Prezydent nie zdecydował, co dalej z budżetem
Ustawa budżetowa, którą w czwartek uchwalił Sejm, czeka jeszcze na głosowanie w Senacie. Następnie w ciągu kilku dni trafić ma na biurko prezydenta. — Pan prezydent nie podjął jeszcze żadnej decyzji w tej sprawie, a wszelkie informacje o wysłaniu ustawy do Trybunału Konstytucyjnego są dziś jedynie medialnymi spekulacjami. Decyzja w tej sprawie zostanie podjęta, jak ustawa budżetowa trafi do pana prezydenta z Senatu — słyszymy nieoficjalnie w otoczeniu głowy państwa.
Nikt nie wierzy, że Duda pomoże PiS
Dla Prawa i Sprawiedliwości te wszystkie wypowiedzi stanowią jasny sygnał, że w obaleniu obecnej władzy nie może liczyć na głowę państwa. A tego najbardziej dzisiaj oczekuje od Dudy Nowogrodzka i sam Jarosław Kaczyński.
W ich ocenie prezydent nie wykorzystuje swojej pozycji, jaką daje mu konstytucja, by „walnąć pięścią w stół” oraz „zmusić rząd Tuska do zatrzymania się i respektowania ustaw”. Zamiast tego Andrzej Duda w ciągu miesiąca pozwolił dwukrotnie podważyć prerogatywy, które przysługują głowie państwa.
— Nowa władza nie respektuje aktu łaski oraz nie stosuje się do zapisu w ustawie o prokuraturze, która jasno wskazuje, że to prezydent musi zaopiniować odwołanie Prokuratora Krajowego. Jeśli prezydent Duda nie zatrzyma teraz tego procederu, to w ciągu najbliższych miesięcy urząd prezydenta stanie się jedynie wydmuszką, gdzie każde weto czy sprzeciw głowy państwa będzie można podważyć zamówioną opinią prawną — słyszymy od polityków na Nowogrodzkiej.