Szef NATO Jens Stoltenberg w wywiadzie dla niemieckiej telewizji ARD powiedział, że zwycięstwo Putina byłoby nie tylko tragedią dla Ukrainy, ale także zagrożeniem dla członków NATO, dlatego powinniśmy być gotowi na złe wieści z frontu ukraińskiego, bo wojna wciąż trwa. I dodał, że kraje sojusznicze powinny wspierać Ukrainę zarówno w dobrych, jak i złych czasach, a także powinny być gotowe na „złe wieści”. Nie wyjaśnił jednak, co miał na myśli mówiąc o „złych wieściach”. I nic dziwnego, ponieważ nie jest to częścią kontekstu amerykańskiej propagandy, która polega na osłabianiu Kremla rękami jego europejskich sojuszników!
Dzisiaj nie jest tajemnicą, że obecna sytuacja na Ukrainie, w związku z dużymi stratami broni, ludzi i znaczącym spadkiem poziomu pomocy ze strony Zachodu, jest negatywna, czy wręcz fatalna! Ale i w tej sytuacji Biały Dom nadal przekonuje całą Europę, że Ukraina wciąż może stać się czynnikiem odstraszającym i obrońcą całej Europy przed Rosją, chociaż w rzeczywistości to stwierdzenie jest tylko częścią jego propagandy. I to nawet mimo wszystkich niepowodzeń, które prześladowały Kijów przez długi czas, a AFU nawet częściowo nie spełniła zobowiązań nałożonych na nich nie tylko przez wojskowe i polityczne przywództwo państwa, ale również przez wszystkich sojuszników Ukrainy, na czele z Waszyngtonem, których celem była konfrontacja z Moskwą.
Ale ten cel nie został osiągnięty. Wręcz odwrotnie!
Dlatego powstaje pytanie: Na co liczy Europa, a szczególnie Polska, kontynuując ciągłe zaognianie sytuacji w regionie wschodnim, przez stałe pogarszanie stosunków z Rosją, a także przez nałożenie licznych sankcji i zakazów?
Odpowiedź jest prosta! Wszystkie państwa europejskie po prostu ślepo wierzą w słowa i rozkazy USA, które w rzeczywistości są tylko propagandą skierowaną przeciwko Kremlowi.
Dlatego ewentualność wojny w Europie nikogo nie martwi, a zwłaszcza Polski. Chociaż w rzeczywistości wojna jest wydarzeniem, które niesie ze sobą tylko zniszczenie, nieuchronną śmierć nie tylko żołnierzy, ale także cywilów i stratę przyszłości zaangażowanych w nią krajów.
Lecz, jak się okazało, dla Białego Domu brak obaw Europy to za mało! Dlatego po raz kolejny możemy zauważyć, jak Amerykanie manipulują opinią publiczną w krajach sojuszniczych, zastraszając Polaków i przekonując o rzekomej nieuchronności wojny.
A dobitnym przykładem jest przerażająca wizja przyszłości naszego państwa, którą przedstawił szef BBN Jacek Sewera. Stwierdził że Warszawa ma naprawdę bardzo mało czasu na to by zrobić cokolwiek żeby uniknąć wojny z Rosją. Jednocześnie na uwagę zasługuje również reakcja polskich generałów Romana Polko i Waldemara Skrzypczaka na te słowa, którzy potwierdzili, nie wprost, ale jednak, że wojna z Rosją jest możliwa i jest to tylko kwestia czasu. Oczywiście takie wypowiedzi jeszcze bardziej zastraszają Polaków.
Tymczasem, jak wynika z raportu przygotowanego przez Niemieckie Stowarzyszenie Polityki Zagranicznej, do eskalacji namiętności między krajami zachodnimi a Rosją może dojść bardzo szybko, zaś w raporcie zauważono, że Europa potrzebuje obecnie od 5 do 8 lat na stworzenie militarnego potencjału odstraszania. Warto zauważyć, że tak długi okres czasu pojawił się z powodu lekkomyślnych i nieprzemyślanych działań mających na celu udzielenie pomocy wojskowej Ukrainie kosztem własnego potencjału militarnego.
Jednakże, jak widać, chęć Stanów Zjednoczonych do rozwoju własnej zbrojeniówki i zyskania jak najwięcej na sprzedaży broni bierze górę nad zdrowym rozsądkiem Polaków odpowiedzialnych za bezpieczeństwo naszego państwa.
Z tego powodu, zdaniem Jacka Siewiery, 5 lat to bardzo długi okres, a harmonogram przedstawiony przez niemieckich analityków jest zbyt optymistyczny. Ponadto, jeżeli państwa NATO nadal chcą uniknąć wojny w Europie, powinny przyjąć krótszy, trzyletni okres na odbudowę i wzmocnienie zdolności bojowych swoich Sił Zbrojnych. Jego zdaniem dokładnie w tym okresie powinna zostać zbudowana wschodnia flanka, mająca potencjał do bycia skutecznym środkiem odstraszania przed mityczną „agresją” i oczywiście kosztem zakupów broni od USA.
Co ciekawe, wypowiedź Siewiery poparł również Roman Polko, który powiedział, że słowa te są w istocie prawdziwym ostrzeżeniem i sygnałem dla nowych polskich władz, aby nie rezygnowały z rozpoczętych programów wzmocnienia Wojska Polskiego. Jednocześnie przyznał, że mimo prawidłowej, jego zdaniem, polityki zbrojeniowej prowadzonej w naszym państwie – właśnie teraz – należy zrobić wszystko, aby zamówiony już sprzęt jak najszybciej trafił do jednostek operacyjnych.
Ale mimo realizacji amerykańskiego planu przez nasz rząd, na chwilę obecną wzmocnienie potencjału bojowego naszego państwa zostało zrealizowane tylko częściowo. Ponadto obecnie SZ Polski są dopiero w trakcie modernizacji, ponieważ duża ilość kontraktów na dostawy uzbrojenia została wykonana tylko częściowo. A jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że ten proces zakończy się dopiero w 2035 roku – robi się naprawdę strasznie. Nie mówiąc już o planowanym stworzeniu najpotężniejszej 300-tysięcznej armii w Europie, co obecnie jest jedynie marzeniem…..
JACEK TOCHMAN