Kadencję ministra kultury z nadania PiS Piotra Glińskiego zakończył organizowany na ostatnią chwilę nabór nowych członkiń i członków PISF — czołowej instytucji dla rodzimego kina. Po ujawnieniu kontrowersyjnych nazwisk rozmówcy Onetu wskazują, że to nie koniec politycznego zamieszania.
- Minister Gliński w ostatniej chwili swojego urzędowania ogłosił nabór na członkinie i członków Rady PISF, mimo że decyzja mogła poczekać na nowego ministra z rządu sejmowej większości
- „Tak się na szczęście nie stało” — komentuje obawy o polityczny charakter tej decyzji Stowarzyszenie Filmowców Polskich, którego prezes, Jacek Bromski, również zasiada w Radzie
- W dyskusji na temat Bromskiego pojawiają się zdania o jego bliskich relacjach z ministrami PiS oraz kulisy skandalu z filmem o aferze Amber Gold. Nieoficjalnie miał powstać „na zamówienie prezesa Jacka Kurskiego”
- — Żaden przyzwoity człowiek nie powinien zasiadać w jakimkolwiek gremium z Robertem Kaczmarkiem. Nie po tym, co spotkało Annę Sienkiewicz-Rogowską. Zapłaciła najwyższą cenę, cenę życia — mówi producentka Renata Czarnkowska-Listoś
„Wyrażając słuszne obawy, Saramonowicz (Andrzej Saramonowicz, reżyser i scenarzysta — red.) zasugerował, że minister zechce obsadzić Radę podległymi sobie ludźmi. Tak się na szczęście nie stało, ale Gazeta.pl mimo wszystko usiłuje tak właśnie tę nową Radę skomentować. Celowa manipulacja czy skrajna głupota?” — przekonuje na oficjalnej stronie internetowej Stowarzyszenie Filmowców Polskich.
W ten sposób organizacja komentuje sygnalizowaną przez Saramonowicza, a szeroko opisywaną po raz pierwszy przez Onet (później także m.in. portal Gazeta.pl) głośną sprawę naboru do Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Nabór ten ustępujący minister kultury z PiS ogłosił na sam koniec swojej kadencji, mimo że sprawa mogła poczekać na nowego ministra, pochodzącego z tzw. zjednoczonej opozycji. To ona dysponuje sejmową większością.
„Urzędnik ustępującej władzy”
Stowarzyszeniem Filmowców Polskich (największą organizacją zrzeszającą polskie filmowczynie i filmowców) kieruje Jacek Bromski, producent, reżyser i scenarzysta. Jako prezes SFP kolejny raz będzie zasiadał w Radzie PISF. Pytamy stowarzyszenie oraz samego Bromskiego, na jakiej podstawie oceniają obawy Saramonowicza o upolitycznienie Rady PISF za finalnie nieuzasadnione.
W odpowiedzi Jacek Bromski podkreśla, że „minister został pozbawiony ruchu”, po tym, gdy organizacje filmowe, wbrew pomysłowi Stowarzyszenia Kobiety Filmu, nie dołączyły do bojkotu i wskazały swoje kandydatki i kandydatów, oraz że Piotr Gliński „nie wybrał nawet przedstawiciela TVP na miejsce przeznaczone dla nadawców telewizyjnych, ale przedstawiciela zgłoszonego przez Polsat”.
Jednak źródła Onetu wskazują, że Bromski od początku sprzyja dyrektorowi PISF Radosławowi Śmigulskiemu, a jego obecność w Radzie przy jednoczesnych zapewnieniach o tym, że dba o bezstronność polskiej kinematografii, to określony plan działania.
— Prezes Bromski gra bardzo czytelnie na to, żeby Radosław Śmigulski zachował swoją władzę. On nie jest ekspertem od kina, tylko urzędnikiem ustępującej władzy, który wcześniej pracował w Totalizatorze Sportowym. Rada jest bardzo eklektyczna, są w niej specjaliści z różnych organizacji filmowych, ale też kandydatury skrajnie polityczne, jak pan Kaczmarek — wskazuje rozmówca Onetu, ceniony krytyk filmowy chcący zachować anonimowość.
Robert Kaczmarek to twórca dokumentu o Lechu Kaczyńskim, producent filmów Ewy Stankiewicz, zwolenniczki teorii o zamachu w Smoleńsku, oraz Grzegorza Brauna z Konfederacji. W 2022 r. minister Gliński powołał Kaczmarka na dyrektora Filmoteki Narodowej — Instytutu Audiowizualnego. Funkcję przejął po odwołanym przez Glińskiego Dariuszu Wieromiejczyku.
Scena przeciwko Donaldowi Tuskowi
— Bromski był w bardzo dobrych relacjach z ministrem Glińskim i wiceministrem Sellinem, jego żona pracuje w Ministerstwie Kultury (Monika Smoleń-Bromska kieruje Departamentem Funduszy i Spraw Europejskich — red.), a udawał represjonowanego twórcę — ocenia nasz informator.
W dyskusji o Bromskim wraca temat jego filmu „Solid Gold” o aferze Amber Gold, którą PiS wykorzystywał w walce z politycznymi oponentami. Produkcja, jak wskazują informatorzy Onetu, „powstała na zamówienie ówczesnego prezesa Jacka Kurskiego”. Najpierw „Solid Gold” został wycofany z festiwalu filmowego w Gdyni, a później przywrócony do konkursu. Bromski mówił wówczas o nacisku ze strony TVP — koproducenta obrazu — i próbach cenzury. W praktyce miało chodzić o wycięcie kluczowej sceny wprost uderzającej w obóz Donalda Tuska.
— Jacek Bromski lobbował na rzecz Radosława Śmigulskiego, przekonywał, że jeśli ten nie zostanie wybrany na kolejną kadencję, PISF będzie zamknięty, a środowisko pozostanie bez pieniędzy. Teraz staje się jasne, że jedynym rozwiązaniem był postulowany przez Kobiety Filmu bojkot naboru, tym bardziej że obecna rada mogła bez problemu działać do czasu powołania nowego ministra. Można było tę sytuację ułatwić ministrowi z nowego, demokratycznego rządu — mówi Onetowi anonimowo ceniona scenarzystka filmowa.
Pytany o sprzyjanie Śmigulskiemu, Bromski przekonuje: — Komisja konkursowa wybrała najlepszego kandydata spośród zgłaszających się do konkursu na dyrektora PISF. Proszę nie zapominać, że to SFP stało za powołaniem PISF i uchwaleniem przez Sejm ustawy o kinematografii, więc dobro tej instytucji leży najbardziej nam na sercu.
Kwestię „podległości ministrowi Glińskiemu”, którą zasugerował Saramonowicz, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich kwituje słowami: — Taka insynuacja nadawałaby się do sądu.
„Ania została zaszczuta, zapłaciła najwyższą cenę”
— Zaznaczam, że mówię wyłącznie w swoim imieniu. Nie wiem, czy wybór przez Glińskiego, który wyrządził polskiej kulturze i twórcom tak wiele złego, może stanowić powód do dumy. Ponadto uważam, że żaden przyzwoity człowiek nie powinien zasiadać w jakimkolwiek gremium z Robertem Kaczmarkiem — mówi Onetowi producentka i reżyserka Renata Czarnkowska-Listoś.
— Na pewno nie po tym, co spotkało Annę Sienkiewicz-Rogowską (zmarła w 2022 r. wicedyrektorka Muzeum Warszawy, po fuzji Filmoteki Narodowej i Instytutu Audiowizualnego została zwolniona przez Kaczmarka, „Gazecie Wyborczej” mówiła o mobbingu i licznych nadużyciach władzy – red.). Ania została bezpodstawnie oskarżona, zaszczuta i zapłaciła najwyższą cenę, cenę życia —dodaje.
Pytana o proponowany przez siebie bojkot naboru do Rady, mówi, że trudno jej zrozumieć stanowisko wielu przedstawicieli środowiska, którzy uważali, że zgłaszając kandydatury do Rady PISF, podejmują walkę o przyszłość kina.
Te argumenty byłyby do przyjęcia, gdyby padły dwa, trzy lata temu. Ale teraz? Za chwilę będziemy mieć nowego ministra z rządu, który dysponuje sejmową większością i obiecuje zmiany w zarzadzaniu kulturą. Glińskiemu na pewno nie chodziło o dobro polskiej kinematografii, ale o uniemożliwienie odwołania dyrektora Śmigulskiego, o co za tym idzie zablokowanie niezbędnych zmian w najważniejszej dla środowiska instytucji. Zgodę na odwołanie dyrektora musi wyrazić Rada.
Jakich zmian, jej zdaniem, należałoby dokonać w PISF? — Najważniejsza jest zmiana sposobu zarządzania z autorytarnego, bizantyjskiego na wspierający i partnerski wobec pracowników, i współpracowników. Wszelkie kontrole należy zacząć nie od faktur, ale od tego, jak wyglądała sytuacja zespołu PISF. Ile osób zwolniono w ciągu ostatnich sześciu lat i w jaki sposób? Ile procesów wytoczonych przez zwolnionych zostało wygranych? Co zrobiono ze skargami pracowników dotyczących mobbingu i przemocy w Instytucie? Ile osób, nie mogąc poradzić sobie z tym „stylem” rządzenia poszło na zwolnienia lekarskie? — odpowiada Czarnkowska-Listoś.
— Wiem, że niemal całe środowisko jest zastraszone, koleżanki i koledzy boją się Radosława Śmigulskiego, który nie przyjmuje żadnej krytycznej uwagi, a kiedy ktoś odważy się ją jednak sformułować, może się spodziewać groźby sprawy sądowej. Jednak, jak powiedziała Agnieszka Holland, „jest pięknie się nie bać” — puentuje.
„Najlepszy spośród kandydatów”
Zarówno Jacek Bromski, jak i Robert Kaczmarek, a także producent Mariusz Łukomski i Ilona Łepkowska — scenarzystka, przewodnicząca Gildii Scenarzystów Polskich — byli w komisji, która w 2022 r. wybierała Radosława Śmigulskiego na kolejną kadencję.
Śmigulski, jak przypominaliśmy na łamach Onetu, ma polityczną przeszłość. Tworzył struktury lokalne kierowanego przez Przemysława Wiplera stowarzyszenia Republikanie, z którym związani byli m.in. Jarosław Gowin i Anna Streżyńska. Jego poprzedniczka, Magdalena Sroka, została bezprawnie — jak orzekł sąd — odwołana ze stanowiska przez Piotra Glińskiego.
— Jako nowo powołana członkini Rady nie powinnam wypowiadać się na ten temat. Takie mam przekonanie — jestem w tym dyskursie stroną, a wymienieni (Bromski, Łukomski, Kaczmarek — red.) są obecnie moimi kolegami, z którymi wspólnie będziemy pracować w Radzie. Uważam, że wypowiadanie się byłoby nie w porządku — komentuje Łepkowska.
W swoich mediach społecznościowych pisze: „Co pewien czas (tak ze dwa razy na tydzień) obiecuję sobie, że przestanę tyle udzielać się społecznie. A potem łamię to postanowienie, jak jest sprawa do załatwienia. Tym razem, na trzy lata — Rada Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w zacnym gronie. Czyli znów — do roboty”.
— W PISF potrzebna jest porządna kontrola, nie tylko poselska, ale też Najwyższej Izby Kontroli — wskazują informatorzy Onetu.
„Ciągle nie wiem, czy należy mi się wsparcie”
Ministerstwo Kultury, pytane o kryteria w wyborze członkiń i członków Rady PISF, przesyła następującą wiadomość:
W skład Rady powołano: 1) trzech członków zgłoszonych przez twórców filmowych; 2) jednego członka zgłoszonego przez producentów filmowych; 3) jednego członka zgłoszonego przez związki zawodowe działające w sferze kinematografii; 4) pięciu członków zgłoszonych przez podmioty, o których mowa w art. 19 ust. 1-5 ustawy o kinematografii; 5) jednego członka reprezentującego Ministra.
Z kolei Radosław Śmigulski, który wcześniej nie chciał odnosić się do okoliczności organizowanego na ostatnią chwilę naboru, tłumacząc, że leży on wyłącznie po stronie Ministerstwa Kultury, w komentarzu dla Onetu wymienia poszczególnych członków Rady wraz z ich stanowiskami: Mariusza Łukomskiego jako prezesa Monolith Films, największego polskiego dystrybutora filmowego pod względem kapitału; szefa Gildii Reżyserów Polskich Andrzeja Jakimowskiego; rekomendowanego przez Krajową Izbę Producentów Wizualnych Andrzeja Muszyńskiego czy Tomasza Wolskiego z ramienia Gildii Polskich Reżyserów Dokumentalnych.
Agnieszka Holland, pytana o ostatnie lata działalności PISF i Radosława Śmigulskiego, wspomina „interes dyrektora, który chce być obudowany swoimi ludźmi”: — Dyrektor, z różnych względów, nie zawsze kieruje się merytorycznymi względami, decydując o dofinansowaniu projektów. Przekonałam się o tym, próbując zdobyć dofinansowanie na mój film o Franzu Kafce. Mimo rekomendacji komisji ciągle nie wiem, czy należy mi się wsparcie.
Źródło: onet.pl