Polska odbudowuje swoją flotę śmigłowcową z rozmachem. Jej trzonem ma być pozyskanie 96 amerykańskich śmigłowców szturmowych w najnowszej wersji AH-64E Apache Guardian. Będą też inne nowoczesne maszyny. Jest się z czego cieszyć. Wcześniej trzeba jednak rozwiązać parę problemów.
- Polska zamierza kupić przynajmniej 150 śmigłowców, w tym najnowsze maszyny uderzeniowe.
- Podstawą polskiej floty śmigłowców bojowych będą amerykańskie śmigłowce szturmowe AH-64E Apache. Powstanie też w Polsce centrum serwisowe dla tych maszyn.
- Jednak aby wojsko mogło skutecznie wykorzystać ich walory bojowe, trzeba będzie rozwiązać kilka problemów.
O złożeniu oferty kupna 96 śmigłowców uderzeniowych AH-64E Apache Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej, poinformował już w 2022 r. W sierpniu 2023 r. Departament Stanu USA zatwierdził sprzedaż Polsce tych maszyn.
– Jesteśmy w procesie negocjacji warunków szczegółowych pozyskania 96 śmigłowców uderzeniowych Apache. Szacujemy, że jeszcze w tym roku podpiszemy umowę główną – poinformował minister Błaszczak podczas briefingu w zakładach Boeinga w Mesie pod Phoenix, które odwiedził, będąc z wizytą w USA pod koniec września 2023 r.
O ile zakup jednych z najnowocześniejszych śmigłowców świata nie budził kontrowersji, z wyjątkiem ceny, która ma wynieść przeogromną sumę 12 mld dol., to pozyskanie wraz ze śmigłowcami za ogromne pieniądze 1844 przeciwpancernych pocisków kierowanych AGM-114R2 Hellfire – już tak.
Specjaliści i analitycy wojskowi zwrócili uwagę, że rakiety te są już przestarzałe i armia amerykańska wycofuje je z uzbrojenia. Będziemy mieli o wiele nowocześniejsze pociski Brimstone, które mamy produkować w kraju w kooperacji z Brytyjczykami. Moglibyśmy też produkować pociski Spike w wersji o zwiększonym zasięgu do 30 km, a nawet 50 km (w tzw. systemie standoff).
Rakiety Hellfire mają zasięg do 8 km. Odpalający je śmigłowiec będzie zatem pozostawał w polu rażenia nieprzyjacielskich przenośnych systemów przeciwlotniczych bardzo krótkiego zasięgu. Przykładowo rosyjski samobieżny zestaw przeciwlotniczy Sosna uzbrojony jest w pociski mogące razić cele w zasięgu 10 km i na pułapie do 5 km.
W pakiecie ze śmigłowcami znajduje się też m.in. 508 pocisków przeciwlotniczych Stinger, zdaniem specjalistów nie lepszych od produkowanych w kraju Gromów czy Piorunów.
Największym wyzwaniem będzie wyszkolenie pilotów śmigłowców
Obok Apache MON zamówił też Black Hawki (będzie ich 8) i 32 śmigłowce wsparcia pola walki AW149. Rozpoczęto również negocjację w sprawie dostawy 22 ciężkich śmigłowców AW101 (4 zakupiono już dla Marynarki Wojennej RP). W sumie ma to być co najmniej 150 śmigłowców. To wymaga zwiększonej logistyki.
Z serwisowaniem śmigłowców nie jest bowiem tak, jak z samochodami, że do jednego warsztatu do naprawy mogą wjeżdżać samochody różnych marek i nie ma z tym większych problemów. Każdy ze śmigłowców wymaga oddzielnych obsług oraz narzędzi do serwisowania i naprawy.
Dlatego tak ważnym punktem wizyty ministra Błaszczaka w USA było podpisanie umowy offsetowej z koncernem Lockheed Martin, związanej z zakupem śmigłowców AH-64 Apache, która zakłada powstanie w Bydgoszczy centrum serwisowego dla kluczowych części tych śmigłowców, takich jak radary czy systemy naprowadzania rakiet Hellfire.
Szef MON zapowiedział również podpisanie kolejnych umów offsetowych, m.in. z Boeingiem, dotyczących obsługi, napraw i serwisowania samych maszyn oraz z General Electric na serwisowanie silników śmigłowców Augusta-Westland AW101 i AW149 ze Świdnika, które Polska również zamówiła. Ta ostatnia miała zostać podpisana w ciągu kilku następnych dni.
Przy okazji ciekawostka. Po podpisaniu przez Polskę umowy z USA o przekazaniu śmigłowców AH-64E Apache Guardian na forum poświęconym grze wojennej War Thunder doszło do intrygującego, choć raczej niezamierzonego zbiegu okoliczności. Po raz kolejny ujawniono tajne dokumenty wojskowe, tym razem przedstawiające słabe punkty śmigłowca Apache AH-64D.
Ale nie to jest obecnie głównym problemem związanym z tym kontraktem śmigłowcowym. Według specjalistów największym wyzwaniem, przed jakim stanie wojsko, jest wyszkolenie pilotów do tych maszyn.
Zanim większość nowych maszyn trafi do armii, połowa obecnych pilotów będzie już na emeryturze
Minister Błaszczak będąc w USA, zaznaczył, że do czasu, kiedy Apache zaczną trafiać do polskiej armii, w ramach uzgodnień z szefem Pentagonu Lloydem Austinem, Polska otrzyma w przyszłym roku, na zasadzie leasingu, 8 śmigłowców z zasobów US Army.
Według szefa MON standardem jest termin dostaw po czterech latach od podpisania umowy, lecz MON będzie się starał skrócić ten czas. Argumentem na rzecz przyspieszenia dostaw śmigłowców ma być rozpoczęcie przez pierwszych polskich pilotów już w sierpniu szkolenia w bazie w Teksasie.
WNP .PL zapytał gen. Jana Rajchela, pilota wojskowego klasy mistrzowskiej, byłego rektora Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, a obecnie kandydata do Senatu RP, czy otrzymane osiem maszyn wystarczy do wyszkolenia dostatecznej liczby pilotów do nowych śmigłowców?
– Tylko dla utrzymania w linii 96. śmigłowców Apache potrzeba będzie ponad 300 pilotów. Trudno sobie wyobrazić, by obecne, średnie pokolenie pilotów śmigłowcowych udało się przeszkolić do lotów na tych śmigłowcach. Zanim większość z nowych maszyn trafi do armii, prawdopodobnie połowa z nich będzie już na emeryturze – mówi gen. Rajchel.
Wyjaśnia szczegóły. Załoga śmigłowca to dwaj piloci. Oczywiście można poprzestać na jednym, ale wtedy trudno będzie skutecznie wykorzystać wszystkie bojowe walory śmigłowców. Będziemy zatem potrzebować 2 razy więcej pilotów niż śmigłowców.
Aby mogły one być efektywnie wykorzystywane na polu walki, na każdy śmigłowiec powinny przypadać dwie załogi. Zatem aby poznać rzeczywiste potrzeby pilotów śmigłowcowych, trzeba liczbę maszyn pomnożyć przez 4.
– Jeśli przyjmiemy, że będziemy mieć 150 nowych maszyn, to potrzeba będzie aż 600 pilotów. Nasze szkoły aktualnie wypuszczają 30 pilotów rocznie. To znaczy, że na wyszkolenie tak dużej ich liczby potrzeba będzie 20 lat. Oczywiście można skierować kandydatów na pilotów za granicę, ale są to kolejne duże koszty – podkreśla generał-pilot.
Do szkolenia będzie potrzebny śmigłowiec przejściowy
Przypomina, że do szkolenia pilotów w Dęblinie służą śmigłowce Mi-2 oraz SW-4. Jednak po szkoleniu na tych śmigłowcach nikt bezpośrednio nie wsiądzie do Apache czy AW149. W najbliższym czasie, ze względu na zapoczątkowanie dostaw dużej liczby nowoczesnych śmigłowców, system szkolenia na tych maszynach stanie się archaiczny. Będzie potrzebny jakiś śmigłowiec przejściowy do szkolenia, aby rozwiązać ten problem.
– Dobrze, że Amerykanie użyczą nam wcześniej ośmiu swoich Apache’ów do szkolenia pilotów, ale nawet gdybyśmy dostali je jutro, to trzeba wcześniej przygotować instruktorów, którzy – gdy nabędą doświadczenia – będą mogli poprowadzić szkolenie – podkreśla gen. Rajchel.
Osiem maszyn szkoleniowych to dwukrotnie więcej niż do tej pory. Można by zatem szkolić przynajmniej 2 razy tyle pilotów co obecnie. Zwiększenie naboru kandydatów do Lotniczej Akademii Wojskowej będzie koniecznością.
Już w tym roku akademickim studia w dęblińskiej Szkole Orląt rozpoczęło 299 podchorążych. Rok wcześniej było ich 196. Tylko czy kiedy jesteśmy w dołku demograficznym, znajdzie się odpowiednia liczba kandydatów, niezbędna do pilotowania tych maszyn? Pilot to wciąż zawód dla wybrańców.
– Sprzęt lotniczy można kupić zgodnie z pilną potrzebą operacyjną, ale ludzi do jego obsługi trzeba wyszkolić, a to trwa lata – dodaje generał.
Źródło: wnp.pl