Prezes PiS Jarosław Kaczyński dołączył do bieżącej polityki, by zyskać kontrolę nad potyczkami Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobry. Na tekę wicepremiera zdecydował się w październiku 2020 r., po kolejnym kryzysie w rządowej koalicji. Został więc wicepremierem, zajął się bezpieczeństwem, Morawiecki zorganizował mu Komitet Bezpieczeństwa i Spraw Obronnych. Kaczyński miał swój Gabinet Polityczny, Biuro i Sekretariat Wiceprezesa Rady Ministrów.
Rangą był jednak niżej od Morawieckiego, czyli człowieka, z którego zrobił polityka i znaczącą figurę środowiska PiS. Ten układ między Morawieckim i prezesem PiS stał się powodem do nieustających drwin opozycji. Np. o fikcyjnej strukturze w KPRM, która powstała tylko po to, by utrzymać jedność obozu prawicy. Powodów dostarczał zresztą i sam Kaczyński, który nie raz opowiadał, jak bardzo nie lubi urzędowych obowiązków i że jego pasją jest robienie polityki.
Kaczyński i Strajk Kobiet: „Zdejmijcie łaskawie te błyskawice SS-mańskie”
Ale na starcie urzędowania postanowił się wykazać, sprowokowany krytyką wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego przepisy aborcyjne. Wicepremierowi Kaczyńskiemu nie podobały się protesty oraz brak zrozumienia dla tezy, którą forsował: TK nie mógł postąpić inaczej. Demonstracje skrzyknięte przez organizacje broniące praw kobiet wyprowadziły na ulice setki tysięcy ludzi, głównie młodych, co wywołało pewną nerwowość w PiS.
Wzburzony był też nowy wicepremier. Martwił się o zdrowie uczestników, bo trwała wówczas pandemia. Bał się o bezpieczeństwo Kościoła. Zaskoczył wszystkich, gdy nagrał przemówienie, które potem pokazała publiczna TVP. Na tle biało-czerwonej flagi bronił wyroku, ostrzegał, że masowe zgromadzenia są zagrożeniem w czasach epidemii, zapowiadał zdecydowane działania policji.
– Ci, co wzywają do protestów, i ci, którzy w nich uczestniczą, sprowadzają niebezpieczeństwo powszechne. Dopuszczają się przestępstwa – mówił. Wyjaśnił, że władza ma obowiązek falę protestów zatrzymać. Najbardziej oburzają go „ataki na kościoły”, co uważa za zjawisko całkowicie nowe i fatalne w skutkach.
– Kościół może być różnie oceniany, ale na pewno depozyt moralny, który jest dzierżony przez Kościół, to jedyny system moralny powszechnie znany w Polsce. Jego odrzucenie to nihilizm – oświadczył. I właśnie nihilizmu dopatrzył się w demonstrujących. Uraziły go wulgaryzmy i niewybredne hasła transparentów, to, że dorośli wzywają tam dzieci.
O prawach kobiet Kaczyński nie miał wiele do powiedzenia, za to z każdym zdaniem rozwijał się w sprawie Kościoła. Wezwał polityków PiS oraz środowiska popierające jego partię do obrony świątyń, za każdą cenę. Bo to obowiązek i państwa i obywateli. Tym bardziej że rozszyfrował drugą stronę. W atakach zauważył „elementy przygotowania, być może i wyszkolenia”. A chodzi o to, by zniszczyć Polskę. – Triumf tych sił zakończy historię narodu polskiego tak, jak żeśmy go postrzegali. Obrońmy Polskę! – apelował. Mówił, że jedynie taka postawa pozwoli wygrać wojnę wypowiedzianą przez przeciwnika.
PiS nie podał, ilu działaczy z legitymacjami stawiło się po apelu wicepremiera. Wiadomo, że kościołów, pod które docierały demonstracje, bronili kibice oraz Robert Bąkiewicz, szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości, wcześniej działacz ONR.
Z kolegami obstawili pl. Trzech Krzyży, kościół św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. „Dzisiaj Koledzy ze straży Marszu Niepodległości chronią kilka kościołów przez zapowiadanymi profanacjami ze strony satanistycznej lewicy” – komunikował w mediach społecznościowych. Bąkiewicz uważał, że pomaga policji.
Po wystąpieniu Kaczyńskiego zawiadomienie do prokuratury złożył poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek, zarzucił wicepremierowi, że podżegał do gróźb, do udziału w bójkach, przekroczył uprawnienia funkcjonariusza publicznego. Prokuratura odesłała posła z kwitkiem. Podobnie jak ówczesnego szefa klubu Koalicji Obywatelskiej Cezarego Tomczyka. W doniesieniu do prokuratury był zarzut przekroczenia uprawnień w związku z poleceniami wydawanymi policji, którymi doprowadził „do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” uczestników protestów.
– Składamy zawiadomienie do prokuratury o pociągnięcie do odpowiedzialności karnej wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego w sprawie tego, co dzieje się na ulicach Polski, w sprawie protestów, w sprawie wysyłania policji na ludzi, bicia pałką teleskopową kobiet – wyliczał Tomczyk.
Było też o przekroczeniu uprawnień „w związku z wypowiedziami na posiedzeniach Sejmu”. Bo Jarosław Kaczyński w czasie antyaborcyjnych protestów walczył także na sali sejmowej. Na jednym z listopadowych posiedzeń podszedł do mównicy ze słowami: – Zdejmijcie łaskawie te błyskawice SS-mańskie [czerwona błyskawica symbol Strajku Kobiet], demonstracje popieraliście i w dalszym ciągu… kosztowały życie wielu osób. Macie krew na rękach, łamiecie ustawy, nie powinno was być w tej izbie, dopuściliście się zbrodni!
Gdy Kaczyński wracał na swoje miejsce, posłowie opozycji zaczęli krzyczeć: „Będziesz siedział!”. Więc zawrócił, by im powiedzieć: – Jeśli w Polsce będzie praworządność, to wielu z was będzie siedziało.
Willa Kaczyńskiego kordonem otoczona
Czasy urzędowania Jarosława Kaczyńskiego rozsławiły jego willę na warszawskim Żoliborzu. Zaczęło się na poważnie, gdy jako wicepremier rozpoczął wymianę zdań z protestującymi po wyroku TK. Dom obstawiały setki policjantów, w bojowym szyku na zablokowanej Mickiewicza, jednej z głównych ulic Żoliborza. Na zdjęciach można było zobaczyć morze białych kasków i samochodów policyjnych.
W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z końcówki 2020 r. Kaczyński mówił o protestach: – Zmierzały pod mój dom i te bardzo brzydkie słowa było słychać nieustannie. Bywało, że pod moim adresem, ale też tak, można rzec, ogólnie. Nie chodzi więc o mnie, tylko o to, że te demonstracje są straszliwą szkodą dla Polski, złamały pewne reguły kulturowe i gdyby spojrzeć na to, czego by chcieli wrogowie Polski, to właśnie tego rodzaju degradacji. Choć demonstracje wymierzone w decyzję TK znacznie w ostatnim czasie osłabły, to wciąż bierze w nich udział wiele osób.
Mówi o epidemii COVID-u, że nielegalne zgromadzenia prowadziły „bez wątpienia prowadziły do wielu zachorowań, których bez nich by nie było, a co za tym idzie, także do przypadków śmiertelnych”. Narzekał, że policja była nagminnie obrażana.
W wywiadzie mówił też o samym wyroku. Że znając konstytucję, wiedział, że nie może być innego rozstrzygnięcia – To rozwiązanie, po przyjęciu wyroku Trybunału, jest rozwiązaniem generalnie słusznym. Nie ma powodów, żeby dzieci z zespołem Downa czy zespołem Turnera zabijać.
Wyroku Trybunału nie można więc zmienić. – Nie można tym bardziej uchwalić ustawy, która by dopuszczała „aborcję na życzenie”, a takie jest żądanie skrajnej Lewicy, sformułowane w Sejmie wśród okrzyków „Wojna, wojna!” Dziś jest czas, w którym musimy umieć powiedzieć „nie” temu wszystkiemu, co może nas zniszczyć, ale to zależy od nas, państwa, jego aparatu, ale przede wszystkim zależy od nas, od naszej determinacji, odwagi.
Odniósł się też do komentarzy opozycji, która podważa samodzielność kierującej Trybunałem Julii Przyłębskiej, zaprzyjaźnionej z Kaczyńskim, który sam wychwalał jej kulinarne i towarzyskie talenty. Na Trybunał Konstytucyjny nie miał wpływu. – Co nie zmienia faktu, że lubię panią Przyłębską. Mogę sobie spokojnie parę godzin rozmawiać miło z panią prezes, ale o tym, jaki będzie wyrok, nie dowiem się nic. Druga strona nie jest w stanie tego pojąć, to jest ta gigantyczna różnica kulturowa między nami a Platformą.
Jako wicepremier podzielił się wówczas opinią o reformie sądownictwa. Przekonywał, że PiS nigdy nie chciał podważać sędziowskiej niezależności, bo przecież to „byłoby rzeczywiście naruszenie zasad europejskich”. – My tylko chcemy znieść fenomen, że w Polsce są sądy politycznie uzależnione od opozycji.
A właśnie znajomość z Julią Przyłębską i zarzut ręcznego sterowania TK były wśród argumentów Koalicji Obywatelskiej, która jesienią 2020 r. wyszła z wotum nieufności dla Kaczyńskiego. Wniosku doczekał się po trzech tygodniach urzędowania w KPRM. Politycy KO dowodzili, że jako wicepremier do spraw bezpieczeństwa nie spróbował polubownie rozwiązać konfliktu wokół aborcji. Przypominali jego telewizyjny występ i zawołanie, by bronić kościołów, dowodzili, że sprzeniewierzył się ślubowaniu, które składał, obejmując urząd. Eskalował konflikt, zachęcał sympatyków do wychodzenia na ulice i „walki w obronie Kościoła”. I dalej: „oświadczenie tak wysokiego urzędnika Państwa ma szczególne znaczenie, wielu obywateli potraktuje je dosłownie i poczuje się w obowiązku wypełnić wezwanie swojego wicepremiera. Takie działanie może doprowadzić do bratobójczej walki, której ofiarami zawsze będą Polacy (…) Samo ingerowanie przez władzę w oddolne protesty obywateli poprzez oświadczenie członka rządu złożone w takiej formie jest próbą naruszenia wolności wyrażania poglądów. Wicepremier pokazuje tym samym, że jest osobą skrajnie nieodpowiedzialną, a także niezdolną do piastowania tak eksponowanego stanowiska w Państwie”.
Kaczyński: Rząd będzie stawiał mur na granicy z Białorusią
Po doświadczeniu z protestami w sprawie aborcji Jarosław Kaczyński publicznie się już tak nie angażował. Gdy rok później przy kolejnym kryzysie – tym razem z uchodźcami – opozycja pytała, gdzie jest wicepremier od bezpieczeństwa, rzecznik rządu odpowiadał, że Kaczyński pracuje w zaciszu gabinetu. Nadzoruje kryzys na granicy, jest na bieżąco.
W pełnej gotowości ze swoim komitetem d.s. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński pokazał się publicznie raz. Na początku października. Był na naradzie w oddziale Służby Granicznej w Białymstoku. Powiedział, że rząd będzie stawiał mur na granicy z Białorusią. Stan wyjątkowy obowiązywał tam już od września. PiS zdecydował, że embargo mają media, lekarze, prawnicy organizacji pomocowych, wolontariusze.
KPRM wydała komunikat: „Spotkanie Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych z udziałem generałów Straży Granicznej, Wojska Polskiego i Policji służyło omówieniu obecnej sytuacji na granicy i możliwych scenariuszy wojny hybrydowej prowadzonej przez białoruski reżim z Polską i Unią Europejską”. A Kaczyński „podkreślił, że niedawny kryzys polityczny w Afganistanie nie ma związku z obecnością obywateli tego kraju na granicy polsko-białoruskiej. Nie można jednak wykluczyć, że wydarzenia te zostaną w przyszłości wykorzystane przez reżim prezydenta Łukaszenki”. – Imigranci są prowadzeni do miejsc, gdzie jest szansa na przekroczenie granicy. Zdarza się, że funkcjonariusze białoruscy osobiście uczestniczą w przecinaniu zapór i drutów. Wspomagają oni próbę przekroczenia granicy – oświadczył Kaczyński na briefingu po spotkaniu. W tym, co mówił, nie wyszedł poza przekaz, który na początku kryzysu ustalili rządzący.
„Wszystko jest cyniczną i brutalną akcją służb bezpośrednio kierowanych przez prezydenta Łukaszenkę. Jest to akcja planowana wiele miesięcy temu, jako odwet za wspomaganie opozycji białoruskiej i próba wywarcia nacisku na Polskę i UE, aby odstąpić od trudnych dla reżimu białoruskiego sankcji” – to kolejny cytat Kaczyńskiego w komunikacie KPRM.
– Wszystko wskazuje na to, można mówić to z bardzo dużą dozą pewności, że specjalnie ci ludzie są bardzo często doprowadzani do stanu osłabienia – mówił o emigrantach. – Oni nie najlepiej znoszą tę temperaturę, bo są po prostu z innej strefy geograficznej. Obok używania dzieci to druga metoda, która ma nas zmusić nas, czyli Polskę, do tego, aby ich przyjmować.
Był też zorientowany w kwestiach finansowych. – Tam te sumy za najbardziej, w cudzysłowie, luksusowe przekroczenie granicy dochodzą nawet do około dziesięciu tysięcy euro. Jest w tej chwili pewne zniechęcenie wśród tych, którzy chcą się przedostać nie do Polski, ale do tej bardziej bogatej części Europy. To jest, można powiedzieć, cała prawda o tej akcji. To, co jest niestety forsowane przez znaczącą część mediów i dużą część opozycji, jest po prostu radykalnym mijaniem się z prawdą.
Wskazał też winnych kryzysu. – Jeżeli na granicy zdarzą się jakieś rzeczy niedobre, tragiczne, a mogą się niestety zdarzyć, bo idzie zima, to można powiedzieć, że ogromną część winy za to ponoszą właśnie ci, którzy w tej chwili w gruncie rzeczy wspierają Łukaszenkę, jego popleczników, Federacją Rosyjską i jej władze, personalnie Putina – wyjaśniał.
Media przez wiele dni były pełne drastycznych relacji o ludziach, którym udało się przejść granicę. A wicepremier Kaczyński nie wychodził do dziennikarzy. Nie było go na konferencjach prasowych, nie udzielał się w Sejmie. Od przekazywania informacji i komentowania byli premier Morawiecki oraz szef MSWiA Mariusz Kamiński, który na spotkaniach z dziennikarzami zwykle przestrzegał ściszonym głosem, by krytycy polityki rządu się opamiętali.
Organizacje pomocowe, wolontariusze działający przy granicy apelowali o poluzowanie zakazów. M.in. dopuszczenie pomocy medycznej. Tam nie zapomnieli o wicepremierze od bezpieczeństwa. „Przez lata to my, Polacy, z powodów historycznych i politycznych byliśmy uciekinierami i uchodźcami z Polski, tracąc kontakt z ojczyzną, rodzinami i bliskimi. W tamtych dramatycznych chwilach mogliśmy liczyć na pomoc innych narodów w przetrwaniu wygnania z powodu więzień i tortur, a także doświadczaliśmy współczucia i wsparcia w ostatnich chwilach życia” – tak swój list do wicepremiera od bezpieczeństwa zaczęła koalicja Wrocław Wita Uchodźców, jedna z organizacji wolontariackich.
Przypominając, że także Polacy mają tradycję pomocy tym, którzy znaleźli się w opresji. „Pozostawieni bez jedzenia, wody i jakiejkolwiek pomocy medycznej. Znaleźli się w tym miejscu przepędzeni ze swoich domów i ojczyzn pożogą wojenną i bezduszną polityczną kalkulacją. W tej właśnie chwili osoby te są u kresu swoich sił i niedługo umrą z wyczerpania, głodu i zimna, w nieludzkich warunkach, pomiędzy drutami Polski i Białorusi. Stoimy wobec pytania, jakim symbolem stanie się Usnarz w naszej historii – współczucia i wsparcia czy poświęcenia życia ludzkiego w imię zasad”. Panie Premierze Jarosławie Kaczyński, prosimy o pozwolenie organizacjom i ludziom dobrej woli na udzielenie im ochrony i pomocy humanitarnej. W obliczu niechybnie nadchodzącej śmierci tych osób zwracamy się do Pana jako człowieka o okazanie współczucia oraz człowieczeństwa poprzez umożliwienie działań ratujących życie tych osób”.
Rząd nie złagodził żadnego z przepisów, którymi posługiwał się podczas kryzysu na polsko-białoruskiej granicy.
Kaczyński odszedł, „by PiS wygrał wybory i nadal sprawował władzę”
We wtorek, 21 czerwca Kaczyński ogłosił, że odszedł z rządu. W rozmowie z PAP stwierdził, że musi się skoncentrować na tym, co „jest dla przyszłości Polski najważniejsze”. – To nie tak, że przeceniam swoją rolę, chodzi po prostu o to, że partia musi odzyskać werwę, bo zbliża się ten czas, który dla każdej partii politycznej na świecie jest najważniejszy. Wybory są po to, aby uzyskać dobry wynik wyborczy, a jeśli chodzi o PiS, to tym dobrym wynikiem wyborczym będzie ich wygranie i możliwość sprawowania władzy, oczywiście w koalicji Zjednoczonej Prawicy – wyjaśnił.
wyborcza.pl