Dziś Sejm ma się zająć poselskim projektem ustawy covidowej, który nazywany jest nieoficjalnie Lex Kaczyński, ponieważ nikt nie chce się przyznać do jego autorstwa. Nowe przepisy mają m.in. zapewnić darmowe testy na koronawirusa dla pracowników. – Ta ustawa nie będzie miała żadnego wpływu na sytuację epidemiologiczną – uważają lekarze.
Ustawa covidowa zakłada darmowe testy na koronawirusa raz w tygodniu dla wszystkich pracowników, bez względu na to, czy są oni zaszczepieni, czy niezaszczepieni. Jest jednak pewien haczyk. Jeżeli pracownik odmówi testu, może zostać zobowiązany do zapłaty odszkodowania na rzecz kogoś, kto udowodni, że został zarażony koronawirusem.
Eksperci nie zostawiają tym pomyśle suchej nitki. – Trzeba to bardzo dokładnie rozważyć. Są pewne zasady, które trzeba stosować: mycie rąk, noszenie maski, dezynfekcja, paszport covidowy. Ktoś się zaszczepił i może chodzić gdzie chce. Nie byłoby tych wszystkich kombinacji. Po co my to wszystko robimy? – dziwi się prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału zakaźnego szpitala we Wrocławiu. Lekarz dodaje, że firmy mogą nie zdążyć z testowaniem 2 mln osób tygodniowo.
– Ta ustawa nie ma żadnego wpływu na sytuację epidemiologiczną, nie ma żadnego wymiaru prewencyjnego, nie zachęci nikogo do szczepień. Jedynie szczepienia i paszporty covidowe mogłyby poprawić sytuację epidemiologiczną w kraju – ocenia prof. Joanna Zajkowska z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
Podobnego zdania jest wirusolog prof. Włodzimierz Gut. – Ta ustawa w niczym nie pomoże. Szukanie ustępów konstytucji, czy tworzenie nowych ustaw nie pomoże w walce z epidemią. To metoda na krótką metę. W innych krajach funkcjonują paszporty i to się sprawdza. A u nas skrócono kwarantannę, także dla niezaszczepionych do siedmiu dni i to błąd, bo wypuszczamy z domu siejących wirusa ludzi – zaznacza wirusolog.
Pomysłu PiS broni poseł Bolesław Piecha.
– Być może ta ustawa nie poprawi sytuacji epidemiologicznej, bo ma na nią wpływ wiele czynników, ale pozwoli ochronić miejsca pracy i zapobiegnie twardemu lock downowi w gospodarce – tłumaczy Piecha.
Polityk partii rządzącej oburza się, że ustawa nazywana jest lex konfident. – Nie rozumiem, dlaczego tak jest nazywana, bo przecież nie ma tam mowy o wskazywaniu winnego. Jeśli zarazi się ktoś w pracy, to odpowiedzialność poniesie pracodawca. Wojewoda też może nałożyć karę na tych, którzy nie będą testować pracowników – podkreśla poseł PiS.
Sejmowa Komisja Zdrowia miała w poniedziałek przeprowadzić pierwsze czytanie projektu, jednak ostatecznie posłowie komisji przerwali posiedzenie i przełożyli je na wtorek na godz. 15.00.
– Największą wartością tej ustawy jest to, że chcemy masowo testować pracowników, którzy pracują i są narażeni na zakażenie koronawirusem – ocenił w piątek wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. – To także wpisuje się w naszą strategię na piątą falę – zwiększenie ilości testowania – wskazał. – Musimy stworzyć takie mechanizmy, by i pracodawca, i pracownik byli zainteresowani testowaniem, przynajmniej raz w tygodniu. Jest to bardzo ważne w przypadku masowości zakażenia wariantem omikron – dodał.
Krytycznie projekt ocenia opozycja. Jej zdaniem ustawa, jeśli wejdzie w życie, jeszcze silniej skonfliktuje społeczeństwo wewnątrz miejsc pracy. Posłowie opozycji nazywali przedłożenie „absurdem”, „bublem prawnym” i „lex konfident”. Jak przekonują, ma ono przykryć brak działania rządu w walce z pandemią.
Projekt budzi też dużo „przeróżnych” wątpliwości zdaniem szefa gabinetu prezydenta Pawła Szrota. – Dotyczą one kosztów wprowadzenia w życie tych przepisów, ich charakteru, sformułowania przepisów karnych – powiedział PAP Szrot, zaznaczając, że projekt ustawy jest cały czas analizowany.
– Zgodnie z moją najlepszą wiedzą polityczną nie jestem pewien, czy ona trafi w jakimkolwiek kształcie do podpisu pana prezydenta – ocenił. Zaznaczył, że sprawy dotyczące odszkodowań, które w miejscu pracy przysługiwałyby osobom zarażonym od osób, które się nie zaszczepiły czy też nie przeprowadziły testu, są również przedmiotem analizy. – Nie chciałbym się tu posuwać tak daleko, ale nasi eksperci podnoszą okoliczności, takie jak trudność w ogóle w wykonywaniu tych zapisów – mówił. Wyjaśnił, że polegają one bowiem „na pewnym bardzo ogólnym domniemaniu”.