Słuchając wypowiedzi polskich posłów, można odnieść wrażenie, że polskie służby kontrwywiadowcze w zasadzie nie istnieją, a bezpieczeństwo państwa jest iluzoryczne. Co się stało z polskimi służbami wywiadowczymi?
Ostatnio agencje odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa nie mają zbyt dobrej prasy. Zwłaszcza wśród specjalistów, zajmujących się ochroną informacji. Minister, koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński, w odpowiedzi na interpelację posła Adama Szłapki pisał, że „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadzi działania na rzecz budowania świadomości w zakresie współczesnych zagrożeń m.in. w cyberprzestrzeni”. Niedługo później wybuchła fala skandali po wyciekach z kolejnych instytucji.
Najpierw w kwietniu 2021 roku z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa wyciekły dane ponad 20 tys. strażników granicznych, policjantów, strażaków, pracowników służby celnej i innych funkcjonariuszy. Niedługo później wiele z tych osób znalazło się na granicy z Białorusią. Dane wyciekły przez błąd pracownika Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.
Kilka miesięcy później pracownica Głównego Urzędu Statystycznego udostępniła dane osób, które spisały się podczas spisu powszechnego drogą elektroniczną. Zrobiła to trzy razy. Dwa razy przy okazji wysyłania do wszystkich adresatów prośby o… niekorzystanie z udostępnionych danych.
Kilka dni temu z Szefostwa Planowania Logistycznego w Inspektoracie Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy wyciekły dane wrażliwe. Według MON wyciek danych został wykryty przez Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni. Dzień po zdarzeniu. Nieco wcześniej na białoruską stronę zdezerterował żołnierz Sił Zbrojnych RP.
Kwestia wycieków i włamań nie dotyczy wyłącznie instytucji państwowych, ale i przedstawicieli władzy. Politycy Prawa i Sprawiedliwości skarżą się na liczne włamania na prywatne konta, po których zwykle pojawiają się kontrowersyjne treści. Najsłynniejszym poszkodowanym jest minister Michał Dworczyk, z którego konta co jakiś czas wypływają wiadomości ujawniające nieetyczne działania rządu. Ani służby, ani sam zainteresowany nie wypowiedzieli się na temat osób, które miałyby opublikować maile.
Tymczasem okazuje się, że służby były zajęte inwigilacją przeciwników politycznych partii rządzącej, dziennikarzy, prawników i… przeciwników we własnych szeregach. Pierwsze dni 2022 roku obnażyły całkowitą bezradność i rozkład polskich służb. Jednak początek upadku datuje się znacznie wcześniej.
Dekomunizacja wojskowego wywiadu
Na początku lat 90. XX wieku postanowiono całkowicie się odciąć od służb, utworzonych przez komunistów. Wojskowa Służba Wewnętrzna została rozwiązana, a na jej miejsce powołano Wojskowe Służby Informacyjne. W chwili formowania nowej jednostki przeszło do niej 30 proc. funkcjonariuszy, pracujących przed 1989 rokiem. Pozostali albo przeszli na emerytury, albo zostali zwolnieni po weryfikacji.
Utworzone WSI miało opinię świetnie zorganizowanej organizacji. Przynajmniej wśród samych pracowników. Politycy prawicy uważali, że agencja jest siedliskiem komunistycznych agentów.
– WSI to absolutny profesjonalizm. Panowała dyscyplina wojska, super wyselekcjonowana kadra: najlepsi z najlepszych. Znacznie trudniej było dostać się do wywiadu wojskowego niż do cywilnego. Oficer, z którym współpracowałem w Afganistanie, to był światowy poziom. Facet, któremu bym zaufał w każdych okolicznościach, każdej sytuacji. Dzisiaj każdy wywiad, który prowadzi wojnę z terroryzmem, chciałby mieć u siebie takich ludzi – mówił Alex Makowski, polski szpieg, którego zdekonspirował Antoni Macierewicz.
Nazwisko niedawnego ministra obrony narodowej niemal zawsze przewija się podczas prac nad zmianami organizacji służb wywiadowczych. Zwykle w negatywnym kontekście. Zwykle działania Macierewicza przynosiły więcej złego niż dobrego.
Listy agentów
Pierwszym znaczącym wydarzeniem, które nadszarpnęło opinię nowych służb była publikacja tzw. „listy Macierewicza” – wykazu osób, które znajdowały się w ewidencji UB/SB jako tajni współpracownicy. Powstał w Urzędzie Ochrony Państwa, który zastąpił Służbę Bezpieczeństwa. Po latach większość osób wymienionych w liście – po procesach lustracyjnych – została uznana za niewinne.
Macierewicza na stanowisku szefa resortu spraw wewnętrznych zastąpił dotychczasowy szef UOP Andrzej Milczanowski. Za jego czasów wybuchła afera z podsłuchami polityków i zawartością szafy płk. Jana Lesiaka. Dzień przed dymisją, Milczanowski poinformował Sejm o współpracy premiera Józefa Oleksego z rosyjskim wywiadem. Zarzuty nigdy nie zostały potwierdzone, a sam Milczanowski stanął przed sądem. Po długiej batalii został uniewinniony z zarzutu zdrady tajemnicy państwowej.
Również lewica wykorzystywała UOP niezgodnie z przeznaczeniem i do celów politycznych. W 2002 roku UOP aresztował ówczesnego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Po kilku godzinach został zwolniony, ale z powodu postawionych zarzutów został odwołany z funkcji. Dwa lata później Wiesław Kaczmarek minister Skarbu Państwa, wyjawił, że aresztowanie miało na celu odwołanie Modrzejewskiego i tym samym powstrzymanie kontraktu na zakup ropy. Niespełna 10 lat później sąd skazał Ryszarda Bieszyńskiego, ówczesnego dyrektora zarządu śledczego UOP i jego szefa, Zbigniewa Siemiątkowskiego za bezprawne działania agencji.
Po tym skandalu Urząd Ochrony Państwa został zlikwidowany, a na jego miejsce powstała Agencja Wywiadu i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W 2004 roku Trybunał Konstytucyjny uznał, że zapisy ustawy o likwidacji agencji były niezgodne z konstytucją.
Likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych
Po wyborach wygranych w 2005 roku Antoni Macierewicz objął stanowisko wiceministra obrony narodowej i likwidatora WSI. Raport opublikowany w 2007 roku wymieniał zaangażowanie agencji w aferę FOZZ, handel bronią i brak odpowiedniej weryfikacji oficerów po 1989 roku. Przy okazji ujawniono nazwiska agentów, szefów placówek i tajniki wielu operacji.
Na gruzach WSI powstały powołał Służba Wywiadu Wojskowego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego. W tym samym roku powstał raport Zbigniewa Wassermanna, ówczesnego koordynatora ds. służb, oceniający działania komisji Macierewicza. Ten nie zostawił na partyjnym koledze suchej nitki.
Wassermann ocenił, że o ile likwidacja agencji poszła Macierewiczowi znakomicie, tak budowa nowych służb już nie. Brakowało doświadczonych kadr, panował bałagan organizacyjny. Nowe struktury nie były w stanie wypełniać swoich zadań. Napisano wprost, że reforma zagraża bezpieczeństwu sił zbrojnych. Potwierdziły to działania polskiego kontyngentu w Afganistanie. Niedługo później sojusznicy z NATO ograniczyli współpracę z polskim wywiadem, a Ministerstwo Obrony Narodowej przegrywało kolejne sprawy wytoczone przez byłych żołnierzy WSI, a z budżetu wypłacane są wielotysięczne odszkodowania.
Powtórka z procesów?
W 2017 roku stała się rzecz niespotykana w historii światowych wywiadów. Instytut Pamięci Narodowej ujawnił dokumenty zawierające nazwiska dawnych współpracowników i pracowników polskiego wywiadu. Główną rolę odegrał Sławomir Cenckiewicz, człowiek Macierewicza, byłego likwidatora WSI. Ujawniono dane niemal 2 tys. osób. Około 400 z nich jest obcokrajowcami, którzy nadal zamieszkują państwa, przeciw którym szpiegowali.
Funkcjonariusze uważają, że to sygnał dla obecnych współpracowników, że Polska nie zadba o nich po zakończonej współpracy. Według naszych rozmówców w ciągu kilku lat została rozłożona na łopatki wieloletnia praca polskiego wywiadu, a wielu współpracowników zostało wystawionych na niebezpieczeństwo.
– Prędzej czy później poszkodowani złożą pozwy – mówi były oficer wywiadu. – Znów za błędy polityków zapłacą podatnicy.