Nowy wiceminister sportu i turystyki Łukasz Mejza miał handlować maseczkami bez atestów w czasie pierwszej fali epidemii koronawirusa – twierdzi Wirtualna Polska. Ponadto wspólnicy zarzucają mu oszustwa i doprowadzenie firmy do upadku. Ale to nie wszystko. Portal twierdzi, że Mejza dostał 980 tys. zł dotacji unijnych od samorządu województwa lubuskiego, kiedy był radnym tamtejszego sejmiku.
W ostatnich miesiącach Łukasz Mejza robi błyskawiczną karierę. Do Sejmu wszedł w marcu tego roku, obejmując mandat po śmierci Jolanty Fedak, posłanki PSL. Nie przystąpił jednak do klubu ludowców, został posłem niezrzeszonym. W październiku przystąpił do Partii Republikańskiej Adama Bielana i wstąpił do klubu parlamentarnego PiS. Kilka dni później został wiceministrem kultury, dziedzictwa narodowego i sportu, a potem wiceministrem sportu po utworzeniu tego resortu.
Poseł Mejza wzbudził duże kontrowersje po tym, jak nie złożył w terminie oświadczenia majątkowego, które opisywało jego stan posiadania na dzień 31 grudnia 2020 r. Prezydium Sejmu ukarało go za to naganą. Zaległy dokument pojawił się, dopiero kiedy media napisały, że Mejza ma szansę wejść do rządu w czasie jesiennej rekonstrukcji.
Już kilka miesięcy Tomasz Siemiński, dawny znajomy Mejzy, ujawnił, że on i jego „przyjaciele biznesowi” przekazali na kampanię wyborczą Łukasza Mejzy 50 tys. zł. „Mało tego, aby jeszcze nie zaprzątał sobie głowy wykończeniem nowo zakupionego mieszkania od naszej firmy, zapłaciliśmy za te prace kolejne 50 tys. Nie wspomnę już o miejscu postojowym, za które zapłacił 1 zł (cena rynkowa 10 tys. zł.)”. Jak zauważyła Wirtualna Polska, te korzyści nie znalazły się w oświadczeniu majątkowym Łukasza Mejzy.
Pretensje do Mejzy, jak wynika z tekstu WP, ma również Dominik Uberna, który wspólnie z politykiem otworzył klub One Love we Wrocławiu. Obecny poseł objął w nim 20 proc. udziałów za kwotę 200 tys. zł. Pieniądze miały pochodzić z pożyczek od osób prywatnych. Zdaniem Uberrny, Mejza przejął kontrolę na klubem.
– Wykorzystał moje problemy ze zdrowiem. Podejmował decyzje finansowe, do których nie miał prawa, nie przekazywał dokumentów księgowej. Próbował zastraszyć pozostałych wspólników. Podczas jednej z imprez Mejza zabronił nabijać utarg na kasę. Utarg trafiał do pudełka, które po imprezie zabrał Mejza – mówi portalowi Dominik Uberna.
Klub upadł, a Uberna złożył w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłego wspólnika. Zarzucał Mejzie przywłaszczenie pieniędzy, fałszowanie podpisów na fakturach i działanie na szkodę spółki. Sprawa została umorzona pod koniec 2019 roku. Po klubie zostały długi, z których część – około 20 tys. zł – można kupić w internecie.
Po tym, jak nie wypalił biznes z klubem, w czerwcu 2019 r. Mejza założył firmę szkoleniową Future Wolves. Z oświadczenia majątkowego złożonego w Sejmie wynika, że zarobił na firmie milion złotych. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, firma Mejzy otrzymała 980 tys. zł z funduszy unijnych na organizację szkoleń dla przedsiębiorców. Pieniądze pochodziły z programu, który przyjął samorząd województwa lubuskiego. W tym czasie polityk był radnym Sejmiku Województwa Lubuskiego.
Zdaniem portalu Mejza zaangażował się też w sprzedaż maseczek w kwietniu ubiegłego roku, kiedy w Polsce już na dobre trwała pandemia koronawirusa. Były znajomy polityka udostępnił portalowi mail, który wysłał mu Mejza, zachęcając do udziału w biznesie i sprzedaży maseczek firmom oraz samorządom. Z treści wiadomości wynika, że maseczki są kupowane za 2,75 zł netto za sztukę, a Mejza sprzedawał je samorządom po 3,90 i 4,15 zł za sztukę. Sprzedaż maseczek miała się odbywać poprzez firmę deweloperską „Green House Nowicka Spółka jawna”.
Jak wynika z dokumentów, do których dotarł portal, maseczki były wykonane z fizeliny, która nie zabezpiecza przed COVID-19. Nie miały też żadnych atestów.
Poprosiliśmy o komentarz do tych zarzutów wiceministra Łukasza Mejzę, ale nie odebrał od nas telefonu ani nie odpowiedział na pytanie wysłane SMS-em.