Dzisiaj w Pittsburghu w Pensylwanii na amerykańsko-unijnym szczycie handlowo-technologicznym spotkają sekretarz stanu Antony Blinken oraz wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Margrethe Vestager i Valdis Dombrovskis. Spotkanie nie będzie łatwe, bo ostatnio w relacjach między USA i UE poważnie iskrzyło. Gospodarka ma przypomnieć o euroatlantyckim sojuszu.
Napięcie w stosunkach Unii z USA pojawiło się po ogłoszeniu w połowie września sojuszu polityczno-wojskowego USA, Australii i Wielkiej Brytanii. Jego celem praktycznym jest zbliżenie militarne państw, które go tworzą, strategicznym – przeciwstawienie się rosnącej potędze Chin w obszarze Indo-Pacyfiku.
Europa przyjęła to chłodno, szczególnie Francja, która straciła „kontrakt stulecia” na budowę okrętów podwodnych do Australii za 40 mld dolarów. Co więcej, Stany Zjednoczone obiecały sprzedać Australijczykom jednostki o napędzie atomowym. To pokazuje, jak zaufanym partnerem dla Waszyngtonu stało się państwo na antypodach. Chociaż być może wobec zmian na świecie to ostatnie słowo przestanie być używane jako synonim Australii.
Nowy środek ciężkości
Po pierwszym szoku, bo Amerykanie nie powiedzieli unijnym partnerom, że zamierzają zawrzeć nowy sojusz, nastroje w Europie nieco się poprawiły, ale pytanie, jak nowa ekipa w Białym Domu zamierza rozwijać stosunki z Unią, zarówno te polityczne, jak i gospodarcze, znajduje się w centrum uwagi.
– W tym, jak Amerykanie podchodzą do Europy i poszczególnych krajów europejskich, jest sprzeczność. Próbują przekonywać, że skupili się na Unii Europejskiej. Mamy prezydenta, który zna Europę, sekretarza stanu, który mówi po francusku. Jednak środek ciężkości w polityce amerykańskiej przesuwa się ku Azji. Jak to zostanie wprowadzone w życie, pokazuje lekcja, którą właśnie przerabiamy. Ameryka mówi ciepło o Europie, ale czynami pokazuje, że są ważniejsi i mniej ważni sojusznicy – mówi Michał Baranowski, Senior Fellow and Director w warszawskim biurze The German Marshall Fund of the United States. – Australia okazała się ważniejsza od Francji, wyjście z Afganistanu okazało się ważniejsze niż interes sojuszniczy, w przypadku Nord Stream 2 interesy z Niemcami okazały się ważniejsze niż interes Europy Środkowej.
Zdaniem Janusza Reitera, przewodniczącego rady Centrum Stosunków Międzynarodowych, dziś wielu ludzi w Europie odczuwa realne niebezpieczeństwo pozbawienia jej znaczenia strategicznego. Nowy świat rodzi się w miejscu, w którym Europa albo nie chce, albo nie potrafi się zaangażować, a karty są tam rozdawane bez jej udziału.
Bartłomiej E. Nowak, prezes Grupy Uczelni Vistula, zwraca uwagę, że w prawidłowej interpretacji posunięć Amerykanów przeszkadza europocentryzm.
– Kiedy w czasie kryzysu finansowego, 10 lat temu, przeniosłem się do Waszyngtonu, zorientowałem się, że w agendzie debata o euro jest na dalekim planie – przypomina. – W Europie mało kto rozumiał, że reset z Rosją za Obamy był potrzebny Ameryce, żeby mogła wykonać piwot ku Azji. Wyjście z Afganistanu jest potrzebne USA, aby zająć się nią lepiej.
– Gdy Biden zaczął rządzić i powiedział, że America is back, w Europie myślano, że wraca ona na Stary Kontynent. Nagle się okazało, że nie całkiem to miał na myśli. Zaczęło się analizowanie, ile jest w Bidenie Trumpa. A przecież on nie postąpi inaczej, historyczny zwrot się dokonuje, i to nieważne, czy na czele USA stoi populista i nie do końca poważny polityk, czy doświadczony i odpowiedzialny, dobrze znający Europę jak Biden. Stany Zjednoczone widzą w Chinach swojego strategicznego rywala w XXI w. – ocenia Michał Kobosko, przewodniczący partii Polska 2050 Szymona Hołowni. – Gdybym był teraz w Paryżu, bałbym się mówić po angielsku.
– Francja rzeczywiście została zaskoczona. Decyzję podjęła ostatecznie Australia, oczywiście we współpracy z USA. Pamiętajmy jednak, że USA i Unię łączy największa inwestycyjna relacja na świecie. I ona nadal istnieje – uspokaja Tony Housh, przewodniczący rady dyrektorów Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce (AmCham).
TTIP
Bartłomiej E. Nowak wskazuje, że papierkiem lakmusowym polityki Stanów Zjednoczonych było wycofanie się z TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji) i zawarcie porozumienia handlowego z Chinami. W efekcie UE ma umowy handlowe z ponad 30 partnerami, a nie ma jej ze swoim strategicznym sojusznikiem.
Zdaniem Tony’ego Housha, TTIP zabiły grupy interesów w USA i Europie, pojawiło się wokół traktatu dużo fake-owych informacji. – Każdy chciał wzrostu obrotów handlowych, większej liczny miejsc pracy, tych samych standardów po obu stronach oceanu, ale w momencie, gdy pojawiło się logo TIPP, wszyscy się od tego pomysłu odwracali – przypomina sobie wydarzenia z połowy ub. dekady. – W najbliższej przyszłości nie wrócimy do tak szerokiego porozumienia, ale jeżeli chodzi o biznes, szczególnie małe i średnie firmy, wiele wynegocjowanych rozdziałów można by wdrażać. Kluczowe obszary współpracy to energia, nowe technologie, obliczenia w chmurze.
Trójmorze
Ciekawe może być to, jak cały czas nowa amerykańska administracja odniesie się do idei Trójmorza, mocno wspieranej przez Donalda Trumpa.
– Rządzący w Białym Domu popierają Trójmorze, ale bez dużego zapału – ocenia Michał Baranowski. – Nie wbudowuje się im w większą strategię polityki zagranicznej. Projekt promowany przez Polskę miał dużą dynamikę polityczną, dopóki była nim zainteresowana administracja Trumpa. Wydaje się, że trudno będzie ją utrzymać, ale pamiętajmy, że ta administracja Bidena dopiero się formuje.
Uwagę USA mogłoby ożywić pogłębienie relacji gospodarczych Polski z Chinami. Tu nasz kraj nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
– Trójmorze to był pomysł na politykę z pomięciem Niemiec i Francji. Niemcy i Francuzi o tym wiedzieli, ale nie robili wielkiego halo. Powinniśmy wrócić do gry z planem gry, ale go nie mamy – komentuje Janusz Reiter.
Zdaniem Michała Kobosko, w dotychczasowej formule Trójmorza za dużo było ideologii, polityki, mrzonek o powrocie do Międzymorza, a za mało gospodarki. Po odsączeniu ideologii to projekt bardzo potrzebny i przyszłościowy. W Europie Środkowo-Wschodniej nie odbyło się to, co w Europie Zachodniej – połączenie infrastruktur. Trójmorze stwarza taką szansę.
W ocenie Bartłomieja E. Nowaka, nasz kraj jest teraz w bardzo trudnej sytuacji. Mógłby odnowić relacje w Trójkącie Weimarskim, ale nie stanie się to, dopóki nie rozwiąże problemów z praworządnością, demokracją i, najważniejsze, wróci zza czerwonej linii oznaczającej łamanie praw człowieka. Na to Europa nigdy się nie zgodzi.
– Polska i Trójmorze muszą się zastanowić, jak chcą stać się częścią nowej normalności. Szansa na przeprowadzenie gruntownej zmiany pojawia się raz na pokolenie. Ameryka będzie nadal inwestować w tym regionie. Optymistycznie patrzę na przyszły rok – podsumowuje Tony Housh.