MON drugi rok z rzędu chce wysłać na ćwiczenia do 200 tys. żołnierzy rezerwy. Byli wojskowi apelują, aby resort obrony wzywał na szkolenia tych, których doświadczenie można będzie wykorzystać przez kolejne 20 lat
W 2022 r. armia może wezwać na ćwiczenia do 200 tys. żołnierzy rezerwy, którzy wcześniej służyli, a obecnie nie są związani z Narodowymi Siłami Rezerwy (NSR) i tzw. terytorialsami. Do tysiąca ma zaś wynieść liczba żołnierzy NSR, którzy mogą być powołani do czynnej służby. Do 200 osób będzie można powołać w ramach okresowej służby wojskowej, a do 48 tys. – w ramach służby przygotowawczej, z kolei do terytorialnej służby wojskowej – maksymalnie 35 tys. osób. Takie limity znalazły się w projekcie rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie określenia liczby osób, które w 2022 r. mogą być powołane do czynnej służby wojskowej.
Podobne liczby osób są określone na bieżący rok. W poprzednich latach limit ten był znacznie niższy, a przed dekadą niemal całkowicie zaniechano ćwiczeń rezerwistów. Zdaniem ekspertów jeśli wojsko rzeczywiście co roku szkoliłoby 200 tys. osób, to można by mówić o przygotowaniach do konfliktu zbrojnego.
Resort obrony narodowej uspokaja. Na pytanie DGP, czy tak duże limity drugi rok z rzędu są związane z ewentualnymi zagrożeniami, np. na granicy polsko-białoruskiej, odpowiada, że to normalna procedura. Poza tym te 200 tys. osób to tylko założenia. W praktyce przeszkolonych jest znacznie mniej rezerwistów. Ich liczba nie jest ujawniana przez wojsko.
– W projekcie przywołanego rozporządzenia limit powołania żołnierzy rezerwy na poziomie do 200 tys. jest taki sam jak w roku bieżącym. Ograniczenia sanitarne związane z COVID-19 uniemożliwiły realizację szkolenia rezerw w oczekiwanym wymiarze w 2021 r. – wyjaśnia MON. I podkreśla, że założone w rozporządzeniu wielkości stanowią górny, nieprzekraczalny próg możliwych powołań i nie oznaczają bezwzględnej realizacji, a przyjęte limity wynikają z potrzeb uzupełnieniowych Sił Zbrojnych RP. MON tłumaczy też, że szkolenie żołnierzy rezerwy jest typową działalnością szkoleniową prowadzoną w czasie pokoju, przygotowującą wojsko do realizacji ustawowych zadań. Nie ma tu żadnego zagrożenia wojną.
– W czasie pandemii mieliśmy kilku starszych rezerwistów, którzy pojawiali się u nas na okres dwóch tygodni. Obecnie nie mamy ich zbyt wielu – mówi dowódca drużyny z jednostki wojskowej z Gdyni.
Eksperci podkreślają jednak, że wojsko musi cały czas stawiać na rezerwistów. – Sama idea rezerw jest ważna, bo oni wygrywają wojny. Osobiście po odejściu do rezerwy nigdy nie byłem powołany na ćwiczenia i nawet nie otrzymałem przydziału mobilizacyjnego – mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM. – Pamiętam szkolenie w Tarnowskich Górach, gdzie rezerwiści przyszli, zjedli grochówkę, założyli stare mundury i tyle było ćwiczeń. Znajomy szef firmy informatycznej przez tydzień się szkolił, ale nie miał możliwości oddać nawet jednego strzału. W istocie rezerwiści powinni wymieniać się doświadczeniem z żołnierzami zawodowymi, których mamy ok. 100 tys. Pojawia się pytanie, czy przy takiej liczbie mundurowych można dobrze i sensownie zorganizować ćwiczenia dla 200 tys. rezerwistów. Takie liczby mają raczej tylko działać na wyobraźnię i pełnić rolę PR – obawia się Polko.
Byli wojskowi relacjonują, że tam, gdzie powoływano nagle więcej rezerwistów w jednostce, kompania rozrastała się do batalionu, ale okazywało się później, że nie ma odpowiedniej liczby sprzętu dla osób wezwanych na szkolenie.
– Żołnierze w wieku 50–60 lat (na ćwiczenia mogą być powoływani rezerwiści do 60. roku życia –red.) powinni być powoływani do szkolenia ze specjalności, którą wykonywali kilkadziesiąt lat temu. W rzeczywistości tak nie jest, bo ktoś, kto 40 lat temu był strzelcem piechoty, może obecnie być przekwalifikowany i pracować w magazynie. Tam jednak też musi być przeszkolony, aby odróżnić puszkę z mięsem od puszki z amunicją. Jeden czy dwa dni to za mało na zmianę specjalności – zauważa gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Jak dodaje, takie osoby mogą unikać ćwiczeń, bo często są schorowane, a wojsko nie dysponuje wiedzą o ich obecnym stanie zdrowia. I przekonuje, by wzywając na szkolenia, skupiać się na młodszych – takich, których będzie można wykorzystać za 20 lat. – MON powinien stawiać na jakość szkoleń, a nie na ilość – postuluje.