Generalny Prokurator Ukrainy powiedział, że ukraińscy działacze, w tym „faworyci ambasady USA” wywołali skandal podczas wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku, ale ingerencji w wybory z terytorium Ukrainy dokonywali „urzędnicy i obywatele Stanów Zjednoczonych”.
We wtorek podczas konferencji prasowej Generalny Prokurator Ukrainy (GPU) Jurij Łucenko zapowiedział wezwanie na przesłuchanie byłego dziennikarza, a obecnie deputowanego i stronnika prezydenta-elekta Serhija Łeszczenki. Zdaniem Łucenki jest on zamieszany w ujawnienie tajnych informacji dotyczących postępowania przygotowawczego ws. tzw. czarnej kasy nieistniejącej już Partii Regionów.
Chodziło o ujawnienie w 2016 roku przez Łeszczenkę, wówczas już deputowanego ukraińskiego parlamentu, informacji kompromitujących szefa sztabu wyborczego Donalda Trumpa – Paula Manaforta.
– Zostaną mu [Łeszczence – red.] zadane pytania, a możliwe, że będzie podejrzany o ujawnienie danych ze śledztwa przygotowawczego w sprawie tzw. czarnej kasy Partii Regionów, co doprowadziło do ingerencji w amerykańskie wybory z ukraińskiego terytorium. Każdy musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności za swoje czyny – powiedział szef GPU.
Przyznał, że to ukraińscy działacze wywołali skandal podczas wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku, ale jego zdaniem ingerencji w wybory z terytorium Ukrainy dokonywali „urzędnicy i obywatele Stanów Zjednoczonych”. – Tak, to prawda, że zaangażowali w swoją kampanię dyskredytacji jednego z kandydatów na prezydenta (USA) naszych obywateli, którzy byli faworytami ambasady USA, jednak działania te powinny oceniać organy w USA – oświadczył Łucenko, wskazując na Łeszczenkę.
Łucenko zaznaczył, że choć dziennikarze nie odpowiadają w taki sposób za ujawnienie informacji, to deputowani już tak. Powiedział, że albo Łeszczenko wskaże osobę, która dostarczyła mu informacje, albo odpowie za to sam.
W marcu br. ukraiński prokurator generalny wszczął śledztwo w sprawie dokumentów z tzw. „czarnych ksiąg” dawnej Partii Regionów, które miały doprowadzić do odejścia Manaforta ze sztabu Trumpa. Śledztwo zarządzono po tym, jak ujawniono nagranie, na którym wysoki rangą urzędnik ukraińskich służb antykorupcyjnych najwyraźniej przyznaje, że stał za wyciekiem informacji finansowych Manaforta w 2016 roku, w tym dotyczących jego powiązań z prorosyjskimi figurami na Ukrainie, co było korzystne dla Hillary Clinton. Na początku kwietnia br. ukraińscy funkcjonariusze organów ścigania powiedzieli, że mają mnóstwo dowodów na zmowę i wykroczenia ze strony Demokratów oraz, że próbowali oni podzielić się tymi informacjami z amerykańskimi urzędnikami w Departamencie Sprawiedliwości.
Donald Trump zapowiedział, że prokurator generalny USA zajmie się nowymi doniesieniami ws. ukraińskich oficjeli, którzy będąc w zmowie z ekipą Hillary Clinton mieli stać za wyciekiem szkodliwych informacji ws. Paula Manaforta, żeby pomóc kandydatce Demokratów w pokonaniu Trumpa w kampanii wyborczej.
Przypomnijmy, że w grudniu 2018 roku ukraiński sąd orzekł, że Ukraińcy ingerowali w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku ujawniając informacje o Manaforcie. Przypomnijmy, że sąd okręgowy w Kijowie uznał wówczas, że dwaj urzędnicy ukraińscy, dyrektor krajowego biura antykorupcyjnego Artem Sytnyk i deputowany Serhij Leszczenko ingerowali w wybory prezydenckie w USA w 2016 r., ujawniając tajny rejestr ukazujący 12,7 miliona dolarów płatności między byłym ukraińskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem i byłym szefem kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, Paulem Manafortem.
Łucenko odniósł się też do odwołania przez Rudiego Giulianiego, prawnika prezydenta USA Donalda Trumpa swojej wizyty na Ukrainie. Było to głównym powodem zwołania konferencji prasowej. Giuliani planował przyjazd do Kijowa, chcąc nakłonić Zełenskiego do przeprowadzenia dwóch śledztw, które mogą być korzystne dla prezydenta USA. Miałoby to dotyczyć m.in. sprawy syna Joe Bidena, byłego wiceprezydenta z czasów Baracka Obamy, a obecnie jednego z głownych kandydatów Demokratów na prezydenta USA, którego syn pracuje dla oligarchy powiązanego z byłym prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Ostatecznie prawnik zdecydował, że nie pojedzie na Ukrainę. Jak mówił, mógłby wkroczyć „w grupę ludzi, którzy są wrogami prezydenta (…) w niektórych przypadkach wrogami USA (…)”. W tym kontekście wymienił Łeszczenkę.
Zdaniem szefa GPU, nie jest to zwykłe wydarzenie i wymaga ono specjalnej uwagi. Wyraził też nadzieję, że były burmistrz Nowego Jorku przyleci do Kijowa i zostanie powitany jako przyjaciel Ukrainy, który bardzo pomógł temu krajowi i jego relacjom z USA.
Szef GPU ocenił też, że obecna ambasador Stanów Zjednoczonych w Kijowie Marie Yovanovitch, kończąca już swoją misję, nie zawsze w sposób obiektywny oceniała w relacjach dla swoich przełożonych sytuację na Ukrainie, szczególnie w odniesieniu do organów ścigania.
– Wydaje mi się, że pani ambasador miała zbyt stronnicze podejście, dzieląc ludzi na dobrych i złych, faworytów ambasady, którzy [wg niej – red.] zawsze mieli rację, tacy ludzie jak Sytnyk, Łeszczenko i inni – powiedział Jurij Łucenko. Twierdzi, że informował o tym Giulianiego podczas spotkania w Kijowie i poprosił go o wzięcie tego pod uwagę przy ocenie sytuacji na Ukrainie.