Jeśli ktoś się łudził, że w pro-ukraińskiej polityce PiS-u chodzi wyłącznie o akceptowanie kultu zbrodniarzy czy o bezwarunkowe wsparcie udzielane Ukrainie w konflikcie z Rosją, to tkwił do tej pory w błędzie. Wsparcie to będzie nas kosztować w dalszej perspektywie miliardy złotych, czego już teraz doświadczają polscy rolnicy – pisze Marcin Skalski.
„Odda, nie odda – warto zainwestować” – stwierdził ongiś członek zaplecza politycznego PiS-u oraz Andrzeja Dudy, Przemysław Żurawski vel Grajewski. „Powstrzymywanie Rosji musi kosztować” – argumentował Żurawski, który nigdy nie traci okazji, by uczenie się powymądrzać.
Sęk w tym, że ktoś na owe „odda, nie odda” musi zarobić i bynajmniej nie jest to Żurawski vel Grajewski. Póki co, za przyciąganie Ukrainy do Zachodu płaci polski rolnik, którego interesy składane są na ołtarzu geopolitycznych mrzonek. Traci na tym polska wieś, rodziny, a ostatecznie także polski budżet który zasilany jest m.in. z wpływów uzyskiwanych przez rolników. Są to koszty, które ponosi polskie społeczeństwo jako całość; to brakujące pieniądze, których brak utrudnia strukturom państwowym wywiązywanie się ze swoich powinności wobec własnych obywateli. Ograniczane wpływy do budżetu to niezakupione uzbrojenie dla polskiej armii, to brakujące środki na budowę czy remont dróg, to uszczerbek w budżetach programów socjalnych.
Przeglądając bowiem poszczególne dane, nie można odmówić Żurawskiemu vel Grajewskiemu racji: „powstrzymywanie Rosji” rzeczywiście kosztuje – i będzie kosztować coraz więcej.
Wpuszczenie ukraińskich rolników na rynek unijny to katastrofa dla polskiego rolnictwa
To jednak branża rolno-spożywcza jest najbardziej narażona na wzrost ukraińskiego eksportu nie tylko do Polski, ale i do całej Unii Europejskiej. Jak się niżej przekonamy, eksport do UE jest niekiedy wręcz synonimem eksportu do Polski. Nasz rynek zalewany jest towarami, które nie mogą być potem sprzedane przez producentów polskich na miejscu, a także w pozostałych krajach Unii. Wszystko to ma miejsce w sytuacji, gdy Unia Europejska jest strategicznie ważnym dla polskich rolników rynkiem.
Wedle opracowania Biura Analiz i Strategii Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, na podstawie wstępnych danych GUS w okresie od stycznia do października 2017 roku wartość polskiego eksportu rolno-spożywczego wyniosła 22,7 mld euro, w tym do krajów Unii Europejskiej 18,5 mld euro. Eksport rolno-spożywczy do UE stanowi zatem 82% wartości całego eksportu rolno-spożywczego.
Zarazem w okresie styczeń — październik 2017 wartość towarów rolno–spożywczych sprzedanych do Federacji Rosyjskiej wyniosła 387 mln EUR i była o 25% większa niż rok wcześniej. Z kolei wartość eksportu na Ukrainę zwiększyła się o 24%, do 320 mln EUR.
Tymczasem, Unia Europejska już teraz stanowi dla ukraińskich eksporterów ważny rynek zbytu, co stwarza groźną konkurencję dla polskich rolników. W 2016 r. przywóz zbóż z Ukrainy odpowiadał za około 40% unijnego importu ogółem i wyniósł ponad 8 mln ton. W strukturze towarowej dominowała kukurydza (ponad 80%) i pszenica (około 12%). Przypomnijmy również, że od 1 stycznia 2018 r. obowiązują dodatkowe bezcłowe kontyngenty na import pszenicy, jęczmienia i kukurydzy z Ukrainy do Unii Europejskiej.
W analizowanym okresie 2017 r. z Polski wyeksportowano z kolei blisko 4 mln ton ziarna zbóż, jest to o 22% mniej niż w tym samym okresie rok wcześniej, wartość polskiego eksportu zboża spadła, uzyskując 701 mln EUR (17% mniej). Eksportowana była przede wszystkim pszenica (60% wolumenu), kukurydza (21%) oraz pszenżyto (8%) i żyto (7%). Widzimy zatem wyraźnie, że na europejskim rynku zboża, a przede wszystkim kukurydzy oraz pszenicy, rolnicy polscy i rolnicy ukraińscy są bezpośrednimi konkurentami.
Tymczasem, wiceminister rolnictwa Rafał Romanowski ocenia, że 50% kontyngentów na ukraińskie produkty eksportowane do UE zostaje w Polsce. Jednocześnie wartość eksportu ukraińskiej żywności do UE w ciągu jedynie pierwszych dwóch miesięcy 2018 roku wyniosła 1,025 mld dolarów. Udział sprzedaży zboża w ukraińskim eksporcie wynosi 35%. Cała wartość ukraińskiego eksportu do UE jedynie w pierwszym półroczu 2018 wyniosła 9 mld 790 mln dolarów, z czego do Polski – 1 mld 640 mln dolarów.
Ponadto, 17 lipca 2017 r. Rada UE zatwierdziła rozporządzenie przyznające Ukrainie dodatkowe preferencje w postaci bezcłowych kwot taryfowych (TRQ) m.in. w imporcie 65 tys. ton pszenicy i 625 tys. ton kukurydzy. Polska nie oponowała wówczas wobec takiego rozwiązania i jedynie wstrzymała się od głosu.
Z kolei wedle Krajowej Rady Drobiarstwa Ukraina o 40 tysięcy ton przekroczyła stawki wyznaczone przez UE w ramach kontyngentów, wartość wwożonego bezcłowo drobiu wyniosła 40 mln euro. „Ukraina eksportuje do UE coraz więcej drobiu, mimo ceł i kontyngentów. Produkcja ze Wschodu jest znacznie tańsza, a eksport rośnie błyskawicznie. To powoduje opór polskich producentów, którzy wskazują, że ich ukraińscy konkurenci dostają unijne wsparcie” – pisała „Rzeczpospolita”, na którą powołuje się portal Money.pl.
To nie koniec
Warto przy tym pamiętać, że przytaczane dane jedynie zarysowują kształtującą się dynamikę stosunków gospodarczych Unii Europejskiej z Ukrainą, w której polski rolnik zdaje się być jeśli nie na straconej pozycji, to zdany wyłącznie na siebie i pozbawiony wsparcia własnego rządu.
Jeśli ktoś miał złudzenia, że w pro-ukraińskiej polityce PiS-u chodzi wyłącznie o akceptowanie kultu zbrodniarzy za wschodnią granicą, czy o bezwarunkowe wsparcie udzielane Ukrainie w konflikcie z Rosją, to tkwił do tej pory w błędzie. Za „powstrzymywanie Rosji” zapłacimy w dalszej perspektywie miliardy złotych, których kiedyś, w czasach gorszej koniunktury, zabraknie na przykład na uzbrojenie dla polskiej armii czy na program 500+. Pierwszą ofiarą tego obłędu są polscy rolnicy, ale nie łudźmy się, że na nich się skończy.
KRESY.PL, Marcin Skalski
i znowu panika przed konkurencja . na grupie praca w niemczech chca pisac petycje do merkel by nie otwierala rynku pracy dla ukraincow, bo zaniza place.