Bandera nie był „politykiem myślącym, mającym wielki zmysł polityczny”, jak twierdzi Jan Olszewski, ale zwykłym terrorystą, ogarniętym antypolską i antysemicką obsesją oraz agentem Abwehry – pisze ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
W swoim felietonie na portalu rmf24.pl, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski skrytykował ostatnie wypowiedzi Jana Olszewskiego na temat Stepana Bandery i rzezi wołyńskiej.
Chodzi o wywiad byłego premiera i doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego dla „Super Expressu”, zatytułowany „Bandera nie odpowiada za Wołyń”. Olszewski określił w nim zagładę Polaków na Kresach Wschodnich mianem „incydentu” na tle zbrodni niemieckich i sowieckich. Stepana Banderę nazwał zaś „politykiem myślącym, mającym wielki zmysł polityczny”, którego jakoby jedyną zbrodnią przeciwko państwu polskiemu był zamach na ministra Pierackiego w 1934 r.
– Niewątpliwie jest (Bandera) dla Polaków postacią mało sympatyczną, jego wypowiedzi na temat Polski były bardzo nieprzychylne. Ale chciałbym bardzo mocno podkreślić i dać pod rozwagę – ten człowiek nie miał ze zbrodnią wołyńską nic wspólnego – mówił Olszewski, argumentując, że w czasie ludobójstwo wołyńsko-małopolskiego Bandera był więziony przez Niemców. Sugerował też, że lider OUN nie dopuściłby do rzezi wołyńskiej.
Ks. Isakowicz-Zaleski zaznacza, że te słowa zszokowały Kresowian i ich potomków oraz osoby, które od 70 lat upominają się o prawdę i pamięć o ludobójstwie dokonanym w latach 1939 – 1947 przez OUN-UPA. Przede wszystkim dlatego, że padły one w przededniu kolejnej rocznicy wymordowania przez nacjonalistów ukraińskich polskich wsi na ziemi tarnopolskiej, w tym Huty Pieniackiej i Korościatyna.
– Po drugie, że bestialskiego wymordowania prawie 200 tysięcy Polaków i obywateli polskich innych narodowości (w tym sprawiedliwych Ukraińców) w żaden sposób nie można nazwać „incydentem” – pisze ksiądz. Zaznacza, że nie tylko liczba ofiar decyduje o tym, czy dane mordy były zbrodnią przeciw ludzkości, czy też nie. Przywołuje tu przykład bośniackiej Srebrenicy, gdzie w 1995 roku zamordowano „tylko” 8 tysięcy osób, wyłącznie mężczyzn, co uznano za ludobójstwo, a nie „incydent”.
– Po trzecie, Jan Olszewski podaje wiele nieprawd na temat działalność Stepana Bandery – pisze ks. Isakowicz-Zaleski. Przypomina, że wstąpił on najpierw w szeregi podziemnej Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, a następnie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, na czele której stanął w krótkim czasie. – Formacja ta, oparta o doktrynę nacjonalizmu integralnego, opracowaną przez Dmytro Doncowa, w swym działaniu kierowała się tzw. „twórczym terrorem”, który wymierzony był nie tylko przeciwko „cużeńcom” (obcoplemieńcom), ale i tym Ukraińcom, co nie akceptowali nacjonalizmu. Do tych założeń dochodził „dekalog nacjonalisty ukraińskiego”, który głosił m.in. „Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy” oraz „Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu”.
Ksiądz przypomina, że poza zamachem na konsula sowieckiego we Lwowie, zresztą nieudanym, wszystkie zbrodnicze akty OUN kierowała przeciwko Polsce. Zamordowano m.in. polskiego posła Tadeusz Hołówkę, zwolennika ugody z Ukraińcami, a także takich Ukraińców, jak Iwan Babij, którzy krytykowali ukraiński nacjonalizmu.
– Bandera mordy te nie tylko aprobował, ale i często nimi kierował. Był więc nie „politykiem myślącym, mającym wielki zmysł polityczny”, ale zwykłym terrorystą, ogarniętym antypolską i antysemicką obsesja. Taki ukraiński Bin Laden. W tym duchu szkolił on swoich podkomendnych. Był przy tym agentem Abwehry, niemieckiego wywiadu – pisze duchowny.
Przypomina, że w okupowanym przez Niemców Krakowie, wspólnie z Romanem Szuchewyczem, późniejszym dowódcą UPA, utworzył ukraińskie bataliony Abwehry „Nachtigall” i „Roland”, które wraz z bojówkami OUN, wymordowały we Lwowie i innych kresowych miastach wiele tysięcy Żydów i prześladowały Polaków.
Ksiądz zaznacza też, że Hitler wcale nie chciał wolnej Ukrainy i dlatego osadził szefa OUN w specjalnej strefie w KL Sachsenhausen. Było to jednak internowanie, a nie uwięzienie, co opisał (nota bene, jak zaznacza duchowny, niechętny Polakom) berliński historyk Grzegorz Rossolinski-Liebe:
– Bandera przebywał w godziwych warunkach, miał swoje mieszkanie. Nie nosił pasiaku, nie miał tatuażu z numerem i nie był zmuszany do pracy. Posiłki jadał w stołówce SS. Posiadał kontakt z krajem, dostawał książki i prasę. Spotykał się z żona, przez którą prowadził korespondencję z podwładnymi. Wiedział więc, co się dzieje. Również to, że na bazie OUN powstała UPA, którą kierował jego przyjaciel, wspomniany Szuchewycz. Bandera został zwolniony w 1944 r. Dalej wiernie służył Hitlerowi, tworząc ukraińskie formacje kolaboranckie.
Ks. Isakowicz-Zaleski podkreślił, że przebywający w tym samym obozie gen. Stefan Grot-Rowecki, który odmówił kolaboracji, został przez Niemców zamordowany. – Taka była zasadnicza różnica między postawą dowódcą AK a szefem OUN – pisze duchowny. Przypomina też, że Bandera nigdy nie potępił ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach i Żydach, a także nie wstrzymał zbrodni trwających do 1947 roku, choć miał. Ku temu możliwość.
– Jan Olszewski jako premier, poseł i prezydencki doradca dla prawdy i pamięci o ludobójstwie mógł zrobić bardzo wiele. Ale nie uczynił prawie nic. Dziś, gdy na Ukrainie szaleje gloryfikacja ludobójców i gdy rodziny ofiar cierpią z powodu zakazu pochówków, staje on po stronie nie skrzywdzonych, ale krzywdzicieli. Jak na Kawalera Orderu Orła Białego i mentora niektórych środowisk prawicowych to szokujące zachowanie – podsumowuje ks. Isakowicz-Zaleski.
RMF24.PL
Zanim umre chcia£bym spröbowac jeszcze kilku rzeczy a takze dokonac kilku czynöw.Pozostawie w tajemnicy reszte moich zyczen ale jedno moge zdradzic.Zanim umre postaram sie,zeby je$li nie kilku to przynajmniej jedna banderowska kurwa poza£owa£a ze sie w ogöle urodzi£a.My$le ze wkrötce nawet nie bede musia£ szukac okazji do spe£nienia swojej obietnicy.