Ci, którzy uważają, że premier Morawiecki brnie w polsko-izraelski konflikt z głupoty nie doceniają jego politycznego wyrachowania. To cyniczna gra obliczona na przejęcie tego, czego Kaczyński zawsze bał się najbardziej – wszystkiego, co na prawo od PiS.
To nie językowe lapsusy, ani przejęzyczenia Morawieckiego. To także nie polityczna krótkowzroczność, ani historyczna niewiedza. Morawiecki dobrze wie, co mówi, do kogo mówi i po co. Ten festiwal trwa już trzy tygodnie, począwszy od wypowiedzi w nazistowskim obozie Auschwitz o tym, że Polska jako kraj powinna mieć w Yad Vashem swoje drzewo. Było to w dniu, gdy Sejm rozpętał burzę ustawą o IPN. I choć za tę wypowiedź wylało się na Morawieckiego morze krytyki z całego świata, to dwa tygodnie później powtórzył w Chełmie dokładnie ten sam postulat o drzewie i zrobił to z premedytacją.
Podobnie jak z premedytacją mówił o pogromie kieleckim i Marcu ’68, za które Polska nie może czuć się odpowiedzialna, bo jej wtedy nie było, a tylko jakiś fasadowy reżim komunistyczny. I jak świadomie zrównał odpowiedzialność niemieckich sprawców Holokaustu z żydowskimi. Przecież odpowiadał tylko na pytanie zagranicznego dziennikarza. Mógł uciąć sprawę jednym zdaniem, a wygłosił mowę, po której stosunki polsko-izraelskie zadrżały w posadach.
Świat z USA na czele wyraża oburzenie z powodu tego, co PiS robi z historią Holokaustu, a tymczasem premier Morawiecki (który zastąpił Szydło, by naprawiać wizerunek Polski w świecie) zamiast pożar gasić, sprytnie podrzuca coraz to nowe wiązki chrustu. Dlaczego? Bo doskonale zdaje sobie sprawę, że antysemityzm to w Polsce najskuteczniejsza polityczna przynęta. Zachwycająca rzesze rodaków o wiele szerze niż wyborcy PiS. Jako PiS-owski nuworysz bez zaplecza, właśnie to zaplecze sobie buduje. Wie, że obrona Polski przed Żydem bardzo się Polakom podoba – tu nie trzeba sondaży, bo wystarczy zajrzeć do internetu, na media społecznościowe, albo po prostu posłuchać publicznych mediów.
Morawieckiemu nie chodzi tylko o to, by udowodnić prezesowi, że jest świętszy od papieża. On buduje własny kapitał polityczny, by wtedy, gdy nadejdzie czas wypłaty, mieć na Nowogrodzkiej karty przetargowe – gdy zaczną powstawać listy wyborcze, rozpocznie się namaszczanie kandydata na prezydenta i następcy prezesa w partii. Morawiecki gra wysoko. Nie po to dał szaleństwu PiS swoją twarz, by nie sięgnąć za chwilę po cały organizm partii.
Morawieckiemu nie chodzi tylko o to, by udowodnić prezesowi, że jest świętszy od papieża. On buduje własny kapitał polityczny
Morawiecki wie jeszcze jedno: antysemicka karta, która być może wpadła mu w ręce przez przypadek, to rozgrywający atut w grze z biskupami. Polski Kościół swoim milczeniem pielęgnuje polski antysemityzm od czasów endecji. Rydzyk wprost zaciera ręce i gdy będzie trzeba wraz z betonową większością episkopatu chętnie poprze Morawieckiego, który może i nie ma klaskaniem obrzękłych prawic na wiecach w Toruniu, ale za to podpala antysemicki lont sprawniej niż cała gromada weteranów z PiS.
Antysemicka gra polskiego premiera to nie głupota. To polityczny cynizm obliczony na zbudowanie i przejęcie tego, czego Kaczyński bał się zawsze najbardziej – wszystkiego, co na prawo od PiS, a co coraz śmielej objawia swoją nacjonalistyczną twarz.
ALEKSANDRA PAWLICKA