W Kijowie w defiladzie upamiętniającej ćwierćwiecze niepodległości Ukrainy będą defilować także polscy żołnierze. Być może przyjdzie im maszerować w rytm pieśni banderowskich. W chwili oddawania gazety do druku nie wiemy jeszcze, czy – zgodnie z zapowiedziami – będą one grane podczas przemarszu wojsk, czy też Kijów w porę się zreflektuje. Pamięć o polskich ofiarach na Wołyniu i w Galicji każe nam ostro protestować, racja stanu jednak nakazuje milczeć i budować jak najbliższe relacje z Kijowem pomimo gloryfikacji OUN i UPA.
Weźmy UPA w nawias
Na świecie niemało jest przykładów brania w nawias ideologii, historii, rachunku krzywd w imię racji politycznych, czynią tak jednak wielkie narody potrafiące oddzielić emocje od potrzeb strategicznych. Małe nacje brną beznadziejnie w politykę racji moralnych, co poprawia niewątpliwie samopoczucie, ale podkopuje ich pozycję, bo jest kontrproduktywne. Gdyby Stany Zjednoczone nie potrafiły wziąć w nawias zbrodniczej komunistycznej ideologii i śmierci tysięcy amerykańskich żołnierzy z rąk Chińczyków podczas wojny koreańskiej, nigdy nie zawarliby w latach 70. XX wieku nieformalnego sojuszu z Pekinem, który powstrzymał ekspansję Związku Sowieckiego w świecie. Nie chodziło wówczas o odległą historię, ale śmiertelną wrogość tu i teraz. Ludzkość wyszła na tym układzie znakomicie, choć moraliści mają bardzo silne podstawy, by go potępiać.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Obóz Ukraińskich Nacjonalistów i jego zbrojne ramię – Ukraińska Powstańcza Armia ponoszą winę za ludobójstwo popełnione na Polakach. Nie istnieje symetria pomiędzy działaniami AK i UPA, jak chciałaby dziś strona ukraińska. Polscy partyzanci dopuścili się wprawdzie ohydnych zbrodni wojennych, mordując kobiety i dzieci, choćby w Sahryniu, ale nie było to zaplanowane i konsekwentnie przeprowadzone ludobójstwo. Winę za mordy ponoszą poszczególni dowódcy AK, a nie państwo polskie, gdyż nigdy nie wydało im ono rozkazu do mordowania. Oto prawda historyczna.
Jest jednak obok niej prawda strategiczna, Ukraina odepchnięta od Polski i Zachodu musi w konsekwencji stać się satelitą Moskwy, w dłuższej perspektywie czasowej nie ma bowiem sił ani zasobów, by przy tak newralgicznym położeniu geopolitycznym utrzymać neutralność na wzór Szwecji czy Szwajcarii. Utrata Ukrainy na korzyść Kremla zasadniczo zmienia na niekorzyść strategiczne położenie Polski i powinniśmy robić wszystko, by uniknąć takiego scenariusza.
Racja stanu ponad rację moralną
Potrzeba strategiczna przywiązania, a potem wprowadzenie Ukrainy do struktur zachodnich są ważniejsze niż historia, bowiem nakazuje tak czynić racja stanu, dbałość o bezpieczeństwo i rozwój Polski.
Źle się dzieje, że władze ukraińskie popierają gloryfikowanie UPA, choć przecież współczesna Ukraina nie jest ani prawną, ani polityczną kontynuacją państwa ukraińskiego proklamowanego przez OUN na rynku we Lwowie w czerwcu 1941 r., a nacjonaliści nawiązujący do UPA to margines polityczny, co pokazały zarówno wybory parlamentarne, jak i prezydenckie przeprowadzone już po Majdanie.
Nie musimy ani chwalić, ani popierać takiej polityki, możemy konsekwentnie odmawiać uczestniczenia w jakichkolwiek inicjatywach upamiętniających UPA i mówić to jasno stronie ukraińskiej. Możemy jednak wziąć rozbieżności w ocenie działalności banderowców w nawias, tak aby nie wpływały na inne wspólne działania, uprawiać politykę proukraińską pomimo gloryfikacji UPA przez Kijów.
Mamy, być może, moralne prawo narzucać Ukrainie, kogo powinna uznawać za bohatera, a kogo nie, nie posiadamy jednak mocy, by owo prawo wyegzekwować, skoro tak – postawmy na rację stanu, a nie na rację moralną. „Ukraina z Banderą nie wejdzie do UE” – to znany cytat obrazujący obecną postawę Polski. Niechaj wejdzie choćby i z samym diabłem, jeśli miałoby to poprawić bezpieczeństwo Polski.
Były poseł na Sejm Andrzej Rozenek udzielił komentarza w tej sprawie.
— Jak Pan redaktor odebrał tę koncepcję pana Talagi, obecnie doradcy firm zbrojeniowych?
— Myślę, że jest to bardzo ostro zarysowany konflikt, który rzeczywiście występuje. Choć wydaje mi się, że nie trzeba mu nadawać takich tonów, takich trochę histerycznych. Nasze dobre relacje z Ukrainą są od dawna podstawą polskiej polityki zagranicznej. I wydaje mi się, że ten rząd stara się je utrzymywać, chociaż niezbyt udolnie, ale przynajmniej się stara. I myślę, że o to panu redaktorowi chodziło. Rzeczywiście pojawiające się na Ukrainie elementy, świadczące o czczeniu kultu banderowców, nie sprzyjają tym dobrym stosunkom. To my w Polsce wiemy. Nie jest to dla nikogo tajemnicą.