Prokuratura w ubiegłym tygodniu – w środę ujawniło to radio RMF – zatrzymała detektywa Krzysztofa Sz. i jego współpracowniczkę w śledztwie związanym z aferą taśmową. Niestety, nie przybliża nas to do odkrycia, kto naprawdę stał za nagrywaniem polityków.
Afera taśmowa wybuchła już prawie dwa i pół roku temu. Przez ten czas prokuratura oskarżyła dwóch kelnerów o nagrywanie, biznesmena Marka Falenty o zlecanie podsłuchów a teraz postawiła zarzuty handlu nagraniami detektywowi. Nie odpowiedziała jednak na pytanie, kto stał za Falentą.
Sami nagrani w knajpie, jak np. ówczesny szef MSWiA Bartłomiej Sienkiewicz nie kryją, że za biznesmenem ktoś musiał stać. Miesiąc temu w sądzie Sienkiewicz zeznawał nawet, że jego zdaniem mogły być w to zaangażowane obce służby.
W tym kontekście ciekawie brzmią słowa zatrzymanego detektywa Krzysztofa Sz. – Zastanawia mnie odrodzenie tej sprawy, przecież jest zamknięta. Szukanie, rozgrzebywanie jej nie jest zdrowe dla nikogo – powiedział reporterom RMF. Co miał na myśli? – Nie chcę tego rozwijać – mówi w rozmowie z Faktem. Czyżby się czegoś lub kogoś bał?
Działania prokuratury Warszawa–Praga w tej sprawie budzą wątpliwości. Już półtora roku temu – podobnie jak teraz – przeszukano biura i mieszkania detektywa oraz jego rodziny.
Zabezpieczono wtedy komputery i pendrive’y, które potem zwrócono. Tylko po to, by teraz… zabrać je znowu. Wówczas detektyw usłyszał trzy zarzuty, ale akt oskarżenia nie trafił do sądu. Dziś dostał kolejne. Tyle, że to kolejna „płotka”. Gdzie są „grube ryby” z tej afery?
FAKT.PL