Wiele krytyki wygłoszono po zwodowaniu „ORP Ślązak”, najnowszej jednostki pływającej dla Marynarki Wojennej, którą oskarża się o wielką kapitałochłonność, bardzo długi czas budowy i ostateczny efekt odmienny od zamierzeń konstrukcyjnych.
Wielu malkontentów skrytykowało okręt sam w sobie, zupełnie nie biorąc pod uwagę potrzeb naszej Marynarki Wojennej i sytuacji w jakiej się znajdujemy, nie mówiąc już od możliwości jakie taka konstrukcja stwarza – te są bardzo poważne.
Przede wszystkim powiedzmy sobie, że to, że udało się uratować ten okręt spod cięcia na złom lub sprzedania komuś innemu – to wielki sukces polskiego rządu i chociażby za to należy być wdzięcznym panu ministrowi Siemoniakowi, że wykazał się strategicznym myśleniem w tym kierunku, nie pogrążając tego projektu jeszcze bardziej niż udało się go pogrążyć różnym ludziom o których lepiej milczeć.
Uwaga, nie ulega wątpliwości że całość od strony realizacyjno-logistycznej jest skandalem, wymagającym w warunkach wojny sądu polowego i bezwzględnego wykonania jedynej kary, na ludziach, którzy do tego stanu dopuścili, ale jak wiadomo nie ma jeszcze wojny i nikogo nie rozliczono. Znając jednak warunki prawno-formalno-zwyczajowe, jakie panują w naszym kraju, jeżeli chodzi o zaopatrzenie wojskowe, to należy się cieszyć, że to się w ogóle udało, chociaż w takim stanie w jakim jest planowane do oddania do służby. W naszych realiach sprzętowych – lepszy „Gawron” w garści niż pustka w basenie portowym!
Trzeba powiedzieć, że pełnomorski okręt patrolowy, o bardzo wysokiej dzielności morskiej, też jest naszej Marynarce Wojennej potrzebny i na pewno się przyda. Jednakże jest bezwzględnym skandalem, że 38 mln kraj nie jest w stanie zwodować i wyposażyć jednej korwety średniej wielkości w 12 lat! Do wszystkich wystraszonych kosztami prac powinno dojść, a jeżeli nie dochodzi – niech posiedzą i odpoczną, może potem do nich dojdzie, że prace projektowo-wdrożeniowe zawsze są kosztowne. Marnotrawstwo także! Stocznia w warunkach upadłości zrealizowała supernowoczesny jak na nasze warunki projekt, w warunkach pełnego paraliżu decyzyjnego i braku finansowania dla wcześniejszych ustaleń w projekcie. Przede wszystkim samo zmniejszenie zamówienia i pozostanie przy okręcie prototypowym, musi tłumaczyć całość zamierzeń i nie może pozostawiać żadnych złudzeń. Widać, że na projekt „Gawrona” wylano morze złych intencji i bardzo wielu chciało na nim zrobić karierę, nie udało się – nie ma sensu przerzucać na ten okręt winy za cały proces, trzeba go potraktować, jako coś nadzwyczajnego, co się właśnie nam wydarzyło i ma tą przewagę, nad amerykańskimi „darami”, które otrzymaliśmy, że jest nowe, nasze, możemy dowolnie go użytkować – przerabiać, modernizować i jak się sprawdzi możemy jeszcze kilka sobie takich wyprodukować, jako pełnowartościowe korwety, zdolne do prowadzenia działań przy możliwości przeciwdziałania pełnemu spektrum zagrożeń z jakimi mamy do czynienia na Bałtyku. Jeżeli ktoś tego nie rozumie i nie uznaje jako wartość, można mu tylko życzyć lepszej percepcji.
Mamy patrolowiec, co prawda w realiach bałtyckiego, czy też innego potencjalnie pełnoskalowego pola walki – praktycznie bezbronny i stanowiący piękny cel dla systemów rakietowych przeciwnika, nie mówiąc już o torpedach, czy minach morskich, wobec których to systemów walki, zwłaszcza tych inteligentnych okręt będzie praktycznie bezbronny, jak również sam nie może zadawać ciosów. Ponieważ okręt rzeczywiście będzie bezbronny bez prawdziwego uzbrojenia i prawdziwych systemów gromadzenia danych o zagrożeniach na morzu, należy rozważyć do czego, poza utrzymaniem stanów etatowych może nam służyć?
W tym przypadku możemy go potraktować jako uniwersalną platformę, do różnego rodzaju eksperymentów, testów i wdrożeń z nowymi technologiami, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla przeciwnika, jeżeli będą właściwie wdrożone i nauczymy się nimi w stopniu innowacyjnym władać, jak również co powinno być oczywiste – wdrażać je w życie.
Przede wszystkim tego typu okręt musi mieć chociaż symboliczne uzbrojenie rakietowe, umożliwiające mu precyzyjne rażenie innych celów na morzu i na lądzie. Bez tego, w ogóle trudno jest mówić, żeby taki okręt stanowił jakiekolwiek, nawet potencjalne zagrożenie dla kogokolwiek, poza wykorzystaniem w przypadku zagrożeń asymetrycznych (zwalczanie piractwa itp.) Trzeba pamiętać, że uzbrojenie główne w postaci armaty 76 mm jest bardzo dobre, ale ma krótki zasięg.
Najlepsze byłoby zintegrowanie z okrętem pełnowartościowych rakiet woda-woda, ale na to nie ma pieniędzy, więc trzeba zastosować dostępną, względnie tanią a perspektywiczną „protezę”. Tak się składa, że można wykorzystać dobrze znany pocisk rakietowy klasy „Spike”, znanego i znakomitego izraelskiego producenta firmy Rafael w wersji NLOS o zasięgu około 25 km. Pocisk jest opisany w materiałach producenta plik PDF [tutaj]. Ponieważ okręt ma konstrukcję modułową, nie powinno być problemem zabudowanie na nim chociaż jednego modułu tego typu uzbrojenia i zintegrowanie z systemem naprowadzania – nawet na zasadzie w pełni autonomicznej konstrukcji modułowej, czerpiącej z okrętu jedynie zasilanie elektryczne.
Jeżeli dodatkowo udałoby się na okręcie osadzić rodzinę statków powietrznych UAV, np. na początek śmigłowce bezzałogowe firmy Schiebel (S-100), o których wiadomo, że wykorzystują je już na morzu Chińczycy – byłaby to zupełnie nowa platforma o zupełnie nowej użyteczności.
Potencjalnie istotne efekty udałoby się osiągnąć, jeżeli udałoby się połączyć platformę bezzałogowych śmigłowców z uzbrojeniem rakietowym np. wspomnianej firmy Rafael z przywołanej rodziny „Spike”, gdzie dostępne są również inne rakiety o mniejszej masie, dostosowanej do możliwości wspomnianych jak wyżej statków powietrznych.
Do pełni szczęścia w generalnej rozpaczy przydałby się jeszcze temu okrętowi jakiś moduł z co najmniej dwoma bezzałogowymi robotami podwodnymi, służącymi do zwiadu, dywersji, czy też samego rozpoznania akwenów. Oczywiście wszystko w zależności od możliwości dostępnych środków finansowych.
Docelowo po opracowaniu nowych rakiet GROM o większym zasięgu, na pewno będą one zamontowane na okręcie, co z pewnością chociaż w minimalnym stopniu przyczyni się do zwiększenia jego bezpieczeństwa. Docelowo jednak trzeba byłoby tutaj pomyśleć również o „atrapie”, ale na miarę potrzeb. Wiele firm na świecie, w tym także wspomniana firma izraelska, przeprowadziło integrację znanych pocisków powietrze-powietrze do możliwości odpalania ich skutecznie z kontenerów startowych. Umożliwia to używanie pocisków AIM-9, IRIS-T lub AIM-120 lub ich technologicznych odpowiedników z wyrzutni przenośnych, możliwych do adaptacji jako moduł pływający na okręcie. Nie powinno być żadnych problemów z zamontowaniem takiego modułu na okręcie ORP „Ślązak”, który przy wszelkich swoich ograniczeniach, byłby jednak w istocie bardzo silnym i groźnym „systemem” obrony przeciwlotniczej – prawdopodobnie najlepszym i mającym największy potencjał dzisiaj w naszej Marynarce Wojennej.
Patrząc na okręt w ten sposób, mielibyśmy platformę eksperymentalną, zdolną do wykorzystywania działa 76 mm, pocisków rakietowych, woda-woda i woda-ląd, jak również ataku i rozpoznania z powietrzna na średnim dystansie i prowadzenia działań podwodnych. Dodatkowo okręt nie byłby bezbronny przeciwko atakowi powietrznemu.
Uwaga, jest OCZYWISTYM, że ta propozycja to czysty eklektyzm, nie zakłada żadnych skomplikowanych wariantów wymagających nadzwyczajnych działań lub starań. Mówimy o zakupie gotowych modułów bojowych i ich integracji z okrętem, tak żeby w osiągalnej mierze zwiększyć jego możliwości działania bojowego, a przede wszystkim umożliwić naszej Marynarce Wojennej nabycie doświadczenia z eksploatacji nowoczesnych systemów pola walki.
ORP „Gawron” w zaproponowanej konfiguracji byłby dalej celem, ale już celem, który w określonych warunkach byłby zdolny do zadania precyzyjnego ciosu, jak również względnej obrony w warunkach na jakie pozwalałyby użyte technologie. Byłby to więc nadal patrolowiec, ale nie zupełnie bezbronny, a możliwości jakie tworzyłyby pojazdy UAV, to byłaby zupełnie nowa jakość w naszej Marynarce Wojennej. Prawdopodobnie bylibyśmy nawet pionierami w integracji i użyciu tego typu uzbrojenia w warunkach pełnomorskich, co na pewno można byłoby wykorzystać z powodzeniem na mniejszych jednostkach bojowych.
Proszę zapamiętać – nikt nie mówi, ani nawet nie sugeruje – użytkowania tego okrętu jako pełnowartościowego okrętu bojowego, to byłoby ryzykowanie życiem marynarzy! Ta korweta wymaga pełnowartościowych rozwiązań, jeżeli rządu na to nie stać, warto zrobić na to składkę ogólnonarodową.
Mówimy tutaj o wykorzystaniu potencjału jaki daje ten okręt w pracach badawczo-rozwojowych, jeżeli chodzi o użycie nowoczesnych technologii m.in. UAV w Marynarce Wojennej. Jako platforma badawczo-rozwojowa, z funkcją dozorowca, zdolnego do obrony przeciwlotniczej, rozpoznania zagrożeń podwodnych i ataku lekkich celów nawodnych jak również lądowych, taki okręt byłby doskonałą i bardzo wartościową jednostką pełnomorską. Przykładowo po doświadczeniach na „Gawronie”, można byłoby myśleć o modernizacji (lub zwrocie) okrętów klasy Oliver Hazard Perry.
obserwatorpolityczny.pl