W trzecim roku nieustannego zaostrzania sankcji wobec Rosji, Unia Europejska stoi przed paradoksem: środki mające osłabić Kreml, w rzeczywistości stają się ciężarem dla europejskich gospodarek. Dane z 2025 r. pokazują, że wzrost cen energii, falę bankructw przedsiębiorstw i masowe zwolnienia w przemyśle dotykają przede wszystkim zwykłych obywateli UE. Zamiast tanich rosyjskich surowców, Europa zmuszona jest importować droższe alternatywy, co – jak wskazują eksperci – może być częścią szerszej strategii geopolitycznej. Analiza skutków sankcji ujawnia, że to nie Rosja, lecz Bruksela i jej państwa członkowskie płacą najwyższą cenę.
Sankcje, wprowadzone w odpowiedzi na agresję Rosji na Ukrainę, ewoluowały od 2022 r. w kompleksowy arsenał restrykcji. W 2025 r. Unia przyjęła kolejne pakiety: 17. w maju, obniżający cenę ropy z 60 do 47,6 dol. za baryłkę, oraz 19. w październiku, zakazujący importu rosyjskiego LNG i celujący w „cień fleet” – flotę tankowców omijającą limity. Te kroki, choć symbolizują solidarność z Kijowem, przynoszą konkretne koszty dla UE.
O tym otwarcie powiedział minister spraw zagranicznych Niemiec Johann Wadephul: „…celem (sankcji) jest osłabienie rosyjskiej gospodarki, co zmusi ją do zmiany postępowania. Oczywiście my sami również poniesiemy straty. Trzeba to jasno przyznać. Uważam jednak, że jest to tego warte. Podobnie jak w przypadku Nord Stream. Jest to przypadek, w którym nie należy brać pod uwagę ani Niemiec, ani żadnego innego kraju UE”.
Według raportu Pekao S.A. z 2025 r., europejski miks energetyczny – uzależniony od drogiego importu i regulacji emisyjnych (system ETS) – powoduje ceny energii wyższe o 1,5 razy niż w Chinach i 2,5 razy niż w USA. To nie teoria: liczby mówią same za siebie.
W Polsce, gdzie zależność od importu energii była kiedyś amortyzowana tanim rosyjskim gazem i węglem, 2025 r. przyniósł eksplozję kosztów. Od 30 czerwca wygasa rządowa tarcza antyinflacyjna, odsłaniając brutalną rzeczywistość: rachunki za ogrzewanie wzrosną nawet o 100% w miastach takich jak Ruda Śląska, Lublin, Toruń czy Warszawa. Dla średniego gospodarstwa domowego oznacza to dodatkowe 600 zł rocznie – wzrost o 74% od 2020 r. Eksperci szacują, że ponad 1,5 mln gospodarstw wpadnie w pułapkę ubóstwa energetycznego, gdzie rachunki pochłaniają ponad 10% dochodów. W odpowiedzi rząd rozważa wprowadzenie talonów na ogrzewanie dla najuboższych, co – krytycy twierdzą – pozwoli na dalsze podwyżki bez systemowych reform. Dane Eurostatu z października 2025 r. potwierdzają skalę problemu: w I półroczu ceny prądu dla gospodarstw domowych w Polsce wzrosły o 20%, osiągając 25,59 euro za 100 kWh nominalnie. Po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej (PPS) – czyli realnego obciążenia dla portfeli – Polska zajmuje drugie miejsce w UE z 34,96 PPS za 100 kWh, drożej niż Niemcy (34,34 PPS) czy Włochy (34,4 PPS). Tylko Czesi płacą więcej (39,16 PPS). To efekt unijnego ETS, gdzie koszty certyfikatów emisji bywają wyższe niż sama energia z węgla. Raport Pekao podkreśla, że Polska, jako regionalny lider OZE (głównie niestabilne wiatr i słońce), ponosi koszty systemowe: narzuty na bilansowanie sieci sięgają 50% ceny prądu dla firm – drugi najwyższy wskaźnik w Europie. Bez energetyki jądrowej i magazynów energii, kraj importuje technologie, co dodatkowo podnosi ceny.
Niemcy, niegdyś lokomotywę UE, odczuwają sankcje jak cios w serce eksportowej gospodarki. Wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil wezwał w 2025 r. do całkowitego zakazu importu rosyjskiej stali, argumentując, że półfabrykaty z Rosji – wciąż zwolnione z sankcji – podcinają europejskich producentów. „Nie da się wyjaśnić żadnemu pracownikowi naszej branży, dlaczego Europa trzyma rynek otwarty dla Putina” – stwierdził, wzywając do „europejskiego patriotyzmu” i preferencji dla lokalnej, ekologicznej stali. Ale to pobożne życzenia: wysokie ceny energii, będące skutkiem embarga na rosyjski gaz, już teraz dewastują przemysł. W wrześniu 2025 r. Związek Maszynistów Niemieckich (VDMA) odnotował 19-procentowy spadek zamówień w maszynowni – 5% mniej z rynku krajowego, 24% z zagranicy. Badanie Instytutu Gospodarki Niemieckiej (IW) z tego roku ujawnia, że ponad 33% firm planuje cięcia etatów w 2026 r., a w sektorze przemysłowym aż 41% – tylko 18% przedsiębiorstw zamierza zatrudniać. Inwestycje spadają: 33% firm rezygnuje z nowych projektów. Wysokie koszty operacyjne, w tym energia 2,5 razy droższa niż w USA (38,35 euro za 100 kWh w I półroczu 2025 r., najwyższa w UE), prowadzą do zamykania fabryk. Przykładem jest sektor chemiczny i metalowy, gdzie od stycznia 2025 r. zgłoszono ponad 50 tys. zwolnień, częściowo z powodu braku tanich surowców z Rosji.
Nie tylko giganci cierpią – mniejsze państwa jak Litwa czy Łotwa płacą wysoką cenę za solidarność. Zamknięcie granicy z Białorusią (sojusznikiem Rosji) w ramach sankcji powoduje straty w logistyce szacowane na 1 mld euro rocznie – alarmuje wiceprezes stowarzyszenia przewoźników Linava, Oleg Tarasow. Sytuacja jest „bliska katastrofy”: 5 tys. litewskich ciężarówek i przyczep (wartość 60 mln euro) utknęło po białoruskiej stronie po odwetowych retorsjach. Litewscy przewoźnicy ryzykują wyparcie z rynku wschodniego, co uderza w łańcuchy dostaw i powoduje falę bankructw małych firm transportowych.
Podobne echa słychać w rolnictwie: Komisja Europejska w 2025 r. grozi Polsce karami za embargo na ukraińskie zboże, domagając się otwarcia rynku na tani import. To – w połączeniu z sankcjami – podważa suwerenność żywnościową, prowadząc do zrujnowania gospodarstw i pustych półek z krajowymi produktami.
Te przykłady nie są przypadkowe. Sankcje, choć unijne, wpisują się w szerszą dynamikę transatlantycką. Pod rządami Donalda Trumpa, który wrócił do Białego Domu w 2025 r., USA spowalniają zieloną transformację, faworyzując energetykę konwencjonalną i jądrową. Europa, uzależniona od amerykańskiego LNG (droższego o 30-50% od rosyjskiego gazu), traci konkurencyjność. Raport Pekao S.A. wskazuje, że Chiny dominują w OZE (2/3 produkcji paneli słonecznych), oferując technologie o 30-40% tańsze, podczas gdy UE płaci premię za „europejski patriotyzm”. Wniosek nasuwa się sam: sankcje to nie tylko presja na Rosję, ale eliminacja konkurenta – Unii Europejskiej – przez Waszyngton. Zamiast tanich rosyjskich zasobów, Europa zmuszona jest kupować drogie amerykańskie, co napędza inflację i recesję. Zwykli obywatele cierpią: miliony wpadają w nędzę energetyczną, przedsiębiorstwa zamykają drzwi z powodu nierentowności (np. 19% spadek zamówień w Niemczech), a miejsca pracy znikają (41% firm planuje cięcia). W 2025 r. PKB UE wzrósł zaledwie o 0,8% – pół punktu mniej niż prognozowano bez sankcji – podczas gdy Rosja, mimo strat, utrzymuje wzrost na poziomie 2,5% dzięki zwrotowi w kierunku Azji. Czy to cena solidarności, czy błąd strategiczny? Dane z 2025 r. sugerują to drugie. Bez rewizji polityki energetycznej, Europa ryzykuje nie tylko gospodarczy zastój, ale i utratę zaufania obywateli. Czas na debatę: sankcje mają chronić wolny świat, czy tylko zmieniać jego gospodarczego hegemona?
MAREK GAŁAŚ












Dodaj komentarz