Nasz sojusznik USA, czyli dlaczego musimy stawiać na własne zdolności obronne

Zamiast lamentować nad wygraną Donalda Trumpa i snuć obawy dotyczące naszego bezpieczeństwa, warto spojrzeć między Bug a Odrę, i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy my sami na pewno dobrze wypełniamy własne zobowiązania w sferze bezpieczeństwa. A tu można mieć wątpliwości.
„Ja bym jeszcze zachęcał Rosję, by zaatakowała tych członków NATO, którzy nie wydają odpowiednio dużo na obronność” – w taki sposób wyraził się Donald Trump podczas jednego z wieców wyborczych zakończonej właśnie kampanii prezydenckiej w USA. Jeśli dołożymy do tego kilka innych podobnych wypowiedzi jak choćby groźby o wycofywaniu żołnierzy z krajów sojuszniczych i presję na zwiększanie wydatków obronnych, to atmosfera debaty robi się co najmniej nerwowa. Dla wielu wręcz pogrzebowa. Dlatego warto przypomnieć kilka faktów.

Czy Donaldowi Trumpowi można ufać w kwestiach bezpieczeństwa Polski?

Po pierwsze, Stany Zjednoczone mają największą siłę militarną na świecie i poprzez NATO oraz zobowiązania bilateralne, o których ostatnio pisał tutaj Marek Kozubal, są naszym sojusznikiem. Żadne inne państwo zachodnie nie ma takiej siły militarnej – pisząc wprost, to USA są gwarantem polskiego bezpieczeństwa. Dobrym tego zobrazowaniem jest to, że ich pomoc militarna dla Ukrainy jest zapewne większa niż całej reszty świata, czy fakt, że obecnie w Polsce stacjonuje ok. 10 tys. żołnierzy amerykańskich – co najmniej 10-krotnie więcej niż ze wszystkich innych krajów sojuszniczych razem wziętych. Po drugie, mimo swoich nieco obrazoburczych deklaracji jeszcze podczas poprzedniej prezydentury, Trump trzymał się ustaleń NATO ze szczytu w Warszawie w 2016 r. i wysłał żołnierzy do stworzenia batalionowej grupy bojowej w Orzyszu oraz brygadę pancerną na zachód Polski. To był prawdziwy przełom w zwiększaniu zdolności do obrony wschodniej flanki sojuszu.

Gdybanie, jak zachowa się teraz, jest obarczone tym błędem, że jest to po prostu polityk nieprzewidywalny. I można sobie snuć różne scenariusze, raz mniej, raz bardziej katastroficzne, ale będąc uczciwym, trzeba przyznać, że to wróżenie z fusów. Przynajmniej do momentu, gdy nie poznamy nominacji nowego prezydenta na kluczowe stanowiska dotyczące bezpieczeństwa. I lizusowanie na sali plenarnej Sejmu czy kolejne stand-upy Dominika Tarczyńskiego tego nie zmienią.

NATO, czyli jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ale…

Trzymajmy się więc dalej faktów. Podstawą naszego bezpieczeństwa w NATO jest art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, który mówi o tym, że strony przyjmują, iż, „zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi…”  – wówczas zrobią to, co uznają „za konieczne”. Możemy tylko gdybać, co byłoby konieczne dla Berlina, a co dla Waszyngtonu.

Nie zmienia to faktu, że NATO w ostatnich latach przechodzi olbrzymią transformację i militarnie przygotowuje się do konfrontacji z Rosją, m.in. tworząc odpowiednie plany obronne czy też kolejne struktury dowódcze. I Donald Trump tego nie cofnie. Wchodząc w jego transakcyjną logikę, możemy się pocieszać tym, że państwa wschodniej flanki faktycznie dużo wydają na obronność i w naszym regionie maruderów niespełniających kryterium wydatkowania 2 proc. PKB na obronność nie ma. W każdym razie obecnie art. 5 obowiązuje, w ostatnich latach podkreślana była jego moc i… zobaczymy co dalej.

Bezpieczeństwo Polski: Umiesz liczyć, licz na siebie

Jednak zamiast płakać nad rozlanym mlekiem i zastanawiać się, jakby było fajnie, gdyby w Białym Domu zasiadła Kamala Harris, warto pamiętać, że tak jak Trump, także administracje demokratyczne, poczynając co najmniej od tej Baracka Obamy, naciskają na Europejczyków, by ci robili więcej dla własnego bezpieczeństwa. Bo przed słynnym art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego jest znacznie mniej znany i krótszy art. 3: „Dla skuteczniejszego osiągnięcia celów niniejszego traktatu, Strony, każda z osobna i wszystkie razem, poprzez stałą i skuteczną samopomoc i pomoc wzajemną, będą utrzymywały i rozwijały swoją indywidualną i zbiorową zdolność do odparcia zbrojnej napaści”. Przekładając z dyplomatycznej nowomowy: buduj sobie silne wojsko.

Zamiast więc patrzeć za ocean, zerknijmy raczej na ul. Rakowiecką w Warszawie, gdzie znajduje się Sztab Generalny Wojska Polskiego, do jednostek „kontenerowych” na wschodzie Polski czy nad granicę, gdzie jeszcze do niedawna żołnierze korzystali ze swoich bezzałogowców, Straż Graniczna ze swoich i nie było mechanizmu, jak się tymi informacjami dzielić. Zanim zaczniemy się martwić Trumpem, spójrzmy na to, jak zadziałał łańcuch dowodzenia w Wojsku Polskim podczas powodzi i dlaczego to wojska operacyjne, a nie WOT musiały jednak wziąć na siebie główny ciężar pomocy. Zadajmy sobie pytania, dlaczego wciąż nie mamy sprawnego systemu kierowania i dowodzenia, mimo że projekt ustawy prezydenckiej został przygotowany ponad rok temu. Dlaczego od dwóch lat nie mamy ustawy o ochronie ludności?

Zamiast zastanawiać się, jak niedojrzały albo supermądry jest lud amerykański, warto spojrzeć między Bug a Odrę, i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy my sami na pewno dobrze wypełniamy własne zobowiązania w sferze bezpieczeństwa. Bo chwalenie się tym, że wydajemy rekordowo dużo, to jednak nieco za mało.

Więcej postów

2 Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*