Polska ściga się z Czechami. Prawym pasem mija nas Rumunia

niezależny dziennik polityczny

W żadnym innym kraju UE dochód na mieszkańca nie rósł w ostatnich 20 latach tak szybko jak w Rumunii. Państwo, które uchodziło niegdyś nieomal za synonim gospodarczego chaosu, przyciąga inwestycje, które dawniej trafiłyby nad Wisłę. Tyle że model rozwoju Rumunii to ryzykowna jazda po bandzie.

Kwiecień 2024 r. Francuski koncern oponiarski Michelin ogłasza, że z końcem roku wygasi produkcję opon do ciężarówek w Olsztynie. Przenosi ją do Zalau w Rumunii.

Czerwiec 2024 r. Brytyjski koncern Unilever, produkujący pod różnymi markami kosmetyki, środki czystości oraz artykuły żywnościowe, zapowiada, że przeniesie produkcję zup w proszku z Poznania do rumuńskiego Ploeszti.

Lipiec 2024 r. Koncern hutniczy Liberty, który w Polsce jest właścicielem huty Częstochowa postawionej w stan upadłości, ogłasza, że uruchomi ponownie w rumuńskim Gałaczu wielki piec, który wcześniej kilkakrotnie był zatrzymywany. Władze spółki zapewniają, że dzięki odbiciu popytu produkcja stali w Rumunii stała się znów rentowna.

To tylko kilka tegorocznych doniesień, które sugerowały, że to, co nie opłaca się już w Polsce, opłaca się w Rumunii. Efekt? Miejsca pracy znad Wisły przenoszą się nad Morze Czarne. Jeszcze inne po prostu powstają tam zamiast w Polsce. Przykładowo: Haering, niemiecki producent precyzyjnych części dla przemysłu motoryzacyjnego, który ma zakład w Piotrkowie Trybunalskim, kolejny planuje zbudować w Rumunii. W krajach zachodniej Europy podobne informacje pojawiają się nawet częściej.

Blizny po kryzysach nie przekreśliły perspektyw Rumunii

Atrakcyjność inwestycyjna Rumunii wzrosła, gdy z końcem marca kraj dołączył do strefy Schengen. Żadna z dużych europejskich gospodarek nie ma dziś tak dobrych perspektyw rozwoju jak rumuńska. Według najnowszych prognoz MFW w najbliższych pięciu latach tamtejszy produkt krajowy brutto (PKB) będzie się zwiększał realnie (czyli w cenach stałych) o 3,5 proc. rocznie.

Kolejne na liście Polska i Węgry mogą liczyć na wzrost w tempie 3,1-3,2 proc. rocznie. Ta niewielka z pozoru różnica sprawi, że skumulowany wzrost PKB Rumunii w tym okresie (2025-2029) będzie o niemal 6 pkt proc. większy niż w Polsce (odpowiednio 23 i 17 proc.).

Można oczywiście wzruszyć ramionami i powiedzieć, że biedniejsze kraje zwykle rozwijają się szybciej niż zamożniejsze. Tyle że Rumunia biedna już nie jest. Według niektórych wskaźników pod względem poziomu rozwoju gospodarczego dogoniła już Polskę. Tak jak Polska, o czym pisaliśmy niedawno w money.pl, dogoniła Czechy.

Realny (liczony w cenach stałych) PKB tego 20-milionowego kraju od 2003 r. – ostatniego przed akcesją Polski do UE – do końca 2023 r. zwiększył się o 102 proc. To wynik słabszy niż w Polsce, gdzie wzrost w tym samym okresie sięgnął niemal 111 proc. Co więcej, Polska radziła sobie też lepiej w nieodległej przeszłości. Aktywność w naszej gospodarce jest dziś mniej więcej taka, jaką zapowiadały prognozy z 2019 r. i jest na podobnej trajektorii wzrostu.

Rumunii to się nie udało, co oznacza, że kryzysy z ostatnich lat – pandemia COVID-19 oraz szok energetyczny i inflacyjny – pozostawiły na tamtejszej gospodarce blizny.

Rumuni nie są już biedniejsi od Polaków?

Jednak biorąc pod uwagę PKB na mieszkańca, Rumunia rozwijała się szybciej. Dochód per capita zwiększył się tam w ciągu dwóch dekad o niemal 129 proc. w porównaniu do 114 proc. w Polsce. Lepszego wyniku niż Rumunia w takim okresie nie osiągnął żadnej kraj UE. Biorąc pod uwagę minionych 10 lat, Rumunia również radziła sobie pod tym względem lepiej niż Polska.

W obu krajach, podobnie jak w całym regionie, integracja europejska ułatwiła emigrację zarobkową i przyczyniła się do spadku populacji. To tłumaczy dlaczego wzrost aktywności ekonomicznej w przeliczeniu na mieszkańca zarówno w Polsce, jak i w Rumunii był szybszy niż wzrost aktywności ogółem.

W Rumunii, która do UE przystąpiła w 2007 r., liczba mieszkańców skurczyła się jednak bardziej niż u nas: według danych Eurostatu o ponad 10 proc. Tak masowy odpływ ludności trudno postrzegać jako przejaw sukcesu gospodarczego. Ale jednocześnie poziom zamożności kraju mierzy się właśnie w przeliczeniu na mieszkańca. W tym sensie emigracja Rumunii pomogła.

Nie chodzi tylko o statystykę. Inaczej niż w Polsce, w Rumunii stopa bezrobocia przez całe lata 90. XX w. i XXI w. była relatywnie niska, oscylując wokół 7 proc. Ale – znów inaczej niż w Polsce – nie była w trendzie spadkowym. To sugeruje, że rumuńska gospodarka nie byłaby w stanie wchłonąć wszystkich chętnych do pracy. Emigracja pozwalała utrzymać stopę bezrobocia w ryzach, podtrzymując wzrost wynagrodzeń i ograniczając koszty polityki społecznej. A także wymuszała wzrost produktywności pracowników.

Biorąc pod uwagę poziom PKB per capita – a nie tempo wzrostu – Rumunia jest nieco za Polską i daleko za Czechami. Licząc w euro, produkt krajowy na mieszkańca wynosił tam w 2023 r. 45 proc. średniej unijnej. W Polsce to 53 proc., a w Czechach – aż 77 proc.

Komisja Europejska, gdy oblicza tzw. wskaźniki konwergencji, bierze jednak pod uwagę też różnice w sile nabywczej euro w poszczególnych krajach czy też – inaczej patrząc – w poziomie cen. PKB per capita w Rumunii obliczany zgodnie z tą metodą wynosił zaś w ubiegłym roku już 79 proc. średniej unijnej, minimalnie mniej niż w Polsce. W Czechach to 92 proc.

Jeszcze dekadę temu, w 2014 r., PKB na mieszkańca z zachowaniem parytetu siły nabywczej (PPP) nad ujściem Dunaju był wyraźnie niższy niż nad Wisłą. Wynosił 55 proc. średniej unijnej, podczas gdy w Polsce było to 67 proc. W ciągu dekady Rumunii udało się więc zmniejszyć lukę rozwojową wobec UE o niemal 24 pkt proc., podczas gdy nam tylko o 12,5 pkt proc. Właśnie to przyniosło Rumunii miano środkowoeuropejskiego tygrysa gospodarczego.

Jeszcze większy sukces Rumuni osiągnęli pod względem poziomu konsumpcji, który uchodzi za lepszy wskaźnik dobrobytu (jakości życia) niż poziom produkcji. Rzeczywiste spożycie indywidualne (AIC), które obejmuje nie tylko prywatne wydatki konsumpcyjne, ale też część wydatków publicznych (np. na służbę zdrowia, ale już nie na wojsko), wynosi w Rumunii 20,8 tys. euro PPP, nieco więcej niż w Polsce i Czechach (odpowiednio 20,4 i 20,5 tys. euro PPP).

Jak Rumunia zasypała lukę rozwojową? Tak jak Polska, tylko szybciej

Jak doszło do tego, że Rumunia weszła do tej samej ligi, co Polska i Czechy? Na pierwszy rzut oka zrobiła to samo, co my, tylko szybciej. Postawiła na inwestycje zagraniczne, które włączyły jej gospodarkę w globalne łańcuchy dostaw. Świadczy o tym skokowy wzrost znaczenia Rumunii w globalnym handlu.

Udział tego kraju w światowym eksporcie towarów i usług jest wciąż trzykrotnie mniejszy niż udział Polski. Także w stosunku do swojego poziomu produkcji (PKB) Rumunia eksportuje mniej niż my. Za to robi szybsze od nas postępy. Od 2004 r. udział tego czarnomorskiego kraju w globalnym eksporcie towarów i usług zwiększył się o 163 proc., bardziej niż jakiegokolwiek innego kraju Europy Środkowo-Wschodniej.

Co nawet ważniejsze, rumuński eksport jest – średnio rzecz biorąc – bardziej zaawansowany technologicznie niż polski. Taki obraz maluje wskaźnik złożoności gospodarki obliczany przez Laboratorium Wzrostu działające przy Uniwersytecie Harvarda. Wskaźnik ten, w uproszczeniu, ma pokazywać zasób wiedzy, który ucieleśniony jest w towarach i usługach sprzedawanych przez poszczególne państwa.

Liderami pod tym względem konsekwentnie są najbardziej rozwinięte kraje świata: Japonia, Korea Płd., Szwajcaria, Niemcy, Singapur itp. To sugeruje, że metodyka jest wiarygodna. Polska od kilku dekad utrzymuje się stale w połowie trzeciej dziesiątki rankingu. Rumunia w 2000 r. była na 36. miejscu, ale do 2021 r. przesunęła się na 19. pozycję – o sześć oczek przed Polską.

Rumunia przyciąga zagranicznych inwestorów atrakcyjnym opodatkowaniem przedsiębiorstw i dostępem do tanich, ale wykwalifikowanych pracowników. Z danych Eurostatu wynika, że godzinowe koszty pracy wynosiły tam w 2023 r. 11 euro, w porównaniu do 14,5 euro w Polsce i ponad 41 euro w Niemczech.

W wielu artykułach dotyczących konkurencyjności Rumunii pojawia się teza, że wynika ona również z niższych niż w innych krajach Europy kosztów energii. Byłoby to zrozumiałe biorąc pod uwagę to, że tamtejsza energetyka jest w mniejszym stopniu niż Polska oparta na importowanych węglowodorach, których ceny mocno w ostatnich latach wzrosły. Rumunia posiada elektrownię jądrową, która pokrywa blisko 20 proc. jej zapotrzebowania na energię elektryczną, a jeszcze więcej zapewniają hydroelektrownie. W praktyce jednak hurtowe ceny energii nie są tam niższe niż w Polsce.

Boom konsumpcyjny ważniejszy niż inwestycje

Inwestycje zagraniczne – choć istotne dla modelu rozwoju Rumunii – nie są jednak jedynym motorem jej wzrostu gospodarczego. Zresztą, wbrew temu, co sugerują przytoczone na początku przykłady, statystyki nie uzasadniają tezy, że kraj ten odbiera inwestycje Polsce.

Według danych agencji ONZ ds. handlu i rozwoju (UNCTAD) wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ), które trafiły w 2023 r. do Rumunii, wyniosła 2,4 proc. PKB. W poprzedniej dekadzie ten strumień inwestycji wynosił średnio 2,8 proc. PKB (wśród inwestorów było też sporo polskich firm, np. Maspex i LPP). Tymczasem do Polski w 2023 r. napłynęły inwestycje o wartości 3,9 proc. PKB. W latach 2013-2022 ten napływ wynosił przeciętnie 3,3 proc. PKB.

Ogół inwestycji, zarówno krajowych jak i zagranicznych, w Rumunii odgrywa mniejszą rolą w napędzaniu gospodarki niż w Polsce. Widać to w strukturze wzrostu PKB. W Polsce w ostatniej dekadzie (2014-2023) produkt krajowy rósł średnio w tempie 3,8 proc., a wzrost popytu konsumpcyjnego wynosił średnio 1,9 pkt proc. (czyli wyjaśniał połowę wzrostu PKB). W Rumunii tempo rozwoju gospodarczego wynosiło 3,7 proc., ale wkład konsumpcji wynosił nieomal 90 proc.

Jednym ze źródeł boomu konsumpcyjnego w Rumunii była bardzo ekspansywna polityka fiskalna kolejnych rządów, które zresztą w Bukareszcie bardzo często się zmieniają. Polegała m.in. na hojnych podwyżkach płac w budżetówce i cięciach podatków, szczególnie VAT-u i PIT-u. W postaci wszelkich danin rumuński rząd zbiera obecnie równowartość 27 proc. PKB. W UE mniej zbiera tylko Irlandia.

Dla porównania, w Polsce wpływy z podatków odpowiadają około 35 proc. PKB. W rezultacie od 2019 r. deficyt sektora finansów publicznych Rumunii ani razu nie był mniejszy niż 4,5 proc. PKB, a w tym roku może wynieść niemal 8 proc. PKB. Dług publiczny sięgnie – według prognoz MFW – 56 proc. PKB. To mniej więcej tyle, ile wyniesie w Polsce. Tymczasem jeszcze kilka lat temu Rumunia była zdecydowanie mniej zadłużona.

Na takim silniku Rumunia daleko nie zajedzie

Napędzana ekspansywną polityką budżetową konsumpcja to zresztą jedna z przyczyn głównego dziś problemu rumuńskiej gospodarki: równoczesnego deficytu w finansach publicznych i na rachunku obrotów bieżących, czyli w rozliczeniach z zagranicą. To drugie zjawisko, wynikające z silnego popytu na zagraniczne towary konsumpcyjne, uchodzi za niebezpieczne szczególnie wtedy, gdy prowadzi do narastania zagranicznego zadłużenia gospodarki (nie tylko rządu, ale też prywatnych podmiotów).

W Rumunii tego problemu właściwie nie ma, bo duża część deficytu na rachunku obrotów bieżących finansowania jest przez BIZ i napływ funduszy z UE. Ale – niezależnie od tego – deficyt ten może wskazywać na pogarszanie się konkurencyjności kraju.

Drugim wyzwaniem, wspólnym dla większości państw naszego regionu, jest szybki wzrost kosztów pracy. W Rumunii, podobnie jak w Polsce, wynikał on w sporej części ze znaczących podwyżek płacy minimalnej. Tylko w minionych dwóch latach podstawowa stawka minimalnego wynagrodzenia (w Rumunii istnieją też stawki sektorowe) podskoczyła o niemal 44 proc. Do tego dochodziły podwyżki w sektorze publicznym. W rezultacie tzw. jednostkowe koszty pracy (stosunek kosztu pracy do wydajności pracy) w Rumunii w ostatnich kilku kwartałach rosły najszybciej w UE.

Presja na wzrost płac po pandemii we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej wynikała częściowo z podwyższonej inflacji, ale ciąg przyczynowy biegnie też w drugą stronę. Rosnące szybko wynagrodzenia podtrzymują presję inflacyjną, wymuszając restrykcyjną politykę pieniężną. W Rumunii spirala płacowo-cenowa jest opanowana w mniejszym stopniu niż w Polsce i w tym roku okazuje się głównym hamulcem rumuńskiej gospodarki. Próby jej przerwania spotykają się ze strajkami i protestami.

Rumuni się zestarzeją, zanim zdążą się wzbogacić?

Na dłuższą metę do nadmiernego wzrostu płac – przewyższającego tempo wzrostu produktywności – w całym regionie prowadziła będzie sytuacja demograficzna. Z tym problemem Rumunia może jednak poradzić sobie relatywnie łatwiej niż Polska. Wprawdzie prognozy demograficzne są tam nawet gorsze niż u nas (liczba osób w wieku produkcyjnym do 2040 r. zmaleje tam według Eurostatu o niemal 15 proc., podczas gdy nad Wisłą – o 10 proc.), ale kraj ma znacznie większe zasoby niewykorzystanej siły roboczej.

Wskazuje na to wyraźnie niższy niż w Polsce wskaźnik zatrudnienia. W Rumunii pracuje niespełna 69 proc. osób w wieku od 20 do 64 lat, podczas gdy u nas – 78 proc. Reformy zwiększające poziom aktywności zawodowej są zaś znacznie łatwiejsze do przeprowadzenia niż te zwiększające dzietność, która zresztą jest w Rumunii wyraźnie wyższa niż w Polsce.

Ale Rumunia boryka się też z wieloma wyzwaniami, z którymi Polska i wiele innych państw Europy Środkowo-Wschodniej już się uporały. Tak pisali o tym analitycy z Komisji Europejskiej w tegorocznym przeglądzie rumuńskiej gospodarki: “Konkurencyjność pozakosztowa jest pod negatywnym wpływem strukturalnych barier, które ciążą inwestycjom i eksportowi. W świetle wskaźników jakości rządzenia (WGI) Rumunia radzi sobie gorzej niż inne kraje regionu pod względem efektywności rządu, jakości regulacji, kontroli korupcji i praworządności, w tym funkcjonowania sądownictwa i ochrony praw własności”.

Z kolei Organizacja ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), do której Rumunia kandyduje, w analogicznym dokumencie zwraca uwagę na liczne bariery dla działalności gospodarczej oraz przeregulowanie gospodarki. “Efektywna alokacja zasobów i wzrost produktywności pracy są ograniczane przez dużą rolę nieefektywnych firm państwowych. Zmienny system podatkowy i regulacyjny oraz niewydajny reżim upadłościowy wstrzymują inwestycje“. Hamulcem rozwoju rumuńskiej gospodarki w coraz większym stopniu będzie też jej niska innowacyjność – jeszcze niższa niż w Polsce.

Wspomniany na początku optymistyczny scenariusz MFW dla państw naszego regionu, ze względu na swój horyzont, nie jest tak naprawdę prognozą, tylko oceną potencjału wzrostu poszczególnych gospodarek. W Rumunii jest on większy niż w Polsce, ale nie jest wcale jasne, że zostanie wykorzystany. Będzie to zależało od tego, czy rząd w Bukareszcie zdoła skruszyć wszystkie wymienione przeszkody. Dotychczasowe motory wzrostu – szczególnie konsumpcyjny boom napędzany ekspansją fiskalną – nie wystarczą raczej, aby wyprzedzić pod względem poziomu Polskę, a tym bardziej – aby dogonić zachodnią Europę.

Źródło: money.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*