„Martwię się, że zostaniemy rzuceni na front jak mięso armatnie”. Ukraina ma problemem z żołnierzami

Ukraina desperacko potrzebuje żołnierzy do armii, a wobec braku chętnych szuka ich także w więzieniach. Od maja Kijów zwolnił 2,8 tys. skazanych w zamian za kontrakt z wojskiem. To tylko pokazuje, jak poważna jest sytuacja na froncie. Serhij, który został skazany na kilka lat więzienia za handel narkotykami, w rozmowie z „Welt am Sonntag” zdradza, jak wyglądał proces jego rekrutacji do armii i jakie wynagrodzenie władze oferują więźniom za zaciągnięcie się do armii. Z jego słów wynika, że nawet to nie jest w stanie przekonać wielu Ukraińców do walki.
Za murami więzień ukraińska armia znalazła ludzi, których tak pilnie potrzebuje – ochotników do walki na linii frontu. Od maja władze zwolniły 2,8 tys. więźniów, którzy służą obecnie jako żołnierze — oświadczyło ukraińskie ministerstwo sprawiedliwości, odpowiadając na pytanie „Welt am Sonntag”. Łącznie od 10 tys. do 20 tys. mężczyzn i kobiet z więzień może zaciągnąć się do wojska w ramach programu rekrutacyjnego — szacuje minister sprawiedliwości Denys Maluska.

Rekrutacja za kratami odbywa się na podstawie nowej ustawy, która została przyjęta przez ukraiński parlament w maju. Według dokumentu więźniowie mogą zostać przedterminowo zwolnieni warunkowo, aby wstąpić do ukraińskich sił zbrojnych na podstawie kontraktu. Dotyczy to na przykład skazanych za handel narkotykami, przestępstwa z użyciem przemocy i niektóre zabójstwa.

Więźniowie skazani za zabójstwo z premedytacją dwóch lub więcej osób, przestępcy seksualni lub osoby skazane za poważną korupcję są wykluczone z rekrutacji.

Więźniowie z kilku ukraińskich regionów opowiedzieli w rozmowie z „Welt am Sonntag” o obietnicach składanych im przez przedstawicieli brygad w więzieniach. Podczas gdy niektórych przestępców kusi perspektywa nowego startu i dobrej pensji, inni obawiają się, że się „wypalą”.

Sytuacja jest poważna

Wykorzystywanie przestępców w tej wojnie nie jest niczym nowym. Rosja od 2022 r. zapełniała swoje szeregi więźniami. Tysiące z nich zostało poważnie rannych lub zabitych w bitwie o miasto Bachmut w 2023 r.

Fakt, że ukraińska armia wykonała podobny krok i prowadzi rekrutację w więzieniach, odzwierciedla powagę sytuacji. Armia Putina przejmuje inicjatywę na wszystkich frontach i powoli posuwa się naprzód na wschodzie kraju. Oprócz braku nowoczesnych myśliwców i amunicji głównym problemem Ukrainy jest brak żołnierzy. Od początku wojny kraj stracił tysiące bojowników, którzy zostali zabici lub ranni.

Armia rozszerzyła mobilizację i przeprowadza kontrole na ulicach. W większych miastach takich jak Kijów niektórzy mężczyźni w wieku powyżej 25 lat, którzy nie zgłosili się do wojska, chcąc uniknąć poboru, praktycznie nie opuszczają swoich domów. Aby zrekompensować straty i stworzyć nowe brygady, Ukraina potrzebuje co najmniej 50 tys. nowych żołnierzy na kwartał i łącznie 200 tys. do końca tego roku.

Płk Markus Reisner, szef Instytutu Szkolenia Oficerów w Terezjańskiej Akademii Wojskowej w Wiedniu, szacuje, że obecnie zapotrzebowanie na nowych żołnierzy w Ukrainie jest jeszcze większe.

„Chcę zacząć od nowa”

— Wielu pozostałych żołnierzy znajduje się w niepewnym stanie fizycznym i psychicznym, ponieważ armia praktycznie nie może się rotować — tłumaczy. Kilka tysięcy nowych rekrutów z więzień może przynieść ulgę, ale nie zmieni zasadniczo sytuacji kadrowej — mówi Reisner.

Wojsko szuka posiłków m.in. w kolonii karnej nr 14 w Odessie na południu Ukrainy. Jednym ze zrekrutowanych w ten sposób więźniów jest Serhij, który został skazany na kilka lat więzienia za handel narkotykami. Poprosił on o niepublikowanie jego nazwiska ze względów bezpieczeństwa.

Jak donosi Serhij, wkrótce po uchwaleniu nowego prawa więzienie odwiedzili rekruterzy z różnych brygad. Obiecali ochotnikom odpowiednie szkolenie na linii frontu i miesięczną pensję w wysokości ok. 100 tys. hrywien (ok. 9 tys. zł). To mniej więcej tyle samo, ile wynosi zwykłe wynagrodzenie żołnierza w Ukrainie. Ci, którzy są rozmieszczeni w brygadach szturmowych na linii frontu, zarabiają równowartość 11 tys. zł.

Serhij podpisał kontrakt jako żołnierz piechoty w brygadzie. Mówi, że wcześniej przeszedł badania lekarskie i psychologiczne w obozie jenieckim. Zgodnie z zaleceniami sąd musiał jeszcze wydać ostateczną zgodę na warunkowe zwolnienie. Ukrainiec zdecydował się walczyć głównie ze względu na swoją 14-letnią córkę. — Chcę ją wesprzeć pieniędzmi zarobionymi w wojsku i zacząć od nowa — tłumaczy.

Chętni są mniejszością

Obecnie przechodzi szkolenie z obsługi broni w regularnym wojskowym ośrodku szkoleniowym. Jego jednostka składa się wyłącznie z byłych więźniów. Istnieją jednak brygady, które integrują więźniów z istniejącymi batalionami. Serhij i jego zespół mają po raz pierwszy wyruszyć na front za kilka miesięcy.

Nie wszyscy więźniowie odpowiadają na wezwanie wojska. Jurij, który również odsiaduje wyrok w obozie w Odessie, także przeszedł rekrutację w więzieniu. W rozmowie telefonicznej z kolonii donosi, że przedstawiciele brygad są tam prawie codziennie. On sam nie chce jednak iść na wojnę, ponieważ wkrótce zostanie zwolniony z więzienia. Obawia się również warunków panujących w wojsku. — Martwię się, że zostaniemy rzuceni na front jak mięso armatnie i spaleni w pierwszej fali. Wielu uważa więźniów za margines społeczeństwa — tłumaczy.

Więźniowie nie są odcięci od świata zewnętrznego i nawet za kratami śledzą okropności wojny za pośrednictwem mediów społecznościowych. Obrazy z frontu ich przerażają. Rekruterzy obiecali odszkodowania dla krewnych żołnierzy, jeśli zwolnieni więźniowie zginą na froncie — mówi Jurij. Niemniej jednak tylko niewielka część więźniów jest gotowa dobrowolnie zgłosić się do walki.

Według zachodnich analityków armia Putina ma obecnie koło pół miliona żołnierzy rozmieszczonych w Ukrainie — czyli dwa razy więcej niż na początku inwazji. Rosyjskie siły zbrojne zostały zdziesiątkowane, a wielu żołnierzy jest słabo wyszkolonych. Kreml ma jednak przewagę ze względu na liczbę personelu. Od początku inwazji Moskwa zmobilizowała setki tysięcy żołnierzy. Ponadto Rosja oferuje ochotnikom wysokie pensje w porównaniu do średnich zarobków w kraju. W ten sposób chce ich zachęcić do walki na pierwszej linii frontu.

„Chcą pozbyć się tych, którzy nie pracują dobrze”

Podczas gdy ukraińska armia szuka posiłków w koloniach karnych, szefowie niektórych więzień realizują własne interesy. Dziennikarze „Welt am Sonntag” dowiedzieli się o przypadkach, w których administracja uniemożliwiła przedterminowe zwolnienie więźniów, nie chcąc tracić taniej siły roboczej.

Potwierdza to obrońca praw człowieka Oleh Cwilyj z organizacji Ochrona Więźniów Ukrainy. Krytykuje on fakt, że więźniowie muszą składać wstępny wniosek o zwolnienie do kierownictwa obozu. Według niego to daje administracji zbyt duży wpływ na ich sytuację. — Obecnie pracuję nad kilkoma przypadkami, kiedy kierownictwo obozu pod różnymi pretekstami zabroniło swoim więźniom wyjazdu na wojnę — mówi Cwilyj.

Jednym z więźniów, który złożył pozew przeciwko decyzji naczelnika więzienia, jest Maksym (jego imię zostało zmienione ze względów bezpieczeństwa). Maksym został skazany za rozbój, odbywa karę w kolonii karnej w obwodzie żytomierskim. W maju złożył wniosek o przedterminowe zwolnienie, aby móc wrócić na linię frontu. — Nie obchodziło mnie, w której brygadzie i na jakich warunkach. Chciałem tylko bronić swojego kraju — opowiada.

Naczelnik więzienia odradził mu to jednak — miał twierdzić, że więźniowie zostaną spaleni na froncie. Maksym nie zrezygnował ze swojego pomysłu, ale administracja dała mu jasno do zrozumienia, że odrzuci jego wniosek o wcześniejsze zwolnienie. Maksym mówi, że usłyszał od pracowników więziennych, że jest dobrym spawaczem i nie chcą go stracić. — Wygląda na to, że chcą pozbyć się tych, którzy nie pracują dobrze, a takich jak ja chcą zatrzymać — mówi. Wkrótce sędzia będzie musiał zdecydować, czy Maksym otrzyma zgodę na wstąpienie do armii.

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.