Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2023 roku w Polsce urodziło się 272 tys. dzieci. To najniższa liczba urodzeń od czasów wojny. Starzejące się społeczeństwo – a to jest konwencją niskiej dzietności – będzie musiało sprostać wielu wyzwaniom – pisze Kamil Fejfer dla Money.pl.
Współczynnik dzietności również zanurkował i osiągnął nienotowany od 20 lat poziom 1,26. Przypomnijmy, że z zastępowalnością pokoleń mamy do czynienia wtedy, kiedy współczynnik dzietności wynosi 2,1. Wtedy liczebność społeczeństwa (o ile nie bierzemy pod uwagę migracji) pozostaje na mniej więcej stałym poziomie. Inaczej mówiąc Polska się wyludnia.
Problem niskiej dzietności w Polsce i w krajach rozwiniętych
Ale to nie jest tylko nasz problem. Dzietność poniżej zastępowalności pokoleń jest domeną niemal wszystkich (z wyjątkiem Izraela) rozwiniętych krajów. Według danych Eurostatu w 2022 roku w zamożnych Niemczech współczynnik ten wynosił 1,46, w Norwegii -1,41, w Finlandii – 1,32.
A jak wygląda sytuacja na świecie? W 2021 roku wynosił on 2,32 – cały świat jest w okolicach przełamania się trendu zastępowalności pokoleń. Rekordowa dzietność globalnie była notowana w połowie lat 60., kiedy wynosiła ona ponad 5.
A jakie to wszystko ma znaczenie dla systemu społeczno gospodarczego? Niektórzy mówią o nadchodzącej katastrofie demograficznej. To przesadny alarmizm. Ale starzejące się społeczeństwo – a to jest konwencją niskiej dzietności – będzie musiało sprostać wielu wyzwaniom.
Dzietność – sprawa nas wszystkich
Na wstępie zaznaczę, że mówienie o tym, że dzietność jest prywatną sprawą i „wara od tej kwestii” niczego w zasadzie nie załatwia. Jasne, że nikt nie mówi o nakazie rodzenia, zupełnie nie o to chodzi. To jednak, na ile dzieci się decydujemy, po pierwsze nie jest zupełnie indywidualną sprawą. Na decyzje o rodzicielstwie wpływają czynniki kulturowe i ekonomiczne. A suma decyzji prokreacyjnych w ramach sprzężenia zwrotnego kształtuje system i gospodarkę. Również tę przyszłą – odległą o trzy, cztery czy pięć dekad.
Niska dzietność w dłuższej perspektywie oznacza starzenie się społeczeństwa. Wraz ze wzrastającą oczekiwaną długością życia i jednocześnie spadającą liczbą urodzeń coraz większy odsetek społeczeństwa stanowią osoby starsze.
W przypadku Unii Europejskiej w 2009 roku nieco ponad 17 proc. społeczeństw stanowiły osoby w wieku 65 lat lub więcej. W 2019 było to już niemal 19 proc. W przypadku naszego kraju współczynnik ten wynosił odpowiednio 13,5 oraz 17,7 proc. Co prawda byliśmy więc poniżej europejskiej średniej, ale starzenie się społeczeństwa następowało szybciej niż w całej wspólnocie. A to właśnie z uwagi na fakt, że od lat jesteśmy w niechlubnej czołówce, jeśli chodzi o niską dzietność. Ta jest rodzajem przyszłości zapisanej przez przeszłość. Jeśli w danym roczniku rodzi się mało dzieci, to za 20 czy 30 lat, kiedy dzieci te będą wchodziły w wiek prokreacyjny, będzie po prostu mało potencjalnych rodziców.
Konsekwencje starzejącego się społeczeństwa
A co rosnący odsetek osób starszych oznacza dla gospodarek i społeczeństw? Pierwsza rzecz, która przychodzi nam do głowy, to oczywiście system emerytalny. Ale skutki starzenia się będzie widać w bardzo wielu innych obszarach. W przypadku emerytalnego systemu repartycyjnego (czyli takiego, w którym dzisiejsi pracujący płacą składki na obecnych emerytów) oznacza to coraz większe obciążenie systemu. W ogromnym uproszczeniu: coraz mniej osób będzie musiało utrzymywać coraz więcej emerytów.
System jest jednak niewyobrażalnie bardziej skomplikowany i nie da się go sprowadzić do prostej matematycznej formułki. Po pierwsze, zapomnijmy o tym, że w którymś momencie „ZUS zbankrutuje”, jak mawiają niektórzy. Takie opowieści są powtarzane od co najmniej dwóch dekad, a Zakład Ubezpieczeń Społecznych jak emerytury wypłacał, tak wypłaca. Niezwykle rzadko (w zasadzie prawie nigdy) zdarza się, że rozwinięte państwo (a takim jest Polska) przestaje regulować swoje podstawowe zobowiązania wobec obywateli.
Po drugie, system emerytalny może być wspomagany z innych środków publicznych niż tylko składki. Po trzecie, odkładane dzisiaj (i jutro, jak i pojutrze) składki zależą od wysokości płac, a te od produktywności gospodarki. A produktywność i płace rosną. Nic nie wskazuje na to, żeby z najbliższych latach czy nawet dekadach trend ten miałby się zatrzymać.
Podwyższenie wieku emerytalnego?
Nie ulega jednak wątpliwości, że kurcząca się procentowo baza pracujących w porównaniu do emerytów nie jest czymś, co oddziałuje pozytywnie na system. Z pewnością w przyszłości będą potrzebne jakieś dostosowania prawdopodobnie począwszy od podwyższenia wieku emerytalnego.
Coraz większy odsetek osób starszych w społeczeństwie to również coraz więcej potrzeb medycznych. Potrzebne będzie więc przekierowanie większej części środków czy to publicznych, czy prywatnych na systemy ochrony zdrowia. Jak pisze prof. Bogumiła z Uniwersystetu Ekonomicznego w Krakowie w artykule „Konsekwencje procesu starzenia się społeczeństwa”:
„Osoby starsze są przeciętnie >>droższe w utrzymaniu<< – generują wyższe wydatki w porównaniu z osobami młodymi, co leży u podstaw określenia >>siwienie budżetów publicznych<<„
Ale konieczne przesunięcia w systemach usług publicznych to nie wszystko. Starsze społeczeństwo oznacza również niższy wzrost PKB. Dlaczego? Po pierwsze z uwagi na to, co zostało wyżej wskazane, czyli rosnący odsetek emerytów w społeczeństwie. A osoby takie mają mniejszy wkład w PKB niż osoby młodsze.
Po drugie, osoby starsze są mniej skłonne do ryzyka niż młodsze. A skłonność do ryzyka jest jednym z motorów napędowych innowacji (oraz – oczywiście – inwestowania w kryptowaluty). Jeśli w społeczeństwie jest więcej osób starszych niż młodszych, to – statystycznie – takie społeczeństwo może ogółem cechować się mniejszą skłonnością do ryzyka i niższą innowacyjnością. Innym powodem dla którego społeczności starsze generują nieco niższy PKB jest fakt, że osoby młode są z reguły bardziej produktywne.
W tym co piszę powyżej bynajmniej nie chodzi o mówienie, że starsi są „nieprzydatni” z perspektywy ekonomicznej. Koniec końców to ekonomia i gospodarka jest służebna wobec potrzeb ludzi, a nie – odwrotnie. Mam na myśli to, że wyższy PKB jest przydatny w tworzeniu lepszego i wygodniejszego państwa – więcej środków w gospodarce to również więcej pieniędzy, które można wykorzystać na lepsze szpitale, szkoły i drogi.
Konsekwencje dla gospodarki
Istnieje cała literatura, która mówi o tak zwanej premii demograficznej w kontekście generowania PKB. Jedno z badań przypisuje spadkowi dzietności w 22 krajach OECD spowolnienie prognozowanej stopy wzrostu dochodu na mieszkańca o 0,64 proc. rocznie w latach od 2011 do 2030.
Ekonomiści Rainer Kotschy i David Bloom zajmujący się kwestiami demograficznymi zauważają, że prognozy takie mogą być nieco przeszacowane. Dlaczego? Ponieważ nie biorą one pod uwagę tego, że społeczeństwa nie tylko się starzeją – wewnątrz starzejących się społeczeństw zachodzi również poprawa jakości życia i wydolności samych seniorów. Inaczej mówiąc dzisiejszy 65-latek jest – uśredniając – w zupełnie innej kondycji niż 65-latek w latach 70. Pomimo niuansowania tek kwestii Kotschy i Bloom podkreślają, że ów „ubytek”, jeśli chodzi o potencjalny PKB i tak się wydarzy.
To oczywiście tylko część z wyzwań, które stoją przed nami. Jeśli chodzi o demografię, przyszłość się już wydarzyła: społeczeństwa rozwinięte z czasem będą coraz mniej liczne. Ale – jak widać – nie oznacza to katastrofy, choć z pewnością nie unikniemy stawiania czoła poważnym wyzwaniom.
W nadchodzących dekadach będziemy mieli jeszcze jedne pokrętło, którym będziemy mogli regulować nasze systemy społeczno – ekonomiczne. Tym pokrętłem oczywiście jest migracja. W perspektywie pogłębiających się zmian klimatycznych tym procesem możemy zarządzić w taki sposób, żebyśmy skorzystali z niej zarówno my, jak i przybywający. W dalszej perspektywie czasowej jednak również i migracja nas nie uratuje, ponieważ – co wynika z prognoz demograficznych ONZ – pod koniec obecnego stulecia, po dobiciu do 10 mld, globalna populacja ludzkości zacznie się kurczyć. Tym jednak, co będzie się działo za 8 dekad nie musimy się martwić. Ale tym, co będzie za dwie-trzy dekady, a i owszem. Część dzisiejszych problemów bowiem wynika z krótkowzroczności decydentów z okolic roku 2000.