
Dotychczasowe zaniedbania spowodowały, że część krajowych spółek zbrojeniowych ma kłopot ze stawaniem na nogi, mimo znaczących pieniędzy, które w ostatnim czasie płyną do zbrojeniówki. W naszym narodowym holdingu, Polskiej Grupie Zbrojeniowej, nadal są spółki różnej prędkości.
– Część z nich dostaje ogromne pieniądze, ma wiele zamówień i robi wiele dobrego, inne walczą o kontrakty, żeby przetrwać – przyznaje Arkadiusz Bąk, pełniący obowiązki prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Cieniem na polski przemysł zbrojeniowy kładzie się również marginalizowanie przemysłu pracującego dla wojska, który przez lata odcięty był od zamówień wojskowych. Teraz do spółek zbrojeniowych płyną pieniądze, jakich jeszcze nie było. Również tych prywatnych.
Wyzwaniem dla wojska i przemysłu obronnego będzie skuteczne, mądre i celowe wykorzystanie tych pieniędzy, włączając jednocześnie szeroko możliwości sektora prywatnego – bankowego i produkcyjnego – do wsparcia rosnących potrzeb sił zbrojnych.
To nie jedyny element układanki, której ostatecznym rezultatem ma być prężnie działający krajowy przemysł zbrojeniowy, produkujący własną amunicję, wyposażenie indywidualne dla żołnierzy, uzbrojenie i mający możliwość samodzielnej jego obsługi i remontów. Bez tego armia zawsze będzie „kulawa”, a jej potencjał bojowy ograniczony.
W przemyśle obronnym, według różnych szacunków, pracuje od 40 do 60 tys. osób. Z tego mniej więcej jedna trzecia w spółkach obronnych kontrolowany przez Skarb Państwa. Jedna trzecia w firmach zagranicznych ulokowanych w Polsce, a pozostała jedna trzecia w firmach prywatnych. To ogromny potencjał do wykorzystania.
Specjaliści, praktycy, zajmujący się przemysłem zbrojeniowym i obronnością twierdzą, że nie będzie to łatwe. Do tego nie będzie to tak szybko, jak byśmy chcieli.
Przemysł potrzebuje szybkich procesów inwestycyjnych
– Aby odpowiedzieć na pytanie o perspektywy naszego przemysłu, musimy najpierw wskazać, jaki mamy punkt startowy i jakie wektory przyszłości wskazywać, jako najważniejsze – podkreśla Konrad Gołota, podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych.
Zwraca uwagę, że prosty rozwój tego przemysłu lata temu wymagał nieco innego rodzaju nakładów niż obecnie. – Kiedy dzisiaj mówimy o rozwoju potencjału obronnego, to w pierwszej kolejności mówimy o rozwoju cyberbezpieczeństwa, ściślejszej współpracy z nauką. Dzisiaj wiele mówimy o dronach, a jeszcze kilka lat temu nie było na ten temat dyskusji – przypomina Konrad Gołota.
Jako priorytetowe dla rozwoju przemysłu obronnego wskazuje reformy wewnętrzne, które są niezbędne, ponieważ za poprzedniego rządu w żadnym zakresie nie zwracano uwagi na eksport. Wskazuje, że przemysł potrzebuje szybkich procesów inwestycyjnych oraz produkcji, która w jak największym stopniu odpowiadać będzie potrzebom wojska.
Na te działania nakłada się współpraca z przemysłem prywatnym oraz z europejskim. Nowa unijna dyrektywa kształtowania polityki przemysłowej w zakresie sektora obronnego wymusi zmiany zakupowe oraz zmiany myślenia o produktach, zwłaszcza licencyjnych. Pojawiają się też większe możliwości partnerstw w Europie poprzez spółki joint venture i budowania kompetencji w oparciu o nowe technologie, których dotychczas w Polsce nie mieliśmy.
Na to wszystko potrzeba czasu. Choćby po to, żeby podjąć konkretne działania i właściwie je umiejscowić. Kierunki rozwoju przemysłu oraz konkretne działania zostaną ujęte w ramach opracowywanej strategii polskiego przemysłu obronnego.
Według MAP do końca roku zostaną wypracowane działania, które pokażą w perspektywie najbliższych dziesięciu lat, co i kiedy należy zrobić, by osiągnąć założone cele, czyli pełne magazyny wojska i znacznie większy udział polskiej zbrojeniówki w eksporcie.
Nie ma silnego państwa bez silnego wojska, a silnego wojska bez silnego przemysłu
Marcin Idzik, członek zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej, uważa, że działania MON oraz ministerstw zajmujących się spółkami obronnymi już są widoczne. Nasza największa krajowa grupa kapitałowa ma dzięki temu wyjątkową okazję, jaka zdarzała się może raz w całym życiu spółki, gdzie dzięki zamówieniom, wsparciu właściciela i koniunkturze PGZ znajduje się w idealnym położeniu, a jej wyniki finansowe rosną.
– W 2024 r. spółka miała 10 mld zł obrotu, w tym jest to 14 mld zł, a prognozujemy 20 mld zł. Mamy przy tym świadomość, że do dalszego rozwoju niezbędne są trzy aspekty. Przede wszystkim musimy wykorzystać szansę, jaką dają środki unijne. Po drugie wykorzystanie pomocy finansowej, którą uzyskujemy z Ministerstwa Aktywów Państwowych oraz właściwe wykorzystanie potencjału krajowego, a także wygenerowanie dobrej oferty eksportowej – wyjaśnia Marcin Idzik.
Wszystko to służy temu, by Polska była krajem uzbrojonym, miała dostateczny potencjał odstraszania i na czas „W” by zapewnić wojsku to, co najbardziej istotne. Trzeba też zwiększyć eksport.
Uśpiliśmy się trochę w ciągu ostatnich lat i poszliśmy w łatwość kooperowania, przyjmując, że najlepsze elementy do produkcji uzbrojenia są w Stanach Zjednoczonych i Europie. Jednak zakupy te, nawet za dobrą cenę, utrudniały nam wybicie się na samodzielność – uważa Idzik.
Jego zdaniem czasem warto mieć źródła produkcji i surowce, które są pod ręką do zbudowania produktu, który nawet będzie kosztował więcej, ale da nam poczucie niezależności, gdyby taka potrzeba zaistniała i nie będziemy skazani na wsparcie zewnętrzne. To nie wyklucza uczestnictwa PGZ w przemyśle kooperacyjnym. Uważa, że współpraca w ramach natowskich i unijnych programów powala lepiej pokazać spółkę i powoduje, że będziemy szerzej otwierać się na współpracę z naszymi sąsiadami i partnerami.
– Przemysł obronny odpalił, jest jeszcze wiele procesów do uruchomienia. Wiele mechanizmów związanych z nowymi potrzebami wynikającymi z obecnej sytuacji międzynarodowej wymaga poprawy, ale wiele też zostało już uruchomionych – twierdzi przedstawiciel PGZ.
Podkreśla, że rozwój przemysłu obronnego to obecnie konieczność. Nie ma silnego państwa bez silnego wojska, a silnego wojska bez silnego przemysłu. Uważa, że silne państwo jest najlepszą siłą odstraszającą przeciwnika.
Powstaje pierwszy polski pocisk 155 mm wyprodukowany w całości w kraju
Michał Baranowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii, który sprawami bezpieczeństwa zajmuje się od wielu lat, uważa, że rozwój i kierunki przemysły obronnego determinuje zagrożenie ze strony Rosji.
Uważa, że plusem w tej sytuacji jest, że w Polsce i teraz w Europie, bo wielu europejskich przywódców zmienia swoje podejście do spraw obronnych w znaczący sposób, mamy zgodę polityczną na zwiększenie wydatków i wzmacnianie swoich możliwości obronnych.
Do tego są na to pieniądze, z których może skorzystać polski przemysł obronny, zarówno państwowy, jak i prywatny.
Mamy zatem wszystkie elementy, żeby przemysł zbrojeniowy rozwijać. Z perspektywy ministerstwa przemysł obronny powinien stać się kołem zamachowym polskiej gospodarki. Wiele jeszcze pozostało do zrobienia, aby działał prężnie i osiągnął zdolności do produkcji obronnej w niedługim czasie, bo czas goni – twierdzi wiceminister Baranowski.
Mówiąc o samodzielności krajowego przemysłu w wielu ważnych dziedzinach, jak choćby produkcja amunicji, wiceminister Branowski podkreśla, że w rezultacie wszystkich podjętych dotychczas działań w tym obszarze powstaje pierwszy polski pocisk 155 mm, wyprodukowany w całości, bez uwarunkowań licencyjnych, które często uniemożliwiają eksport, przez Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia.
Do produkcji korpusu tego pocisku przygotowuje się Polska Grupa Odlewnicza, zajmująca się przetwórstwem metalu. – Mam nadzieję, że do końca tego roku pierwszy korpus pocisku 155 będzie gotowy do produkcji – zapewnia Baranowski.
Uważa, że to najlepszy przykład, jak można wykorzystać już istniejący potencjał spółek polskich, bez budowania potężnych inwestycji, które będą trwały lata, na co nie ma czasu.
Ogromne transfery sprzętu dla wojska i współpraca kooperacyjna wymagają wyjątkowej odpowiedzialności
Wojciech Dąbrowski, prezes Polskiego Holdingu Rozwoju, który powstał 2 lata temu w efekcie analizy wniosków z podejścia państwa do niektórych problemów gospodarczo-obronnych twierdzi, że wiele z nich budziło niepokój.
Przemysł zarówno ten krajowy, jak i prywatny funkcjonował bez bieżącej strategii, przez co trudno było ukierunkować niektóre zadania. Teraz widzimy, że zaczęto te problemy rozwiązywać – wyjaśnia Wojciech Dąbrowski.
Z przeprowadzonej analizy możliwości potencjału technologicznego, kapitału ludzkiego blisko 100 prywatnych firm, jest jeden jasny wniosek. Spółki te spełniają wszystkie wymogi do współpracy z Polską Grupa Zbrojeniową, jak i z partnerami zagranicznymi w taki sposób, aby dostarczać wymagane, potrzebne produkty oraz usługi w zakresie serwisowania i utrzymania produktu, co jest niezmiernie kosztowne – twierdzi prezes Dąbrowski.
Analizy wskazały też bardzo poważne kłopoty firm z kadrą, która odpływała z przemysłu obronnego. Powodem były małe zamówienia, a tym samym brak pieniędzy czy problemy wynikające z restrukturyzacji.
Co gorsza, nie było dopływu nowych kadr. Stąd tak duże znaczenie ma pozyskanie wykwalifikowanych inżynierów i osób znających się na prowadzeniu badań rozwojowych. To ważne również dlatego, że widzimy ogromne zainteresowanie współpracy z Polską ze strony krajów ościennych. Podjęliśmy m.in. współpracę z krajami bałtyckimi czy nordyckimi. Doceniane są dokonania naszej kadry, jak i potencjał przemysłowy.
Nie dyskutuje się z potrzebami na bezpieczeństwo, na które przeznaczamy ogromne pieniądze. Ogromne transfery sprzętu dla wojska i współpraca kooperacyjna wymagają wyjątkowej odpowiedzialności na etapie organizacji, świadomości w zakresach inwestycji i perspektyw zamówień, ale też wszystkich instytucji, które zajmują się obronnością.
Ta odpowiedzialność jest konieczna zwłaszcza dlatego, że w perspektywie długofalowej spowoduje przesunięcia nakładów w takich dziedzinach, jak zdrowie czy edukacja. Ludzie muszą widzieć, że te ponoszone wyrzeczenia miały sens i ich pieniądze nie zostały zmarnowane.
Rozwój przemysłu obronnego wciąż w wielu obszarach pozostaje w sferze deklaracji
Nie będą, jeśli zostaną wykorzystane zgodnie z potrzebami wojska, uwzgledniającymi nowe technologie. Artur Józefiak, wiceprezes, szef Centrum Usług Bezpieczeństwa na Europę, podkreśla, że 11 proc. polskiego eksportu, to są usługi związane z nowymi technologiami.
Jednak trudno pokazać w Polsce firmę, która produkowałaby dla sektora obronnego. W tym obszarze mamy doskonałe kadry, ale nie uruchomiliśmy wektora współpracy z tymi firmami. Podkreśla, że wymiar sztucznej inteligencji w Polsce jest już obecny, ale z wielu powodów mamy w tym obszarze wciąż dużo do zrobienia.
Ani Polska, ani Europa nie są prymusami w tej technologii, a napięcia transatlantyckie i blokada najbardziej zaawansowanych chipów do Europy spowodują, że technologie te będzie jeszcze trudniej rozwijać.
– Potrzebna jest strategia, który spowoduje przeniesienie procesów cyfrowych polskich firm do Polski. Mamy prawie milion ludzi, którzy pracują w Polsce w sektorze nowej technologii, ale dla zagranicy i nie wykonują prac związanych bezpośrednio z obronnością – uważa wiceprezes Józefiak.
Gen. Artur Kuptel zwraca uwagę, że jeśli chodzi o cyfryzację i sztuczną inteligencję MON nie pozostaje w tyle. Jesteśmy jednym z krajów, którego wojsko zwraca wiele uwagi na rozwój tych technologii i implementowaniu ich w systemach uzbrojenia. O wielu rzeczach nie wiemy, a to znaczy, że jest dobrze.
Przy okazji generał ostrzegł, że nawet telefon komórkowy może dziś być bronią, poprzez przekazywania odpowiednio spreparowanych propagandowo treści. W obecnych czasach jest to bardzo niebezpieczne narzędzie i dlatego świetnie przygotowani eksperci bronią nas przed tego rodzaju negatywnymi skutkami.
Rozwój przemysłu obronnego wciąż w wielu obszarach pozostaje w sferze deklaracji, chęci, czasem wręcz zaklęć. Ważna jest świadomość potrzeb w tym zakresie i determinacja, by niezbędne działania doprowadzić do końca. Inaczej plany te pozostaną ryzą zapisanego papieru.
Włodzimierz Kaleta