Polska szkoła w Dreźnie zatrudnia nauczycieli bez wykształcenia. Bierze dotacje od państwa, a kadra musi walczyć o wynagrodzenie. To tylko szereg nieprawidłowości zgłaszanych przez pracowników. Sprawę opisuje „Duży Format”.
– Jako nauczycielka religii pracowałam w Szkole Języka i Kultury Polskiej w Dreźnie. Podpisywałam dokumenty, że otrzymałam wynagrodzenie, którego w rzeczywistości nie dostałam. Moje koleżanki również to robiły – podpisywały, że wzięły pieniądze, choć ich nie widziały. Miałyśmy je otrzymać, kiedy przejdą projekty z Polski – mówi w rozmowie z „Dużym Formatem” jedna z byłych pracownic.
Dodaje, że kiedy otrzymywały wreszcie pieniądze, zazwyczaj były to zdecydowanie niższe kwoty niż te uwzględnione w umowie.
– Tak, podpisywałam papier, że dostałam 25 euro za godzinę, a faktycznie wypłacano mi 10. Nie protestowałam, bo ksiądz tak zarządził – dodaje inna z nauczycielek.
Nauczyciele bez wykształcenia
Kobiety zauważają, że prowadzący szkołę ksiądz proboszcz miał problem ze znalezieniem nauczycieli, więc niektórzy mieli tytuł magistra jedynie na papierze.
– Szkoła powinna mieć wykwalifikowaną kadrę. Miała ją tylko na papierze. Zastanawiam się, jak ci, którzy przydzielali dotacje rządowe dla szkół polonijnych, tego nie zauważyli – mówi jedna z kobiet.
Na świadectwie jej syna podpisany jest dyrektor szkoły i dwie nauczycielki. Przed każdym z nazwisk widnieje tytuł magistra. – Ale tylko dyrektor miał magistra. Jedna nauczycielka miała maturę, druga licencjat, ale nie jestem pewna, czy rzeczywiście go miała. Pani X zajmowała się rodziną, a pani Y pomagała mężowi prowadzić sklep – relacjonuje.
Placówka doceniana przez PiS
Polska misja katolicka w Dreźnie jest podległa biskupowi diecezji Dresden-Meissen, a proboszcz ks. Marcin O. odpowiada także przed biskupem diecezji świdnickiej. Ma 48 lat i przed przyjazdem do Drezna był wikarym w Oldenburgu. Teraz otrzymuje pensję z niemieckiej kurii.
Szkoła jest częścią misji, prowadzi ją stowarzyszenie Centrum Edukacyjne Promocji Języka, Kultury i Tradycji Polskiej „St. Albertus”, którego dyrektorem jest ks. Marcin O. Zajęcia odbywają się w soboty – uczniowie mają lekcje języka polskiego, katechezę, historię Polski, naukę czytania i zajęcia logopedyczne. Uczy około dziesięciu nauczycieli, w wynajętych salach niemieckiego gimnazjum.
Szkoła jest doceniana przez rząd PiS. Ksiądz O. odbiera dyplom uznania od ministra edukacji Przemysława Czarnka za angażowanie młodego pokolenia w duchu wartości patriotycznych. Otrzymuje również dyplom z podziękowaniem za wspólne odśpiewanie hymnu w ramach akcji „Szkoła do hymnu”.
Kłopoty w księgowości
Szkoła pozyskuje pieniądze z dotacji rządowych, a także z Kancelarii Senatu, dzięki którym ksiądz kupuje podręczniki, materiały szkolne i sprzęt biurowy.
Była nauczycielka miała wątpliwości, nie tylko kiedy podpisywała dokumenty o wynagrodzeniu, którego nie otrzymała, ale również zauważyła nieprawidłowości w księgowości. Zwróciła uwagę, że faktura za pamiątki komunijne, które sama kupowała, została już opłacona przez kurię, ale ksiądz złożył ją ponownie. Zgłosiła ryzyko podwójnego finansowania, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Kiedy zapytała księdza o nauczycieli podpisujących się jako magistrowie, choć nie mieli takich tytułów, odpowiedział, że to wyjaśni, ale nic się nie zmieniło.
– Może to miało wpływ na dotacje z Polski. Liczba nauczycieli z magistrem i liczba uczniów były kluczowe dla wysokości dotacji. Ksiądz dbał, żeby wszyscy uczniowie mieli legitymację szkolną – mówi kobieta.
Uczniowie tylko na papierze
Nauczycielki zgodnie przyznają, że na liście miały zdecydowanie więcej dzieci niż w rzeczywistości. – Niektóre pojawiały się może trzy razy w roku, a inne wcale – mówi była nauczycielka języka polskiego. – Lista była, ale stan faktyczny się nie zgadzał – dodaje.
Ksiądz O. podczas spotkania z nauczycielami powiedział: „Jesteśmy zespołem i nie mówimy na zewnątrz przeciwko szkole”.
W 2022 roku jedna z nauczycielek zgłosiła na policję fałszowanie dokumentacji w związku z tytułami magisterskimi. Policja przyjęła zgłoszenie, ale od tamtej pory nie skontaktowała się z nią w tej sprawie.
Ksiądz odmawia komentarza
Drezdeńska Szkoła Języka i Kultury Polskiej dostaje dotacje z Polski, głównie poprzez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. Jego przedstawiciel mówi, że szkoła w Dreźnie nie jest traktowana jak „normalna” szkoła, a brak wykształcenia nauczycieli nie jest nadzwyczajny, bo wielu to wolontariusze.
Instytut Rozwoju Języka Polskiego, który przyznaje dotacje, twierdzi, że nie wiedział o nieprawidłowościach, ale zapowiada kontrolę.
W ubiegłych latach proboszcz nie dostarczył odpowiednich dokumentów do kuratorium, przez co dzieci nie mogły mieć religii wpisanej na świadectwie. Ostatecznie ogłoszono, że muszą się uczyć religii poza polską misją, jeśli chcą, aby religia była uwzględniona w niemieckim świadectwie.
Zapytany o zarzuty, ks. Marcin O. odpowiada jedynie, że sprawę wyjaśniła kuria w Dreźnie i nie zamierza komentować. Próby kontaktu z przedstawicielami szkoły i stowarzyszenia nie przyniosły efektu.
Źródło: wp.pl
Dodaj komentarz