Niemcy rok bez atomu. Kraj w kryzysie energetycznym, który sam stworzył

Niezależny dziennik polityczny

15 kwietnia minął rok, odkąd Niemcy wygasiły swoje trzy ostatnie elektrownie jądrowe. Kraj cały czas tkwi w kryzysie energetycznym, który sam na siebie sprowadził – a wyłączenie atomu tylko pogorszyło sytuację.

Dokładnie rok temu Niemcy wygasili swoje trzy ostatnie elektrownie jądrowe: Isar 2, Emsland oraz Neckarwestheim 2 (o łącznej mocy ok. 4 GW). Był to ostatni akt znacznie dłuższego procesu, w ramach którego po roku 2000 z niemieckiej panoramy energetycznej zniknęło łącznie ponad 22 GW mocy w tej technologii. Jak na zamykaniu atomu wyszły Niemcy? I czy proces ten da się odwrócić?

Adieu, goodbye, auf Wiederseh’n

Niemcy szykowały się do wyjścia z energetyki jądrowej od końca lat 90. XX wieku. Proces ten został zaplanowany i wdrożony jeszcze przez Gerharda Schrödera, a przyspieszył znacząco za rządów Angeli Merkel. To właśnie ta niemiecka kanclerz zadecydowała, że atom zniknie z niemieckiego krajobrazu energetycznego do roku 2022 (pierwotnie, według planów schröderowskich, miał to być rok 2037). Z wyznaczonego przez Merkel terminu zrezygnował (pod presją rosyjskiego ataku na Ukrainę i kryzysu energetycznego) kanclerz Olaf Scholz, który – po długiej debacie z koalicjantami – ustanowił nową datę wyjścia Niemiec z atomu: 15 kwietnia 2023 roku.

Patrząc logicznie, wydarzenia roku 2022 powinny pogrzebać ostatecznie niemiecką strategię energetyczną – w tym proces zamykania elektrowni jądrowych. Wychodzenie Niemiec z atomu było bowiem ściśle związane z szerszą polityką Energiewende, polegającą (nieco upraszczając) na odchodzeniu od węgla i energii jądrowej celem budowy systemu energetycznego opartego na źródłach odnawialnych uzupełnianych gazem, w przeważającej części – pochodzenia rosyjskiego. To właśnie tani surowiec z Rosji miał być podstawą funkcjonowania niemieckiej gospodarki; polegać miała na nim w dużej mierze nie tylko energetyka, ale i przemysł. Jednakże kiedy reżim Putina napadł w pełnoformatowy sposób na Ukrainę, ograniczając przedtem dostawy gazu do Europy, a później praktycznie całkowicie odcinając od niego poszczególne państwa (w tym Niemcy), Energiewende straciła rację bytu. Następnie doszło do tego wysadzenie gazociągów Nord Stream, czyli de facto przekreślenie możliwości bezpośredniego importu gazu z Rosji do Niemiec. Wobec tych faktów decyzja o wygaszeniu ostatnich elektrowni jądrowych powinna zostać odwołana – stało się jednak inaczej.

Ohne Dich

Jak Niemcy radzą sobie bez atomu? Na pewno znacznie gorzej niż z działającymi elektrowniami jądrowymi. Warto zaznaczyć, że rok 2023 był dla RFN kolejnym rokiem kryzysu energetycznego – ten miałby miejsce nawet po utrzymaniu pracy ostatnich jednostek jądrowych, ale jego wymiar pewnie byłby mniejszy. Głębokość i rozmiary tej sytuacji widać m. in. po danych dotyczących produkcji energii: w 2023 roku w niemieckiej energetyce wygenerowano jedynie 436 TWh energii (dane za Instytutem Fraunhofera). To wynik najgorszy od dekad – nawet w latach tuż po zjednoczeniu Niemiec produkcja energii była większa. Dla przykładu, w roku 1992 wynosiła ona 498,2 TWh. W roku 2016 niemiecka energetyka generowała 554 TWh. Oznacza to, że w ciągu 7 lat produkcja energii elektrycznej w Niemczech spadła o 118 TWh. To mniej więcej tyle, ile w 2023 roku wygenerowała w swoim systemie Holandia (106 TWh). Dla porównania: generacja polskiej energetyki sięgnęła w 2023 roku pułapu 152 TWh. W 2023 roku Niemcy były importerem energii elektrycznej netto. Zachodni sąsiad Polski zwiększył swoje importy o 20 TWh w porównaniu do roku 2022 i ściągnął 69 TWh. Za ok. 25% tych importów odpowiadały elektrownie jądrowe, głównie francuskie.

Co ciekawe, w 2023 roku niemieckim elektrowniom jądrowym udało się wyprodukować jeszcze 7 TWh energii elektrycznej. To ok. 8% wolumenu elektryczności, którzy Niemcy uzyskali w tym czasie ze źródeł gazowych. Można więc zastanowić się: co by było, gdyby nawet tym trzem ostatnim jednostkom pozwolono pracować dalej? Można spróbować to prosto obliczyć w ten sposób: w 2022 roku elektrownie jądrowe w RFN wygenerowały łącznie 33 TWh. Gdyby atom został w systemie po 15 kwietnia 2023 roku, to produkcja energii ze źródeł kopalnych (gazu czy węgla) mogłaby być mniejsza o ok. 26 TWh. To ponad połowa ubiegłorocznej produkcji energii elektrycznej z węgla kamiennego. A co byłoby, gdyby Niemcy w ogóle od atomu nie odchodziły? W tym kontekście można powiedzieć, że jeszcze na początku XXI wieku energetyka jądrowa produkowała w RFN ponad 150 TWh rocznie. Żadne obecnie pracujące w Niemczech pojedyncze źródło energii nie może się równać z tym wynikiem.

Die Nacht öffnet ihren Schoß

Czy Niemcy mogą jeszcze wrócić do energetyki jądrowej? Pogłoski o takim ruchu pojawiają się co jakiś czas na niemieckiej scenie politycznej, ale są one raczej elementem gry wyborczej i komunikatem dla elektoratów. Pod koniec 2023 roku gazeta Frankfurter Allgemeine Zeitung doniosła, że kluczowi niemieccy politycy opozycyjnych ugrupowań CDU i CSU oraz wchodzącej w skład rządu partii FDP opowiedzieli się za ponownym uruchomieniem wygaszonych w Niemczech elektrowni jądrowych oraz budową nowych jednostek tego rodzaju. Sam Friedrich Merz, czyli przewodniczący CDU, w wywiadzie dla gazety Bild oświadczył, że jedną z pierwszych jego decyzji po ewentualnym dojściu do władzy byłoby ponowne podłączenie do sieci wygaszonego niemieckiego atomu.

Niestety plany te są systematycznie grzebane przez większość parlamentarną. W zeszłym tygodniu Bundestag odrzucił projekt uchwały zaproponowany przez klub CDU/CSU, który wzywał do zawieszenia działań demontażowych przy ostatnich elektrowniach jądrowych wyłączonych rok temu.

Żródło: energetyka24.com

Więcej postów