Lato za oknem pod koniec października to spore techniczne wyzwanie dla systemu ciepłowniczego w Polsce, które wymusza w zakładach produkcyjnych najwyższy poziom elastyczności. Szokiem za to może być początek stycznia i… urealnienie stawek za ogrzewanie.
W naszym podcaście „Gospodarka do słuchania” tym razem mamy dwugłos. Z jednej strony Marcin Staniszewski, prezes Tauron Ciepło. Z drugiej – Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. Temat: sytuacja branży ciepłowniczej i jej wpływ na portfele klientów.
Zaproszeni menadżerowie są zgodni co do jednego: dostęp do surowców nie wpłynie na pracę ciepłowni, a odbiorcy ciepła mogą być pewni, że to będzie produkowane na odpowiednim poziomie.
– Jestem pewny, że ten sezon będzie spokojny. Mamy zapełnione składowiska węgla w 100 proc. Zmagazynowanych na nich jest ponad 300 tys. ton tego surowca – mówi prezes Tauron Ciepło.
Węgla pod dostatkiem, ale i tak czy jego cena wpłynie na odbiorców ciepła?
Staniszewski podkreśla jednak, że cena węgla zmieniła się w porównaniu z ubiegłym rokiem i w pewnym momencie może to przełożyć się na ceny ciepła.
– W tej chwili trudno to jednoznacznie oceniać. Jesteśmy na etapie ustalania taryfy przesyłowej. Dlatego ciężko stwierdzić, jak to się może zmienić. To przełożenie na pewno jednak będzie. Podkreślam jednak, że ceny ciepła muszą być akceptowalne społecznie. To jest coś, co zawsze będzie nam przyświecać. Gdyby one były nie do zaakceptowania, to nasi odbiorcy przestaliby w pewnym momencie kupować u nas. Wiadomo, że żadna spółka ciepłownicza nie chce doprowadzić do takiej sytuacji – przekonuje prezes Marcin Staniszewski.
– Problemem mogą być już wkrótce ceny ciepła dla gospodarstw domowych. Dzisiaj ta cena nie jest tą rzeczywistą, która wynika z kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw. Do końca 2023 roku funkcjonuje ustawa chroniąca odbiorców ciepła systemowego – uzupełnia Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie, która zrzesza blisko 250 zakładów ciepłowniczych z całej Polski.
Wraz z początkiem roku kończy się ochrona wynikająca z przyjęcia na początku 2023 roku tarczy dotyczącej ciepła komunalnego. Od 1 lutego w Polsce działa jeszcze mechanizm, który chroni odbiorcę końcowego przed radykalnymi podwyżkami cen ciepła systemowego.
Wprowadzone przez rząd rozwiązanie funkcjonuje w ten sposób, że jeżeli w danym systemie ciepłowniczym nastąpić miałby wzrost cen netto dostawy ciepła większy niż 40 proc. w stosunku do cen obowiązujących 30 września 2022 r., przedsiębiorstwa energetyczne otrzymują wyrównanie, tak aby uprawnieni odbiorcy nie zostali obciążeni nadmiernymi kosztami ciepła.
Na razie nie ma mowy o tym, by czas obowiązywania tarczy miał zostać przedłużony.
– Gdyby nie było przedłużenia ochrony gospodarstw domowych albo nie zostało wprowadzone inne rozwiązanie chroniące gospodarstwa domowe, możemy mieć do czynienia w 2024 roku z sytuacją, w której będą występowały ogromne różnice w cenach ciepła u poszczególnych odbiorców. Część gospodarstw domowych pewnie będzie miała obniżki cen ciepła systemowego. U niektórych nic się nie zmieni, ale u części odbiorców będzie możliwe wprowadzenie sporej podwyżki – alarmuje prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Jacek Szymczak uważa, że rozwiązanie legislacyjnie chroniące gospodarstwa domowe, będące w najgorszej sytuacji ekonomicznej, powinno być kontynuowane lub należy wdrożyć nowe.
Źródło: wnp.pl