W PiS wygrał radykalizm. Ludzie Ziobry wygryźli lojalnych żołnierzy Kaczyńskiego

Zbigniew Ziobro i jego partia to jedyni wygrani wyborów w obozie Zjednoczonej Prawicy. Suwerenna Polska, tak jak Prawo i Sprawiedliwość, oddaje władzę, ale utrzymuje dotychczasowy stan posiadania: 18 posłów, dzięki czemu może liczyć na własny klub parlamentarny. Tymczasem ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego traci 41 mandatów. Ziobryści w kilku przypadkach zachowali swoje miejsca w Sejmie kosztem oddanych działaczy PiS.

Utrata władzy to jedyny scenariusz brany realnie pod uwagę w centrali Prawa i Sprawiedliwości. „Ścinanie głów” zostało odsunięte w czasie, ale w partii ruszyła już fala wewnętrznych rozliczeń. Zaczęło się szukanie winnych, a lista nazwisk jest długa. Niektórzy mają jednak pretensje do samego prezesa PiS, który na siebie wziął decyzję o kształcie list wyborczych. A te — jak wielu zgodnie przyznaje — były źle ułożone —  pisze w swoim tekście Andrzej Gajcy  .

Już w 2019 r. za błąd uznawano ułożenie list w sposób, który umożliwił Zbigniewowi Ziobrze zbudowanie w Sejmie silnego stronnictwa. Jarosław Kaczyński w wielu sprawach był zmuszony uwzględniać stanowisko ministra sprawiedliwości i jego ludzi, by zachować sejmową większość. Wielu sądziło, że w tych wyborach taka sytuacja nie może się powtórzyć, jednak Nowogrodzka nie podjęła ryzyka i postawiła na zachowanie jedności Zjednoczonej Prawicy. Ziobryści zostali wpuszczeni na listy i zachowali niemal te same miejsca, wszystko w imię walki o trzecią kadencję. Zamiast niej przyszła porażka, która wielu polityków zabolała podwójnie.

Prawo i Sprawiedliwość traci władzę i w porównaniu z 2019 r. traci aż 41 miejsc w Sejmie. Zasiądzie w nim jedynie 194 posłów z list PiS. A wśród nich 18 osób to przedstawiciele Suwerennej Polski. Dla partii Zbigniewa Ziobry to utrzymanie stanu posiadania. Jak pokazuje analiza wyników z okręgów wyborczych, w kilku przypadkach doszło do tego kosztem lojalnych żołnierzy Jarosława Kaczyńskiego. Tutaj opłaciła się wyrazistość, radykalizm i budowana na nich rozpoznawalność ziobrystów.

Najlepszy przykład to szczeciński radny  Dariusz Matecki . Bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry uchodzi za jednego z największych hejterów w polskiej polityce, który  odpowiada za media społecznościowe Suwerennej Polski   i Ministerstwa Sprawiedliwości. W kampanii atakował m.in. film Agnieszki Holland, ją samą oraz aktorów, którzy zagrali w produkcji.  W trybie wyborczym pozwał Onet za komentarz redaktora naczelnego.   Sąd oddalił jego pozew.

Cztery lata temu Mateckiemu nie udało dostać się do Sejmu, zdobył 7 tys. głosów. W niedzielę dwukrotnie poprawił ten wynik, zdobył mandat i prześcignął „żelaznych posłów” PiS: Michała Jacha i Leszka Dobrzyńskiego. Obaj żegnają się z Wiejską po 12 latach nieprzerwanej pracy.

W okręgu toruńskim wyborcy PiS wyżej ocenili  Mariusza Kałużnego  od Zbigniewa Girzyńskiego. Człowiek Suwerennej Polski z 8. miejsca pokonał w walce o mandat dużo bardziej doświadczonego posła, ulokowanego na 3. pozycji, z przewagą zaledwie 700 głosów.

W Sejmie znalazło się także miejsce dla innego ziobrysty  Edwarda Siarki , który zdobył mandat w okręgu nowosądeckim.  Wyborcy woleli go od wiernych posłanek PiS Anny Paluch i Elżbiety Zielińskiej  , które nie uzyskały reelekcji.

W okręgu opolskim PiS zdobyło de facto jeden mandat. Obejmie go Katarzyna Czochara. Poza tym miejsce w Sejmie zdobył niezwiązany ze strukturami partii Paweł Kukiz i Marcin Ociepa, dawny gowinowiec, obecnie lider stowarzyszenia OdNowa. O ostatnie miejsce toczyła się walka między  Januszem Kowalskim  i Violettą Porowską, przewodniczącą wojewódzkich struktur PiS.  Ostatecznie to kandydat Suwerennej Polski wygrał ten pojedynek, z przewagą blisko 2 tys. głosów  .

Podobnym przykładem jest Warszawa, w której PiS zdobyło jedynie cztery mandaty, a połowa przypadnie osobom niezwiązanym z partią. Pierwszą z nich jest kontrowersyjny biznesmen Marek Jakubiak, który ponownie związał swoje polityczne losy z Pawłem Kukizem. Z 8. miejsca osiągnął imponujący 2. wynik na liście. Drugą osobą jest wiceminister sprawiedliwości  Sebastian Kaleta . Polityk Suwerennej Polski zdobył ostatni czwarty mandat z 9. miejsca, wyprzedzając wyżej ulokowanych na liście posłów PiS:  Jarosława Krajewskiego i Pawła Lisieckiego  . Należy jednak podkreślić, że ta sztuka udała mu się również cztery lata temu.

Kandydaci Suwerennej Polski mieli jednak pewną przewagę nad szeregowymi posłami PiS. To Fundusz Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Ministerstwo Sprawiedliwości. Jego wykorzystanie w walce o wyborcze głosy weszło na nowy poziom. Strumień wsparcia przed wyborami zaczął płynąć nie tylko do Ochotniczych Straży Pożarnych, np. na zakup nowych wozów, ale także do Kół Gospodyń Wiejskich. Mowa o 5 mln zł dla tych organizacji w 468 gminach, m.in. na sprzęt AGD. Wszystko w ramach profilaktyki związanej z przestępczością.

Ludzie Ziobry jechali w teren niemal jako ofiarodawcy środków. Wydaje się, że politykiem, który najbardziej na tym skorzystał jest  Marcin Romanowski . Jego kampania w okręgu nr 7 (Chełm) zogniskowała się wokół OSP i KGW.

Wiceminister sprawiedliwości gościł w tym roku na dziesiątkach imprez w swoim regionie, rozdając sprzęt z dotacji. Najgłośniejszym zakupem była lodówka dla gospodyń ze wsi Staszic (powiat hrubieszowski, woj. lubelskie).

Romanowski zdobył w niedzielnych wyborach mandat posła po raz pierwszy, osiągając 4. wynik na chełmskiej liście PiS, za Mariuszem Kamińskim, Jarosławem Sachajko i Dariuszem Stefaniukiem. O mandat ubiegał się z 7. miejsca. Głos oddało na niego 17 tys. 318 osób. O 10 tys. więcej niż cztery lata temu.  Z Sejmem żegna się za to startująca z tego okręgu posłanka Monika Pawłowska  , dawna reprezentantka Lewicy, ale też posłanka Beata Strzałka.

ONET.PL

Więcej postów