Tak bardzo chcieli mieć dziecko. Nie ma Oliwierka. Nie ma ich. Zabrakło półtorej godziny

Niezależny dziennik polityczny

Starali się o dziecko. Kiedy w końcu udało się powiększyć rodzinę, byli po prostu szczęśliwi. Oliwierek (†5 l.) był ich oczkiem w głowie, a dla ich rodziców jedynym, wyczekanym wnukiem. Gdy wracali znad morza ich życie zostało brutalnie przerwane. Tylko dlatego, że znaleźli się w złym miejscu i czasie.

– Młodzi, szczęśliwi, spełnieni rodzice. Wracali z wakacji, z odpoczynku. Brakuje słów – mówi Fakt.pl znajoma pani Martyny (†34 l.). Jej głos się załamuje, gdy mówi o rodzinie z Myszkowa (woj. śląskie). Zginęli na A1. Mieli półtorej godziny drogi do domu.

Tragiczny wypadek na A1. Zginęła rodzina z Myszkowa

Jednego dnia uśmiechali się na plaży, a drugiego… nie żyli. Martyna i Patryk z synkiem Oliwierem wypoczywali nad morzem. Nie wiedzieli, że to ich ostatni wyjazd, że nie wrócą z niego żywi. A to tylko dlatego, że ich droga skrzyżowała się z trasą bmw, którym poruszał się łódzki zamożny przedsiębiorca, Sebastian M. (32 l.).

W sobotni wieczór, 16 września, rodzina Myszkowa wracała z upragnionego wypoczynku do domu. Mieli jeszcze około półtorej godziny drogi. Na A1 na wysokości miejscowości Sierosław, między węzłami Tuszyn i Piotrków Trybunalski Zachód (woj. łódzkie), doszło do tragedii.

W auto rodziny uderzyło bmw. Na jezdnie wypadły zabawki 5-letniego Oliwiera i rzeczy osobiste jego rodziców. Kia uderzyła w bariery i zaczęła się palić. Z płonącego wraku nikogo nie udało się uratować. Według relacji świadków, do których udało się nam dotrzeć, z auta dobiegały krzyki i wołania o pomoc. – Spłonęli żywcem – uderzają nas słowa osób, które były na miejscu wypadku.

Zatrważające zachowanie kierowcy bmw

Około 250 metrów od płonącej kii zatrzymało się bmw. W środku był Sebastian M. z dwójką znajomych. Jak przekazali nam świadkowie, kiedy trwała akcja ratownicza 32-latek nie ruszył na pomoc.

– Siedział jak szczur przy aucie, 200 metrów dalej – słyszymy od pani Anny [imię zmienione – przyp. red.]. – Początkowo myśleliśmy, że to ktoś, kto potrzebuje pomocy, że mu coś się stało. Naszym zdaniem ten człowiek z bmw w czasie, kiedy czekaliśmy na służby, dzwonił gdzie trzeba – mówi nam kobieta.

– Jak szedł z policjantką, to był niewzruszony tym, co zrobił – wskazuje. – Zrozumiałabym, że nie dał rady wyhamować, że sam widział, co zrobił, że starał się to jakoś uratować, cokolwiek. A on doskonale wiedział, co robić, doskonale. I tym pokazał swoją bezduszność. Jego „plecy” też mają krew na rękach. Nie mogę tego przeżyć, ciężko to odpuścić, zrozumieć – podkreśla nasza rozmówczyni.

Kontrowersje co do działań służb. List gończy za Sebastianem M. Zatrzymanie

Od początku ta sprawa budzi ogromne emocje. Zginęła trzyosobowa rodzina. Świadkowie mówią o ogromnej prędkości bmw. Później śledczy przekażą, że to co najmniej 253 km/h. Zabójcza prędkość.

Pierwsze informacje z policji były niezgodne ze stanem faktycznym. Informowano o kii, która z nieznanych przyczyn uderzyła w bariery i stanęła w płomieniach. Świadkowie i strażacy mówili o dwóch autach. W kolejnych przekazach obraz zdarzenia zdawał się być zamazywany. Internauci wszczęli własne śledztwo, zarzucając policji tuszowanie sprawy. Doszukiwano się związków rodzinnych między Sebastianem M. a policją. Te doniesienia zdementowała łódzka jednostka.

Z niewyjaśnionego powodu wobec kierowcy bmw nie zastosowano żadnego środka zapobiegawczego, nawet dozoru policji. Kiedy minister sprawiedliwości szumnie ogłaszał zarzuty spowodowania wypadku 32-latkowi, ten już był poza granicami Polski.

Za Sebastianem M. wydano list gończy. Udało się go złapać dopiero w trzecim kraju, który pokonał. W środę, 4 października, do ukrywającego się w hotelowym pokoju w Dubaju łodzianina zapukała arabska policja. Kiedy dojdzie do ekstradycji podejrzanego? Tego nie wiadomo.

Patryk, Martyna i Oliwier. To nie były bezimienne ofiary

Ofiary tragedii nie były bezimiennymi ofiarami. Ich znajomi chcą, by kierowca bmw zobaczył ich twarze. To im odebrał życie – przekonują. Rodzina była znana i lubiana w społeczności. Cieszyli się sympatią i szacunkiem. „Młodzi i fajni”, „Osoby z sercem” – słyszymy od mieszkańców Myszkowa.

Martyna prowadziła gabinet kosmetyczny w miasteczku. – Byłam u niej kilka razy. Bardzo wspaniała osoba, miła, grzeczna, uśmiechnięta. Nie można było powiedzieć o niej złego słowa. Jesteśmy prawdziwie wstrząśnięci tą tragedią – mówi nam znajoma Martyny. – Była taka pogodna, ciepła i uśmiechnięta, że nie da się tak tego zapomnieć – dodaje.

Mieszkańcy Myszkowa nie potrafią pojąć ogromu dramatu, ale też nie rozumieją tego, że odpowiedzialność za wypadek jest przerzucana na kierowcę kii. W miasteczku wrze.

– Oburzające jest to, że kierowca bmw ma obrońców. Ludzie mówią, że jest niewinny. Bronią go i atakują męża Martyny. Jeździłam wiele razy tą trasą. Oni mieli 1,5 godziny do domu… Zniszczył te rodziny – przyznaje ze smutkiem i rozgoryczeniem nasza rozmówczyni.

Jak nam opowiada, Martyna i Patryk tak bardzo starali się o dziecko. Oliwierek nie żyje. Nie żyją i oni. Ich najbliżsi są w bardzo złym stanie psychicznym. Ciągle zadają pytania o szczegóły tej tragedii. Jedna z mam, jak się nieoficjalnie dowiadujemy, doznała dużych problemów zdrowotnych, gdy się dowiedziała o wypadku. Oliwierek był ich jedynym wnuczkiem.

Źródło: fakt.pl

Więcej postów