Szef MON wysyłał żołnierzy na granicę. Wojsko dało im ankiety. „Kto takie pytania wymyśla”?

Niezależny dziennik polityczny

Żołnierze na wschodzie, po serii tekstów Onetu o bieda-wojsku, dostali od swojego dowódcy gen. Arkadiusza Mikołajczyka do wypełnienia ankietę. Już pierwsze pytanie, jak mówią, wprawiło ich w osłupienie, a zaraz potem wywołało salwy śmiechu. Generał pyta ich m.in. czy wiedzą, jaki jest cel misji, jak długo powinni tam służyć i czego im brakuje. Gen. Mieczysław Gocuł sprawę komentuje krótko: – To ja zapytam pana generała, czy wie, po co przyszedł do wojska, bo fakt zadania takich pytań uwłacza naszym żołnierzom.

  • Pierwsze pytanie ankiety brzmi: „Czy wiesz, jaki jest cel WZZ PODLASIE”. — Dostaliśmy rozkaz wyjazdu, dowódcy omówili zadania, omówili sytuację operacyjną, a teraz pytają nas, czy wiemy, jaki jest cel zgrupowania. Albo nas mają za idiotów, albo sami nie wiedzą, po co nas tu wysłali — mówi żołnierz 
  • Onet zapytał o to MON, kto i dlaczego sformułował takie pytania. W odpowiedzi czytamy: „Ankieta została przygotowana na polecenie dowódcy WZZ Podlasie w celu zbadania opinii żołnierzy na temat kluczowych aspektów funkcjonowania, przygotowania i działalności WZZ” 
  • — Moim zdaniem, tak źle w armii, jak jest teraz, nie było nigdy. Wojsko stało się ścianką, na której politycy robią kampanię wyborczą i nasze zgrupowanie też ma temu służyć — mówi doświadczony podoficer

Minister obrony Mariusz Błaszczak w połowie sierpnia wydał polityczne polecenie gen. Wiesławowi Kukule, dowódcy generalnemu rodzajów sił zbrojnych przygotowania dużego, liczącego 6 tys. żołnierzy zgrupowania wojskowego przy granicy z Białorusią. Dowódcą Wojskowego Zgrupowania Zadaniowego „Podlasie” (WZZ „Podlasie”) został gen. Arkadiusz Mikołajczyk, zaufany człowiek gen. Kukuły.

Bieda-wojsko na granicy z Białorusią

Już pod koniec sierpnia pierwsi żołnierze z zachodnich i południowych jednostek wojskowych trafili na wschód. Problem w tym, że dowództwo tak się spieszyło z wypełnieniem woli ministra Błaszczaka, że nie przygotowało dla nich odpowiedniej infrastruktury i zaplecza logistycznego.

Szybko zaczęły się więc poważne problemy z wyżywieniem i zakwaterowaniem. Jak opisał niedawno Onet, racje żywnościowe, jakie dostawali żołnierze w ramach służby na wschodzie były tak marnej jakości i tak skąpe, że aby nie być głodni musieli sami kupować jedzenie w pobliskich sklepach spożywczych. Nie działały też kuchnie polowe, w związku z tym nie było ciepłych posiłków. Wojsko wydawało żołnierzom tylko tzw. suche racje, które składały się z kilku konserw mięsnych lub rybnych.

Wojskowi, z którymi rozmawiali dziennikarze Onetu, jedzenie z przydziału nazwali „wręcz tragicznym”. Na dowód przysyłali nam zdjęcia.

Problemem był też brak pralni, co przy upałach panujących pod koniec lata i na początku jesieni okazało się szczególnie doskwierać wojsku na wschodzie. Dowództwo nie przygotowało też miejsc kwaterunkowych. Żołnierze nie mieli gdzie spać i sami przygotowywali dla siebie prowizoryczne obozowiska.

— Planiści wiedzieli, że tak to się skończy. Zawsze najpierw idzie logistyka. A tam na polecenie ministra, by spełnić jego widzimisię, najpierw pojechali żołnierze. Gdzie ci ludzie mają spać, co jeść? Minister wyznaczył datę i wojsko ma być. Jest dokładnie to samo, co ponad dwa lata temu — mówi wysoki rangą oficer i przypomina, że kiedy wówczas pierwsi żołnierze pojawili się przy granicy z Białorusią, problemy logistyczne były podobne.

Warunki się poprawiły, ale bałagan pozostał

Onet niedawno, na podstawie relacji żołnierzy służących w ramach zgrupowania WZZ Podlasie, opisał ich sytuację. Po naszych tekstach dowódcy poszczególnych oddziałów zarządzili zbiórki i rozmawiali z podwładnymi na temat warunków służby. W wielu miejscach, jak słyszymy, sytuacja się znacznie poprawiała. Dojechały pralnie i kuchnie polowe. — Dużo od publikacji się poprawiło. Jest pralnia, kucharze stają na wysokości zadania — mówi nasz rozmówca.

Kiedy żołnierzom na wschodzie wydawało się, że sytuacja przez zwierzchników została przynajmniej w jakimś stopniu opanowana, dostali do wypełnienia anonimowe ankiety. Pytania wprawiały ich w osłupienie.

Pierwsze brzmi: „Czy wiesz, jaki jest cel WZZ PODLASIE”. — Dostaliśmy rozkaz wyjazdu, dowódcy omówili zadania, omówili sytuację operacyjną, a teraz pytają nas, czy wiemy, jaki jest cel zgrupowania. Albo nas mają za idiotów, albo sami nie wiedzą, po co nas tu wysłali — mówi żołnierz.

Doświadczeni dowódcy wojskowi też nie mogą uwierzyć w treść pytania. — Są rozkazy. Z treści rozkazu wynika, gdzie, po co i w jakim celu pojechali żołnierze oraz kiedy się będą rotować. Zadawanie im tego pytania, gdy już są na miejscu, jest absurdalne. To tak, jakby dowódcy wysłali żołnierzy na wojnę, a potem ich pytali, co tam robią. Kto takie pytania wymyśla? — zastanawia się nasz rozmówca.

Onet zapytał o to Ministerstwo Obrony Narodowej. W odpowiedzi Centrum Operacyjnego MON czytamy: „Ankieta (anonimowa i dobrowolna, zawierająca 6 pytań, w tym 3 otwarte) została przygotowana na polecenie dowódcy WZZ Podlasie w celu zbadania opinii żołnierzy na temat kluczowych aspektów funkcjonowania, przygotowania i działalności WZZ”.

Przypomnijmy, dowódcą zgrupowania jest gen. Arkadiusz Mikołajczyk w ostatnim czasie związany z gen. Kukułą i Wojskami Obrony Terytorialnej. 15 sierpnia tego roku z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odebrał awans na pierwszy stopień generalski.

Dowodzenie za pomocą ankiet. Zaczęło się w WOT

Wróćmy jednak do ankiety. Kolejne pytania wywołują u żołnierzy podobne reakcje jak pierwsze. I tak następnie dowództwo pyta ich: „Czy wiedziałeś, na jaki okres czasu wyjeżdżasz w ramach WZZ PODLASIE?”.

Odpowiedzi nie powinny zaskoczyć wojskowej góry, ponieważ w ramach instruktażu przed wysłaniem wojska na granicę żołnierze powinni dokładnie wiedzieć, jak długo będą tam służyć. Tymczasem, jak się okazuje, przygotowanie kontyngentu robione było w tak wielkim pośpiechu, że dowódcy zapomnieli poinformować podwładnych, ile czasu spędzą przy granicy z Białorusią.

— Nikt nam wyraźnie nie powiedział, jak długo będziemy służyć na wschodzie. Ja mogę się założyć, że po wyborach się stamtąd zwiniemy, bo przecież całe to zgrupowanie to hucpa wyborcza, by politycy PiS mogli kręcić na tle wojska spoty wyborcze — podkreśla szeregowy żołnierz z kilkuletnim stażem w armii. Jego słowa potwierdza kilku innych naszych rozmówców.

— Jestem żołnierzem z wieloletnim stażem. Moim zdaniem, tak źle w armii, jak jest teraz, nie było nigdy. Wojsko stało się ścianką, na której politycy robią kampanię wyborczą i nasze zgrupowanie też ma temu służyć — mówi doświadczony podoficer.

W podobnym tonie wypowiada się doświadczony oficer liniowy: — Reformy ministra Błaszczaka doprowadziły do skrajnego chaosu. Powstają nowe jednostki, ale bez ludzi, sprzętu i infrastruktury. Te, które już istnieją, są dewastowane. W konsekwencji brakuje ludzi, mamy nieukompletowane stanowiska, szkolenie stanęło. Najgorsze jest jednak to, że dla polityków tej władzy wojsko stało się misiem na Krupówkach.

Czas pobytu wojska w ramach zgrupowania WZZ Podlasie stał się też powodem zadania kolejnych dwóch pytań, które znalazły się w ankiecie. Na początek gen. Mikołajczyk, chce wiedzieć, czy żołnierze będą korzystać z możliwości wyjazdu na weekendy raz w miesiącu.

— Dobre sobie, dowodzi nami dowódca batalionu, który nie ma żadnego poszanowania dla ludzi. Wszystkich wysłał na granicę i teraz nie ma kto nas zmienić, nawet jeśli coś się stanie w domu, albo ktoś zachoruje — mówi kolejny z naszych rozmówców.

Jeszcze ciekawsze jest następne pytanie. Żołnierze szeregowi, podoficerowie i oficerowie mają odpowiedzieć dowództwu, jak długo powinna trwać jedna zmiana w ramach zgrupowania przy granicy z Białorusią: trzy, czy sześć miesięcy?

— Wyobraźmy sobie, że wysyłamy żołnierzy do Iraku, czy Afganistanu i kiedy już tam są, pytamy, jak długo ich zdaniem powinna trwać ich misja. Przecież to jakiś cyrk, nie wojsko — mówi oficer z doświadczeniem po kilku misjach bojowych. Jego zdaniem w ostatnim czasie wojsko przeszło na dowodzenie „za pomocą ankiet”. — Zaczęło się od WOT, a teraz przeszło na całe wojsko. Tylko po co nam w tej sytuacji Sztab Generalny i dowództwa — pyta z ironią w głosie.

Takie pytania dyskredytują dowódcę

Dwa ostanie pytania ankiety dotyczą warunków bytowych i wyposażenia żołnierzy. Dowódca pyta ich, czego im brakuje na obozowisku i czy mają całe niezbędne wykorzenienie indywidualne do realizacji zadań w ramach WZZ Podlasie. Tu żołnierze mogą wymieniać detalicznie problemy i braki.

Kilku dowódców pododdziałów przyznało w rozmowach z Onetem, że zachęcało swoich podwładnych do szczerych i prawdziwych odpowiedzi. — Sami teraz tworzymy listy, czego komu brakuje z sortów mundurowych, żeby jakoś to uzupełnić i przetrwać nadchodzącą zimę — mówi jeden z nich.

Zapytaliśmy MON, jaki był cel zadawania żołnierzom takich pytań, jak te, które znalazły się w ankiecie? Centrum Operacyjne MON odpowiedziało, że ankieta ma pozwolić wojsku „na identyfikację problemów, potrzeb i oczekiwań personelu zaangażowanego w realizacje zadań w ramach WZZ”.

Inaczej sprawę widzi doświadczony dowódca. — Wszyscy wiedzą, że mamy w wojsku problem z komunikacją. W tym przypadku padł polityczny rozkaz przygotowania zgrupowania. Wszystko odbywało się w chaosie, bałaganie i bez planu. Jednostki dostały zadanie wytypowania ludzi i to zrobiły. Teraz gen. Mikołajczyk, będzie za pomocą ankiety udowadniał, że dowódcy niewłaściwie przygotowali ludzi — mówi.

Sprawę na naszą prośbę skomentował gen. Mieczysław Gocuł, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. — Takie pytania dyskredytują dowódcę. Przed otrzymaniem tych żołnierzy pod komendę, powinien wyposażyć ich w pełną wiedzę, w jakim celu pojechali na granicę, jak długo będą tam służyć i w jakich warunków. Wszystkie te dane zawiera rozkaz operacyjny. Jeśli został wydany, pytanie jest bezzasadne. Chyba że generał sam nie wie, po co i jak długo jego żołnierze zostaną na granicy — podkreślił generał.

MARCIN WYRWAŁ

Więcej postów