Ukraina w dwa dni traci tyle dronów, ile ma polska armia. Amerykanie mają rozwiązanie

Niezależny dziennik polityczny

Okazuje się, że opinie, iż wojna w Ukrainie przypomina te poprzednie, nie do końca są słuszne. Drony po obu stronach frontu stały się bardzo ważnym orężem. Ukraińcy nauczyli się doskonale z nimi walczyć. Rosjanie również. Górują nad Ukraińcami w wojnie elektronicznej.

  • Wojna w Ukrainie udowadnia, że bezzałogowe statki powietrzne są we współczesnym konflikcie ważnym i groźnym orężem.
  • Szczególną sławę zyskują sobie niewielkie komercyjne minidrony mogące przenieść pocisk z granatnika RPG lub granat i skutecznie niszczyć nim sprzęt pancerny.
  •  Rosjanie niszczą ukraińskie drony masowo dzięki użyciu urządzeń w wojnie elektronicznej, które obezwładniają te maszyny na ogromną skalę.

Brutalna wojna, jaką Rosjanie toczą na Ukrainie, stała się poligonem doświadczalnym dla rozmaitych technologii i taktyk. Ukraina ma na wyposażaniu pstrokatą mieszankę broni – od 70-tonowych czołgów Leopard II po minidrony, ważące niecały kilogram. Ale to wszechobecność dronów stała się symbolem ukraińskiego konfliktu.

Jak intensywne to są zmagania, świadczą wypowiedzi amerykańskich analityków wojskowych, cytowanych przez portal Breaking Defence. Okazuje się, że Ukraina traci miesięcznie do 10 tys. dronów, głównie z powodu rosyjskiej wojny elektronicznej. To może zadziwić.

Przy tak ogromnych stratach (większość tych dronów to niewielkie komercyjne maszyny) kuszące wydaje się zainwestowanie w ochronę przed systemami wykorzystywanymi w elektronicznej wojnie (EW), lecz zachodni eksperci doszli do wniosku, że prawdopodobne bardziej opłacalne będzie zaakceptowanie wysokich strat i zakup jak największej liczby bezzałogowych jednostek.

Tanie bezzałogowce powietrzne, jak chiński DJI Mavic 3, który kosztuje 17,7 tys. zł, a nawet modele z najwyższej półki, kosztują nie tak znów wiele, a możliwości ich wykorzystania są bardzo duże.

Mogą namierzać cele dla artylerii, ostrzegać żołnierzy o czyhających zasadzkach, zrzucać improwizowane bomby, a nawet nagrywać propagandowe filmy wideo.

Te drony są zbyt małe, powolne i latają zbyt nisko, aby zniszczyły je samoloty bojowe czy pociski przeciwlotnicze, ale z łatwością mogą je niszczyć żołnierze z broni strzeleckiej czy działek przeciwlotniczych najkrótszego zasięgu.

Dużą część dronów „zabijają’ wykorzystywane masowo przez Rosjan systemy walki elektronicznej, które mogą zakłócić ich nawigację GPS czy łącza sterowania radiowego lub też sprawić, by ich maleńkie komputerowe mózgi zmusiły dron do rozbicia się o drzewo lub zawiśnięcia w powietrzu tak długo, aż wyczerpie się bateria i same spadną na ziemię.

Ukraina traci w walkach każdego dnia od 160 do 300 dronów

W bitwach o Bachmut, gdzie toczyły się niezwykle zaciekłe walki, rosyjskie zagłuszanie stało się tak intensywne, że DJI Mavic i podobne gotowe drony mogły zaryzykować lot w odległości zaledwie kilkaset metrów od swoich operatorów. Dalej traciły połączenie…

Operatorzy ukraińskich dronów – w rozmowie z brytyjskim dziennikiem The Guardian – opowiadali, że w grudniu 2022 r. byli w stanie przelecieć ok. 3 km. W kwietniu 2023 r. mogli już zaś latać nie dalej niż 500 metrów.

Rosyjskie systemy wojny elektronicznej, jak Murmańsk-BN, to zakłócające czujniki ukraińskiego sprzętu rozpoznania elektronicznego oraz Krasukha-4 do tłumienia połączeń sygnałami satelitarnymi w promieniu 300 km, utrudniające działania Ukraińcom. Zakłócają drony, ale też amunicję precyzyjną kierowaną według współrzędnych GPS.

Dlatego Ukraina traci każdego dnia ponad 160 dronów. Niewiele więcej ma ich cała polska armia, choć są to systemy znacznie bardziej zaawansowane od minidronów ukraińskich;  częściowo – jak turecki Bayraktar czy polski Gladius – są uzbrojone.

W tej sytuacji mogłoby się wydawać, że kolejnym logicznym krokiem w wyścigu zbrojeń minidronów jest uodpornienie ich ataków na użycie broni elektronicznej. Ale kilku ekspertów powiedziało Breaking Defence, że koszty takich działań, w porównaniu z efektami, nie są tego warte.

Łatwiej i taniej jest zakupić duże ilości małych cywilnych bezzałogowych dronów

Co pozostaje w zamian? Należy po prostu kupować jak najwięcej dronów, by latać jak najwięcej. Po raz kolejny w wojnie okazuje się, że liczba  ma własną jakość. Zakup tanich, za to w dużej liczbie, dronów pozwoli bowiem na ich użycie do większej liczby bardziej ryzykownych misji. Utrata tysięcy minidronów nie boli tak, jak utrata jednego, drogiego systemu.

– Operatorzy mogą je używać w bardziej agresywny sposób, ponieważ nie musi ich obchodzić, czy się zgubią z nawigacją – uważa Zachary Kallenborn, pracownik naukowy z George Mason University.

Jego zdaniem to świetny zwrot z inwestycji, kiedy poświęca się drona wartego nawet kilka tysięcy dolarów, aby uratować żołnierza przed wejściem w zasadzkę, czy nawet uniknąć wystrzelenia kilku klasycznych pocisków artyleryjskich, wartych kilka tysięcy dolarów za sztukę, w złym celu.

Łatwiej i taniej jest zakupić duże pule małych cywilnych bezzałogowych dronów i zastąpić zagubione drony. To lekcja, której armia amerykańska z trudem się nauczyła.

Zdała sobie sprawę, że przegrywała z wymogiem dostarczenia tych systemów do rąk żołnierzy na każdym szczeblu, ze wskazaniem, że nie muszą ich szukać, jeśli łącze zostanie zerwane i ulegnie awarii.

Przed minidronami przyszłość dopiero się otwiera; ich zdolności obserwacyjne i bojowe będą rosły

W maju US Army opublikowała ogłoszenie, w którym prosi małe firmy o składanie (do 27 czerwca) propozycji w sprawie zrzucenia bomb z minidronów. Drony te mają być co najmniej tak samo śmiercionośne, jak dron zrzucający granaty (ten jest już opracowywany).

To też efekt wniosków wyciągniętych w działań dronów w Ukrainie. Co więcej: część ekspertów, a nawet niektórzy ukraińscy żołnierze twierdzą, że wojskowe drony o średniej wysokości i długiej wytrzymałości (MALE), takie jak słynny Predator lub turecki Bayraktar TB2, są po prostu za duże i latają za wysoko.

To czyni je łatwym łupem dla kierowanej radarem broni przeciwlotniczej, która – w 90 proc. – na pewno zestrzeli te maszyny. Bayraktar jest znacznie tańszy od Predatora, więc łatwiej go stracić; i tak jednak kosztuje co najmniej 1 mln dol.

Ów radar nie jest natomiast w stanie wykryć mniejszych, lecących niżej quadcopterów. Oczywiście te drony cechują radykalnie różne możliwości, przy czym duże (MALE) mają znacznie większy zasięg i większą ładowność oraz zwykle wbudowane zabezpieczenia przed wojną elektroniczną.

Analitycy przekonują, że przed minidronami przyszłość dopiero się otwiera. Liczą, że wkrótce będzie możliwość umieszczenie na małej, taniej platformie urządzeń o większej mocy obliczeniowej, wyposażonych w sztuczną inteligencję (AI), co znacznie zwiększy ich możliwości bojowe.

Część analityków twierdzi jednak, że to zbyt daleka przyszłość, a w większości małych dronów koszt tych zmian nie jest wart korzyści.

Jeśli chodzi o zdolności w pozyskaniu bezzałogowców, to wciąż jesteśmy na początku drogi

To też wniosek dla Polski, zakochanej w czołgach. Do wybuchu wojny w Ukrainie większość programów dronowych zapisanych w planach modernizacyjnych SZ RP (Zefir, Gryf, Ważka, Wizja, Albatros) wciąż było nielotnych, opóźnionych bądź zawieszonych.

Armia miała na wyposażeniu ok. 60 szt. BSL Orbiter i podobną liczbę polskich dronów FlyEye. Wojsko kupiło też 100 szt. amunicji krążącej Warmate – te egzemplarze podobno przekazaliśmy Ukrainie. Wojska specjalne dostały też 40 miniaturowych, ważących 32 gramy dronów Black Hornet 3.

Wojna w Ukrainie spowodowała, że zdolności naszego wojska, jeśli chodzi o bezzałogowce, znacznie się poprawią.

Mamy już w Polsce pierwsze 6 bezzałogowców powietrznych z Turcji klasy male TB2 Bayraktar. Od 2022 r. na wyposażenie wojska trafiają kolejne z zamówionych kilkuset dronów Warmate, Gladius oraz FlyEye.

Do wojska trafi w tym roku pierwsze 25 zestawów bezzałogowców klasy mini ze 100 dronów firmy Asseco zamówionych w programie Wizir do 2027 roku. Chcemy też pozyskać amerykańskie drony rozpoznawczo-uderzeniowe MQ-9A Reaper.

Polskie bezzałogowce to jednak inny temat… Kiedy się wie, że Ukraina traci dziennie od 160 do ponad 300 dronów, wniosek, jaki nasuwa się nieodparcie, jest taki, że jeśli chodzi o zdolności wojska polskiego w pozyskaniu bezzałogowców, to wciąż jesteśmy na początku drogi.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów