Mamy wewnętrzne sondaże PiS. I znamy strategię na kryzys

niezalezny-dziennik-polityczny
Poparcie między 33 a 37 proc., ale też widmo demobilizacji wyborców – to konkluzje z wewnętrznych sondaży przeprowadzanych przez partię Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego rządowa pomoc ma iść tam, gdzie jest elektorat PiS

– Nie obawiamy się tego, że nasi wyborcy pójdą i zagłosują na opozycję, ale tego, że nie pójdą do wyborów wcale – mówi nasz rozmówca z obozu władzy.

33 proc. to dla PiS katastrofa

W zeszłym tygodniu pisaliśmy, że w wyborczym roku 2023 rząd wypłaci emerytom aż trzy dodatkowe świadczenia – 13., 14. i 15. – Nasza baza wyborcza to starsi i mniejsze miasta. To oczywiste, że w pierwszej kolejności zatroszczymy się o „emerytów”, a nie o symbolicznych „frankowiczów” – komentuje teraz ważny poseł z otoczenia Kaczyńskiego.

Politycy PiS zdają sobie sprawę z kryzysu, drożyzny, cen energii, gazu, kłopotów z węglem. „Wyborcza” pisała o obawach partii Kaczyńskiego przed nadchodzącą jesienią i zimą. – Wzrost cen energii, cen gazu dotyka już wszystkich. Do tego kłopoty z produkcją dwutlenku węgla, inflacja wciąż ponad przewidywania, z którą pewnie dojedziemy do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, chociaż mam nadzieję, że nie będzie już dwucyfrowa. To wszystko jest wielkim wyzwaniem – mówił nam polityk PiS.

Wg naszych informacji – jak wynika z wewnętrznych analiz partii – średnie poparcie dla PiS wynosi między 33 a 37 proc. W 2019 r. PiS utrzymał samodzielną władzę, dostając w wyborach 43 proc. głosów, a cztery lata wcześniej – niecałe 38 proc. (ale do Sejmu nie weszła wtedy Lewica). Dlatego wynik rzędu 33 proc. jest dla partii Kaczyńskiego katastrofą, bo oznacza pewne oddanie władzy opozycji.

– Jeśli nasz elektorat się zdemobilizuje, nie pójdzie głosować, to będzie bardzo źle. Temu musimy przeciwdziałać – przyznaje nam polityk PiS. – Będą robić w rządzie programy pod elektorat – tłumaczy inny nasz rozmówca.

Kaczyński odwiedzi 94 okręgi

Jarosław Kaczyński właśnie wraca na trasę. W sobotę spotkał się z sympatykami w Nowym Targu i Nowym Sączu, w niedzielę w  Mielcu i Stalowej Woli. Prezes PiS chce objechać 94 okręgi, w których partia utworzyła niedawno nowe oddziały terenowe.

Jego głównym zadaniem jest właśnie mobilizacja elektoratu. Sam to zapowiedział jeszcze w czerwcu na partyjnej konwencji. Swój objazd po kraju reklamował wtedy opowieścią o sukcesach rządu PiS. – Kto ma inny to robić, jeśli nie my? – pytał. I zapewnił: – Nigdy żaden rząd nie uczynił w historii tyle, co my. Naprzód i jeszcze raz naprzód.

PiS na bieżąco sprawdza, jak programy pomocowe są odbierane przez społeczeństwo. – Wiemy, że ludzie docenili obniżkę VAT na produkty spożywcze, ale też sporo o tym informowaliśmy, w sklepach były ulotki. Wiemy też, że społeczeństwo zauważyło wszelkiego rodzaju tarcze osłonowe. Teraz czekamy, czy docenią dodatek węglowy – mówi polityk obozu władzy.

W PiS słychać głosy, że ugrupowanie stoi przed największym wyzwaniem od siedmiu lat. – Ten kryzys jest jak domino, jedno pociągniesz, drugie leci. Nie jest tak, że rozwiązanie jednego problemu kończy inne. Do wyborów jeszcze rok, ale to może być dla nas najtrudniejszy rok. Przede wszystkim dlatego, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, co jeszcze się zdarzy – tłumaczy poseł PiS.

Co ze zmianą kodeksu wyborczego?

PiS obawia się też skutków wojny w Ukrainie. Tego, że zmienią się nastroje wobec Ukraińców. – Jeśli niechęć będzie widoczna, Konfederacja natychmiast rzuci się, żeby to podsycać. Zrobi z tego paliwo wyborcze i będzie mieszać w naszym elektoracie – ocenia poseł PiS.  

W partii Kaczyńskiego wciąż nie zapadły ostateczne decyzje, czy zmieniać kodeks wyborczy na rok przed wyborami. Tak, by zamiast obecnych 41 okręgów było ich dwa razy tyle, co znacznie podwyższyłoby realny próg i wyeliminowało mniejsze partie z wyborczej rozgrywki.

wyborcza.pl

Więcej postów