Joe Biden zaprzecza, jakoby podczas wizyty w Polsce wzywał do zmiany władzy w Rosji.
25-26 marca prezydent Joe Biden przybywał z wizytą w Polsce. Amerykański przywódca odwiedził m.in. ukraińskich uchodźców oraz spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą. Zwieńczeniem wizyty było przemówienie na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie. To podczas niego padły słowa, które swoją niejednoznacznością wzbudziły szereg kontrowersji.
Obalić Putina? Biden zaprzecza
– Na litość boską, ten człowiek nie może pozostać u władzy – powiedział Biden odnosząc się do prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina. Słowa mogły zostać odebrane jako wezwanie do obalenia rosyjskiego przywódcy.
Dokładnie o to był pytany Biden. Gdy wychodził z kościoła po niedzielnym nabożeństwie jeden z dziennikarzy wprost zapytał prezydenta, czy w Warszawie wzywał do obalenia prezydenta Rosi. Odpowiedź amerykańskiego przywódcy była prosta i jednoznaczna. – Nie – stwierdził wprost.
Wcześniej Biały Dom oficjalnie zapewnił, że prezydent miał na myśli coś innego. – Prezydentowi chodziło o to, że Putinowi nie można pozwolić na sprawowanie władzy nad sąsiadami czy regionem. Nie mówił o władzy Putina w Rosji ani o zmianie reżimu – przekazał przedstawiciel Białego Domu.
Słów o tym, że Putin „nie może pozostać u władzy”, nie było w notatach zawierających tekst przemówienia wygłoszony na Zamku Królewskim, dodał urzędnik.
Widmo eskalacji, reakcja Kremla
Jak pisze Reuters, słowa Bidena wywołały „widmo eskalacji ze strony Waszyngtonu, który uniknął bezpośredniego zaangażowania wojskowego na Ukrainie”. Wrażenie było tym silniejsze, że wcześniej tego samego dnia, podczas spotkania z ukraińskimi uchodźcami, Biden w emocjonalnych słowach określił Putina jako „rzeźnika”.
Słowa Bidena doczekały się także komentarza z Moskwy.
– O tym [zmianie władzy w Rosji – przyp. red.] nie powinien decydować Biden – powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. – Powinno to być wyłącznie wyborem obywateli Federacji Rosyjskiej – dodał.