Doradca rządu ds. cyfryzacji dr Józef Orzeł zdobył się na odważną ocenę pomysłu wysłania misji pokojowej do Ukrainy. Jego zdaniem pomysł Kaczyńskiego jest „symboliczny” i opiera się na założeniu, że Putin nie zatrzyma się na Ukrainie i jego kolejnym celem będzie Polska.
„Misja pokojowa skończy się strzelaniem”
Wicepremier Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Kijowie powiedział, że w Ukrainie potrzebna jest misja humanitarna i pokojowa, przygotowana przez NATO i może też inne organizacje. Pomysł prezesa PiS będzie przedmiotem rozmów podczas szczytu NATO w Brukseli. Przeciwnicy tego rozwiązania podkreślają, że takie rozwiązanie może doprowadzić do wciągnięcia w wojnę całego NATO albo państw, które zdecydują się na wysłanie takich misji.
Taki scenariusz jest jasny dla rządowego doradcy doktora Józefa Orła. W wywiadzie dla Polskiego Radia z niezwykłą lekkością w głosie stwierdził: – Misja pokojowa w zachodniej Ukrainie, no oczywiście skończy się strzelaniem.
Potem dodał: – Jeżeli tam wejdą polskie jednostki, to Rosja może uznać, że trzeba jakiś grad rakiet przyszykować na Polskę (…). Skutki byłyby bardzo duże, to byłoby starcie lotnictwa NATO, czyli przede wszystkim amerykańskiego, z rosyjskim i po kilku dniach mielibyśmy niebo NATO-wskie.
Zdaniem dra Orła wojska sojuszu szybko zdobyłyby przewagę, bo lotnictwo NATO jest lepiej wyszkolone i wyposażone.
Rosja pójdzie dalej
Doradca rządu ds. cyfryzacji jest przekonany, że klęska Ukrainy zachęci Władimira Putina do dalszej eskalacji konfliktu na zachód Europy, a Polska będzie jednym z pierwszych celów.
– Ukraińcy się postawili, ale Rosja nie liczy się z żadną stratą, ani sprzętu, ani ludzi, ani godności czy wizerunku, idzie do przodu. Jeśli Ukraińcy nie wytrzymają, Rosja pójdzie dalej – stwierdził.
Ocena „misji pokojowej Kaczyńskiego”
Wydaje się, że dr Józef Orzeł zdaje sobie sprawę z konsekwencji dla Polski, jeśli zdecydujemy się na wysłanie „misji pokojowej”, jednak jego zdaniem jest to konieczne. Pomysł Kaczyńskiego nazwał „symboliczną propozycją”.
– To symboliczna propozycja nawiązująca do tego, przed czym przestrzegał Lech Kaczyński w Tbilisi w 2008 r. – stwierdził. – Cześć opozycji i analityków rzuciła się na tę propozycję i jej autora, że to kompletnie nierealnie, że to oznacza wojnę NATO z Rosją, że nie była uzgodniona. To wszystko nie jest istotne. Kluczowe przesłanki tej propozycji to fakt, że widzimy z tonu rosyjskich władz i przyjęcia tego przez analityków zachodnich, że Ukraina nie była ostatnim celem rosyjskiej agresji – dodał.
Dalej powołał się na wypowiedź Siergieja Ławrowa sprzed wojny, który powiedział, że kraje bałtyckie i Polska po rozpadzie Związku radzieckiego są „bezpańskimi państwami”.
– To oznacza, że muszą one mieć swojego pana – Rosję, to była zapowiedź. Wypowiedzi tych trzeba słuchać, to jest ten rodzaj dyktatury, w którym mówi się prawdę o tym, co trzeba zrobić. Trzeba uważać na to, co mówi Ławrow i Putin – podkreślał.