Czołgi nie mogą być samotne i ślepe, potrzebują współdziałania z innymi jednostkami. Dlatego program nie może się skończyć na zakupie 250 maszyn. Muszą za tym pójść kolejne programy na uzbrojenie, sprzęt i jego zabezpieczenie. Obrazek stojących w polu rosyjskich czołgów bez paliwa i części zamiennych, załóg, które nie wiedzą, gdzie są i czy ktoś im pomoże, powinien być dla nas przestrogą – mówi DGP Mariusz Cielma, ekspert ds. wojskowości.
Inwazja rosyjska na Ukrainę rozpoczęła się prawie trzy tygodnie temu. Jak teraz wygląda sytuacja na froncie?
Widać, że Rosjanie największe zdobycze terenowe osiągają jeszcze w rejonie Donbasu. Komunikaty rosyjskiego resortu obrony mówią jednak tylko o zdobywaniu kolejnych wiosek i nielicznych miasteczek. Ale na innych kierunkach operacyjnych: kijowskim, charkowskim czy nawet krymskim, gdzie na początku mieli spore sukcesy, w ostatnich dniach nie widać żadnego przełomu. I to mimo tego, że co najmniej od kilku dni słychać o trwających przegrupowaniach Rosjan, którzy mają się przygotowywać do podjęcia kolejnej ofensywy. Ale jej na razie nie widać, bo trudno tak nazwać stosunkowo małe i szybko rozstrzygnięte ostatnie walki pod Kijowem.
A co się stało z tą słynną, liczącą kilkadziesiąt kilometrów długości kolumną Rosjan na północ od Kijowa?
Tam były głównie jednostki wsparcia i pomocnicze. Ona po prostu została podzielona na mniejsze części i wydaje się, że dzięki temu udało się Rosjanom ten 60-kilometrowy korek rozładować.
Czego się spodziewać w najbliższych dniach?
Najbliższy tydzień, dwa tygodnie pokażą, czy Rosjan stać na podjęcie kolejnej ofensywy. Słyszymy o przerzucie kolejnych jednostek z głębi Rosji, Czeczenii czy nawet werbowanych najemnikach z Syrii. Zobaczymy, czy to faktycznie się wydarzy. Jeśli się tak nie stanie, to oznacza, że weszliśmy w fazę wojny pozycyjnej, w której największą ofiarę poniosą cywile i kiedy to dalej będzie niszczona infrastruktura w miastach.