Choć najwięcej walk toczy się na wschodzie Ukrainy, mieszkańcy zachodniej części kraju również nie mogą spać spokojnie. W niedzielę ukraiński minister obrony potwierdził informacje o ataku rakietowym w Jaworowie pod Lwowem, niedaleko granicy z Polską. Mieszkańcy Lwowa szykują się na odparcia ataku rosyjskiego najeźdźcy. – Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zatrzymać wroga – mówi Faktowi przewodniczący Rady Miasta Markiyan Lopachak.
Sytuacja na zachodzie Ukrainy z dnia na dzień robi się coraz trudniejsza. W niedzielę 13.03 rano Ukraińska Prawda podała, że Rosjanie zaatakowali Międzynarodowe Centrum Operacji Pokojowych i Bezpieczeństwa, bardziej znane jako jaworowski poligon wojskowy, który znajduje się niecałe 40 km od Lwowa i ok. 20 km od granicy z Polską. Kilka godzin później informacje te potwierdził minister obrony Oleksii Reznikov.
Dla mieszkańców Lwowa od kilku dni codziennością są alarmy ostrzegające przed możliwym atakiem Rosjan. Zdarza się, że kilka razy w ciągu dnia ewakuują się do schronów. Ostatnio ostrzeżenia pojawiają się także we wczesnych godzinach porannych.
Jak mówi Faktowi przewodniczący Rady Lwowa Markiyan Lopachak, lwowianie są zdeterminowani, aby walczyć. Niektórzy już ruszyli wesprzeć obronę stolicy.
– Podobnie jak cała Ukraina, Lwów się broni. Wielu lwowian, w tym moi przyjaciele i koledzy partyjni, poszło na front w pierwszych dniach agresji. Jedni na wschód Ukrainy, inni – do obrony Kijowa. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zatrzymać wroga tam i nie pozwolić mu zagarnąć ani jednego skrawka ukraińskiej ziemi – mówi Markiyan Lopachak w rozmowie z Faktem.
W mieście trwają też intensywne ćwiczenia i przygotowania na wypadek ataku wroga. – Ci, którzy zostali we Lwowie, pracują na swoich miejscach. Jedni w obronie terytorialnej, inni doskonalą swoje umiejętności na ćwiczeniach wojskowych. Nie powiem zbyt wiele, ale jasne jest, że wszyscy przygotowujemy się do obrony naszych domów i naszego państwa. Kobiety zajmują się pracą organizacyjną w zakresie zaopatrzenia dla wojska. Lwów stał się także centrum wolontariuszy Ukrainy – dodaje Markiyan Lopachak w rozmowie z Faktem.
Przewodniczący rady miasta dodaje, że kolejnym ważnym obecnie obszarem działań na terenie Lwowa jest pomoc uchodźcom.
– Do Lwowa przybyło już ponad 200 tysięcy osób. Dlatego wiele wysiłku poświęcamy zabezpieczeniu ich potrzeb. Ogólnie atmosfera jest bojowa. Przedsiębiorcy zaczynają wznawiać działalność, bo w obecnej sytuacji niezwykle ważne jest, aby gospodarka działała. W ciągu dwóch tygodni nie tylko Ukraińcy, ale cały świat zobaczył, jak silnym jesteśmy narodem i jaki opór stawiamy okupantowi. Jesteśmy zjednoczeni jak nigdy dotąd – podkreśla Makrian Łopachak.
Jak mówi Makrian Lopachak, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – w tym przypadku – w czasie wojny.
– Dziś polski rząd jest jednym z głównych sojuszników Ukrainy na arenie międzynarodowej. I jesteśmy mu za to ogromnie wdzięczni. Egzamin z przyjaźni zdały także celująco nasze miasta partnerskie w Polsce. W pierwszych dniach wojny Wrocław, Kraków, Łódź i Lublin podjęły symboliczne, ale ważne dla nas decyzje o zerwaniu umów partnerskich z miastami w Rosji i na Białorusi. A potem zaoferowały konkretną pomoc – dodaje przewodniczący rady Lwowa.
Jak mówi Lopachak, do Lwowa dotarło m.in. 13 tirów z Wrocławia z potrzebnymi produktami – żywnością, środkami higienicznymi, środkami opatrunkowymi, dwie karetki wypełnione lekami i innymi materiałami medycznymi od wrocławskiego pogotowia ratunkowego i Wrocławsko-Dortmundzko-Lwowskiej Fundacji im św. Jadwigi. Dodaje, że kilka transportów darów przyjechało także z Krakowa.
– Z wielu polskich miast wciąż napływają kolejne oferty pomocy – przyznaje Makrian Lopachak.
– Dostajemy dużo telefonów od naszych przyjaciół z miast partnerskich w Polsce. Pytają, czego potrzebujemy albo mówią, co mogą nam natychmiast dostarczyć. Doceniamy każdy taki gest pomocy. Jesteśmy również wdzięczni zwykłym Polakom, którzy każdego dnia wysyłają na Ukrainę tysiące ton pomocy i przyjmują w swoich domach Ukrainki z dziećmi. Ze wsparciem Polski jesteśmy silniejsi i na pewno wygramy – podsumowuje radny w rozmowie z Faktem.