W wojnie Rosji z Ukrainą tajna dyplomacja już się zaczęła

W wojnie Rosji z Ukrainą tajna dyplomacja już się zaczęła

We wszystkich współczesnych kryzysach dyplomacja sięga do poufnych rozmów, gdy na oficjalne nie ma już przestrzeni. W istocie rzeczy właśnie dramatyczna sytuacja w Ukrainie pozwala Putinowi zakulisowo rozmawiać z kluczowymi partnerami na Zachodzie — zastanawia się były wieloletni polski dyplomata, który brał udział m.in. we wprowadzaniu Polski do NATO.

Niewątpliwie Putin, atakując Ukrainę, doskonale wiedział, że wywoła tym szok i niedowierzanie. Nie starał się nawet specjalnie obudować tych działań kampanią zmiękczającą Zachód. Narracja o „wyzwalaniu Ukrainy spod nazistowskiej okupacji”, w kilku retorycznych odmianach tej nikczemnej tezy, skierowana była wyłącznie dla odbiorcy wewnętrznego.

Rosja nie stawiała żadnych argumentów na forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie, Rady Bezpieczeństwa ONZ, Rady Europy, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie oraz wielu innych forach, które mogłaby wykorzystać, żeby zawczasu „zneutralizować” reakcję demokratycznego świata. Putin zaskoczył nawet Pekin, na którym musi opierać się jego długofalowa strategia ratunkowa wobec sankcji ekonomicznych Zachodu.

Czy mamy zatem przestrzeń do rozmów? W istocie rzeczy właśnie ta dramatyczna sytuacja pozwala Putinowi zakulisowo rozmawiać z kluczowymi partnerami na Zachodzie, konkretnie o tym, czego oczekuje. Teraz ma ich pełną, niepodzielną atencję. Wie, że po pierwszych dniach szoku, do zakulisowych rozmów będą gotowi tak Amerykanie, jak i Europejczycy.

Można powiedzieć, że właśnie teraz jest miejsce na prawdziwą dyplomację. Bo prawdziwe jest wyzwanie. Wszystkie tezy do rozmów, jakie do spotkań z Putinem przygotowywały wcześniej służby dyplomatyczne — wyważone, skoordynowane w gronie UE, odnoszące się do ideałów i zasad demokracji, praw człowieka etc. — teraz stały się bowiem całkowicie bezużyteczne.

We wszystkich współczesnych kryzysach dyplomacja sięga do poufnych rozmów, gdy na oficjalne nie ma już przestrzeni.

Władze Izraela prowadzą od lat, pod wszystkimi rządami, rozmowy z Palestyńczykami. Amerykanie prowadzili takie rozmowy z talibami. Szwedzi robili to dla Waszyngtonu w najtrudniejszych chwilach relacji z Koreą Północną.

Klasycznym przykładem jest historia związana z kryzysem kubańskim. W październiku 1962 r. John F. Kennedy przekazał nieformalnym kanałem przez swojego brata Roberta, wówczas prokuratora generalnego, poprzez ambasadora ZSRR w Waszyngtonie zapewnienie, że USA wycofają baterie rakiet balistycznych z Turcji. Kennedy podkreślił przy tym, że odbędzie się to na podstawie „tajnego porozumienia”, które nigdy nie miało być dyskutowane publicznie. Rzecz szła o to, by nie wystawić się na krytykę, że Waszyngton ulega szantażowi Moskwy.

Amerykanie w nieformalnych rozmowach w Dausze, o których początkowo nie wiedział nawet demokratycznie wybrany prezydent Afganistanu, przekazali talibom, że pokój i wycofanie wojsk USA z Afganistanu może się odbyć na zasadzie “możecie robić, co chcecie, ale nie ściągajcie do Afganistanu cudzoziemców [takich jak Osama bin Laden]”. Wszystkie zasady, ideały, prawa człowieka, budowa demokratycznych struktur — wszystko to zostało faktycznie postawione na szali prostego zobowiązania, że talibowie będą mogli wrócić, jeżeli zobowiążą się nigdy nie gościć na swym terenie obcych bojowników.

Taka była cena wycieńczającej wojny, której USA już dalej nie były w stanie prowadzić. Henry Kissinger, gdy w USA zdecydowano w końcu o rozpoczęciu dialogu z komunistycznymi Chinami, poleciał w 1971 r., w tajemnicy, do Pekinu — z dwiema przesiadkami dla zmylenia mediów. Kluczową rolę w uruchomieniu tego dialogu odegrali wówczas Pakistańczycy. Podobnie wyglądały jego negocjacje z Wietnamczykami w latach 1970-1972.

W czasach głębokich kryzysów, kiedy opcje otwartych rozmów stają się praktycznie niemożliwe i są nie do zaakceptowania dla opinii publicznej, tajna dyplomacja jest jedyną metodą wyeliminowania z dialogu populizmu. Autonomia i nieformalny charakter pozwalają bowiem wypracować maksimum przestrzeni dla zachowania twarzy wobec wewnętrznych i zewnętrznych obserwatorów. Cel uświęca wówczas środki. Dyplomacja sięga po nieformalne narzędzia w takim zakresie, w jakim widzi konieczność osiągnięcia postępu w krytycznych sytuacjach — niemal zawsze bez klarownego mandatu dla tych działań.

W kryzysie, jakiego doświadczamy teraz, rolę takich negocjacji wyraźnie wzięła na siebie Francja. Zachód podzielił role, każdy ma tu do odegrania przypisane zadanie.

Londyn wziął na siebie ostrą retorykę wobec Kremla. Berlin stara się moderować narrację UE. Paryż natomiast, który w kwestiach NATO od dziesięcioleci prowadzi własną politykę, wziął na siebie uzgodnienie warunków, na jakich Putin byłby gotów się cofnąć.

Pierwszym tego efektem jest uruchomienie procedury „członkostwa” Ukrainy w UE. To daje doraźne „zwycięstwo” Ukrainie. Wszystkie strony zdają sobie sprawę, jak długi jest to proces (Turcja zgłosiła akces do Wspólnoty w 1987 r. i dzisiaj jest niewiele bliżej członkostwa niż wówczas).

Emmanuel Macron zapewne przedstawił Putinowi jakąś koncepcję uwarunkowania relacji NATO-Ukraina, uzgodnioną wcześniej z Wołodymyrem Zełenskim, która de facto odsuwa na zawsze ewentualne członkostwo Ukrainy. Teraz Rosjanie i Francuzi zapewne pracują nad zniuansowaną formułą do zaprezentowania tego stanowiska publicznie. Nie będzie to łatwe.

Jednocześnie amerykańscy dyplomaci w Chinach dostali polecenie rozmów na możliwie najwyższym szczeblu władz. Ich celem jest zwiększenie presji na Putina. Pekin z trudem ukrywa, jak bardzo jest zaniepokojony rozwojem sytuacji. Chiny mają rozlegle interesy na Ukrainie, która odgrywa istotną rolę w koncepcji Nowego Szlaku Jedwabnego, czyli kluczowego przedsięwzięcia prezydenta Xî na drodze budowy tzw. chińskiego snu do 2050 r.

Rosja jako partner skonfliktowany z resztą świata, mimo taniej ropy i gazu, nie jest dla Chin stabilnym i wiarygodnym partnerem. Zachód, z technologiami i rynkami zbytu, takim partnerem zdecydowanie jest. Chiny niewątpliwie uruchomiły własne kanały nieformalnych rozmów z kluczowymi doradcami i otoczeniem Putina, żeby zapewnić sobie wpływ na jego dalsze decyzje.

Pytanie brzmi oczywiście: w jakim stopniu Putin kieruje się własnym instynktem, a w jakim opiera się on na konsultacjach z najbliższym gronem doradców. Tego nie wiemy, ale niewątpliwie największa aktywność dyplomacji europejskiej i USA skierowana jest obecnie na zidentyfikowanie i wpływ na najbliższe otoczenie prezydenta Rosji. Obyśmy zdążyli…

Onet

Więcej postów