Złamanie gospodarki Rosji może wywołać nieoczekiwane problemy dla Polski

Złamanie gospodarki Rosji może wywołać nieoczekiwane problemy dla Polski

Nie tylko Zachód, ale też daleka Azja wprowadza bardzo dotkliwe sankcje dla Rosji. Efekty widać m.in. po spadku wartości rubla. Eksperci, z którymi rozmawia money.pl są zgodni – Rosjanie, w tym oligarchowie, znaleźli się w trudnej sytuacji. Problemy ostatecznie dotrą do Władimira Putina. I wtedy, jeśli pod naciskiem biznesu i społeczeństwa nie odstąpi od wojny na Ukrainie, może wzrosnąć napięcie wokół Obwodu Kaliningradzkiego. Tuż obok Polski.

Eksperci nie mają złudzeń, że sytuacja w Rosji po nałożeniu sankcji, m.in. planowanego odcięcia od systemu SWIFT rosyjskich banków, jest bardzo trudna. Rubel pikuje. Stracił od piątku 25 proc. swojej wartości. Straty prawdopodobnie byłyby większe, gdyby doszło w poniedziałek do otwarcia rosyjskiej giełdy.

— Rubel stanie się tylko i wyłącznie „wewnętrzną walutą” Rosji i podejrzewam, że inwestorzy zagraniczni będą bardzo niechętni, by w ogóle taką walutę kupować. To oznacza brak zagranicznych inwestycji, wolniejsze tempo rozwoju, ograniczenie możliwości eksportu, importu i wyraźny spadek PKB. Chleba w sklepach raczej nie zabraknie, ale jeśli chodzi o dobra importowane, np. samochody, sprzęt elektroniczny, ubrania, to pojawią się niedobory, co oczywiście wpłynie na wzrost inflacji. Już teraz wynosi ona blisko 10 proc., a nie zdziwiłbym się, gdyby wzrosła do ok. 20 proc. — komentuje dla money.pl Marcin Luziński, ekonomista Santander Bank Polska.

Dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, ocenia, że sankcje zabolały Moskwę, o czym świadczą paniczne decyzje. — Wśród nich należy wskazać na podniesienie głównej stopy procentowej z 9,5 proc. do 20 proc. (to desperacki ruch, który niemal nigdy nie działa) oraz zakaz realizowania zleceń sprzedaży rosyjskich aktywów wydany lokalnym brokerom — mówi nasz rozmówca.

Sankcje na Rosję i sytuacja bez precedensu

Dr hab. Andrzej Szeptycki, politolog z UW i ekspert w zakresie polityki wschodniej Unii Europejskiej, mówi wprost: „krach rubla to przede wszystkim ogromne wyzwanie dla Władimira Putina, by zapanować nad nastrojami wewnątrz kraju”. A jest to w dodatku wyzwanie, które „zafundował sobie na własne życzenie”.

— Być może prezydentowi Rosji zależy obecnie wyłącznie na celach geopolitycznych czy na osobistej zemście, ale z pewnością tego poglądu nie podzielają zwykli Rosjanie. Niektórzy z nich dość jasno to pokazali, wychodząc na rosyjskie ulice i protestując. Myślę również, że celów Putina nie podzielają rosyjskie elity, na których po części jego władza się opiera — mówi prof. Szeptycki .

Ekspert zwraca uwagę na otoczenie polityczne Władimira Putina, które z istniejącego status quo do 24 lutego czerpało ogromne korzyści finansowo-gospodarcze. Wille we Włoszech, okazałe domy na francuskiej Riwierze, jachty w Hiszpanii — w to wszystko boleśnie uderzyły sankcje. Jeszcze większych nacisków prezydent Rosji może się spodziewać ze strony oligarchów, którzy do tej pory mu się nie sprzeciwiali. Po wypowiedziach np. Mikhaila Fridmana, właściciela największego prywatnego banku w Rosji, czy też magnata metalurgicznego Olega Deripaski widać, że doszło do pewnego niespotykanego dotąd wyłomu.

— Putin podporządkował sobie rosyjskich oligarchów już jakiś czas temu, dając im pozwolenie na działalność gospodarczą bez zaangażowania w życie polityczne. Również dla nich skończy się „dobre życie”, wartość ich aktywów spadnie, pojawią się trudności kontynuacji istniejących biznesów i to wszystko uderzy również w Putina. To nie muszą być publiczne wypowiedzi. Za publiczne zabieranie głosu, zwłaszcza jak się ma duże majątki, można w Rosji trafić za kratki — komentuje prof. Szeptycki.

Rosja może mieć problem

Marin Luziński spodziewa się, że Rosjanom będzie bardzo trudno sprzedawać swoje produkty za granicą. — Bo w zasadzie dokonywanie przelewów będzie niemożliwe, więc prawdopodobnie w kontaktach z Rosją trzeba będzie wrócić do wymiany gotówkowej — przewiduje ekonomista Santander.

Prof. Szeptycki zaznacza, że nałożone sankcje na Federację Rosyjską nie mają precedensu. I ich skutki — zarówno społeczne, jak i ekonomiczne — mogą być bardziej dotkliwe od tych nałożonych w 2014 r. po aneksji Rosji ukraińskiego Krymu. Wówczas np. linie lotnicze Aeroflot problemów nie miały.

Teraz są w dramatycznej sytuacji przez zamknięcie przestrzeni powietrznej dla rosyjskich samolotów przez wiele krajów oraz UE. Widać też silne dążenie państw europejskich do uniezależnienia się od rosyjskich surowców, nawet własnym kosztem (Niemcy), jak w przypadku wstrzymania certyfikacji Nord Stream 2. Tego wszystkiego osiem lat temu nie było. Trudno zatem szukać jasnej analogii, jeśli chodzi o skutki sankcji, w konfliktach sprzed lat. Dotyczy to zarówno Rosji, jak i świata.

5 proc. polskiego PKB zagrożone

Bo skutki sankcji odczują nie tylko Rosjanie. — Gospodarka światowa to system naczyń połączonych, w związku z tym recesja w Rosji będzie oznaczała także negatywne skutki gospodarcze dla całego świata, w szczególności dla gospodarek, które są najbardziej powiązane z Rosją, czyli tych leżących najbliżej. Jeszcze przed nałożeniem niedzielnych sankcji szacowało się, że skutki dla strefy euro wyniosą od -0,2 do -0,4 proc. PKB. Teraz – na pewno więcej. Warto jednak podkreślić, że gospodarka rosyjska nie jest duża, więc jej problemy nie wywołają ogólnoświatowego kryzysu — mówi Marcin Luziński.

W Europie, w tym Polsce, eksperci zgodnie przewidują dalszy wzrost cen energii, gazu, paliw, a także żywności.

— W przypadku Polski na pewno oczywistym skutkiem będzie wyższa inflacja. Prawdopodobnie niedługo mocno wzrosną ceny gazu i mimo zastosowania tarczy antyinflacyjnej, inflacja przekroczy 10 proc. A w skali całego roku trochę poniżej 9 proc. — mówi money.pl Jakub Rybacki z zespołu makroekonomicznego Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

— UE stosunkowo mało żywności sprowadza z Ukrainy, która odpowiada za ok. 4 proc. importu. Ukraina jest jednak dominującym eksporterem kukurydzy. Jeśli jej cena wzrośnie, to będziemy mieli droższą paszę, a w efekcie rosnące koszty m.in. mięsa. Mocno zdrożeją też importowane z Ukrainy oleje — dodaje.

Marcin Luziński zwraca uwagę, że eksport towarów na Ukrainę i do Rosji to ok. 3 proc. polskiego PKB. — Do tego importujemy sporo surowców, które także pozwalają nam budować gospodarkę. W sumie 5 proc. polskiego PKB jest zagrożone. Na razie obcinamy prognozy o 1 pkt proc. — mówi ekonomista Santandera.

Oczy zwrócone na Obwód Kaliningradzki

Skutki sankcji, które wpędzają rosyjską gospodarkę w kryzys, mogą mieć wpływ na dalsze napięcia w Europie. A to groźna sytuacja szczególnie dla Polski oraz krajów bałtyckich takich jak Litwa, Łotwa i Estonia.

— Kaliningrad jest z perspektywy Rosji dogodnym regionem, żeby rozpocząć kryzys w natowsko-unijnej części Europy. W linii prostej między Obwodem a Białorusią jest ok. 60-70 km. W związku z tym ten Przesmyk Suwalski, czyli ten wąziutki kawałek Polski dzielący Kaliningrad od Białorusi, może być bardzo atrakcyjnym punktem destabilizacji i uderzenia dla Federacji Rosyjskiej. Po pierwsze — by sprawdzić wiarygodność NATO. Po drugie — by pokazać UE, gdzie jej miejsce. Ponadto Przesmyk to jedyny pas, który łączy kraje bałtyckie z resztą NATO. Gdyby Rosja i Białoruś przejęły nad nim kontrolę, to kraje bałtyckie byłyby faktycznie odcięte od reszty sojuszu — mówi prof. Szeptycki.

Napięcie wokół Obwodu Kaliningradzkiego może wywołać próba wstrzymania dostaw gazu z Rosji. Gazowy kurek, co warto zaznaczyć, może być rozwiązaniem zarówno Europy, jak i Federacji Rosyjskiej. Obie strony na tym mogłyby stracić. Pytanie, kto bardziej. I nie chodzi tylko o to, że surowce są teraz niezwykle cennym źródłem twardej waluty dla reżimu Władimira Putina.

— Rosja od początku XXI w. stara się rozwijać sektor energetyczny w Obwodzie Kaliningradzkim. Rok 2019 był przełomowy, bo powstały tam trzy elektrownie gazowe i jedna węglowa, które — według informacji rosyjskich — w zasadzie zapewniają niezależność energetyczną regionowi. Wstrzymanie gazociągu Mińsk-Wilno-Kowno-Kaliningrad odcięłoby od gazu Obwód Kaliningradzki. Tymczasem transport LNG drogą morską — np. tankowcami — jest kilkukrotnie droższy niż gazociągiem — mówi money.pl Magdalena Maj, kierownik Zespołu Klimatu i Energii PIE.

„Rosja wysyła tankowce z gazem ziemnym do kaliningradzkiego posterunku za linię NATO” — poinformował w weekend „The Wall Street Journal”. Jest to niepokojący sygnał, który może sugerować większe napięcia w polityce energetycznej Kremla — spekuluje gazeta.

money.pl

Więcej postów