Gdy GetBack wiosną 2018 r. zaczął chylić się ku upadkowi, prezes spółki Konrad K. postanowił poszukać politycznej protekcji w obozie PiS. W tym celu stworzono narrację, że bankructwo GetBacku będzie nazywane „aferą PiS-owskiej piramidy finansowej” i „Amber Gold PiS-u”. W dotarciu do szefa rządu i jego najbliższych współpracowników w państwowych spółkach pomagali m.in. były minister skarbu Dawid Jackiewicz czy ojciec premiera Kornel Morawiecki. To ustalenia prokuratorów, do których dotarł Business Insider Polska.
W środę ma ruszyć proces związany z pierwszym aktem oskarżenia w aferze GetBacku. Prokuratura Regionalna w Warszawie skierowała go sądu pod koniec października 2020 r., ale do tej pory nie udało się zacząć rozliczać sprawy
Poszkodowanych w aferze jest co najmniej kilkanaście tysięcy inwestorów, którzy ulokowali pieniądze w obligacjach, akcjach czy certyfikatach funduszy inwestycyjnych powiązanych z windykacyjną spółką. Samych pokrzywdzonych obligatariuszy jest ponad 9 tys., a ich starty sięgają przeszło 2,5 mld zł. Dzisiaj mają perspektywę odzyskania zaledwie jednej czwartej pieniędzy i to w ciągu 8 lat.
Na początku tego roku do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił drugi akt oskarżenia w aferze. Business Insider Polska dotarł do tych dokumentów. Opisywaliśmy już wątek poszukiwania przez byłego prezes GetBacku Konrada K. parasola ochronnego w służbach specjalnych.
Teraz pochylamy się nad momentem, w którym wyszło na jaw, że GetBack jest bankrutem. Prokuratorzy przekonują, że zrekonstruowali, jak ówczesny prezes spółki szukał politycznej protekcji w otoczeniu premiera Mateusza Morawieckiego. Pośrednikiem miał być m.in. ojciec szefa rządu, wówczas poseł Kornel Morawiecki. Kolejnym – były minister skarbu w rządzie PiS Dawid Jackiewicz. Tak GetBack chciał rozwiązać część problemów finansowych, a miała to umożliwić pożyczka w sumie 500 mln zł od dwóch kontrolowanych przez Skarb Państwa podmiotów. Na ich czele też stali najbliżsi współpracownicy szefa rządu.
Rusza kula śnieżna
Od 16 kwietnia 2018 r. nikt nie mógł mieć już wątpliwości, że windykacyjna spółka jest de facto niewypłacalna. Wszystko zaczęło się o godzinie 7:17. Wtedy GetBack opublikował raport bieżący i przekazał do publicznej wiadomości poufną informację o pozytywnym zaangażowaniu w rozmowy z bankiem PKO BP i Polskim Funduszem Rozwoju (PFR) na temat udzielenia finansowania kredytowo-inwestycyjnego.
„[…] łączna kwota finansowania udzielonego przez Bank i PFR wyniesie do 250 mln zł. Strony prowadzą negocjacje mające na celu ustalenie pozostałych warunków finansowania. Strony przewidują zakończenie negocjacji oraz podpisanie stosownych umów dotyczących finansowania w jak najszybszym terminie” – czytamy w raporcie GetBacku, podpisanym przez ówczesnego prezes spółki Konrada K. i wiceprezes Annę P.
To byłoby dla spółki koło ratunkowe. Już od kilku tygodni na rynku kapitałowym spekulowano o skali problemów płynnościowych GetBacku.
Rewelacje o rzekomym wsparciu finansowym zostały niemal natychmiast zdementowane. Jeszcze przed startem sesji na warszawskiej giełdzie, o godzinie 8:11 informacjom widykatora zaprzeczył PFR, a pół godziny później bank PKO BP. Oba komunikaty wydane przez państwowe spółki sprowadzają się do kategorycznego stwierdzenia, że żadnych negocjacji nie prowadzono. Do gry wkroczył więc Urząd Komisji Nadzoru Finansowego, który miał wyjaśnić, o co chodzi z komunikatem windykacyjnej spółki. Dzień później Konrad K. zostaje odwołany ze stanowiska prezesa GetBacku, a Anna P. sama składa rezygnację z funkcji wiceprezesa.
Następnie rusza trwające do dzisiaj śledztwo Prokuratury Regionalnej w Warszawie, w którym zarzuty usłyszało już ponad 100 podejrzanych. Dwa miesiące po feralnym komunikacie, były już prezes, zostaje zatrzymany przez CBA na lotnisku, gdy wraca do kraju. W areszcie przebywa do tej pory.
Szukanie kapitału
Ciekawy jest przebieg wydarzeń, których finałem jest publikacja komunikatu giełdowego GetBacku. Z ustaleń śledczych wynika, że poprzedziły ją kilkutygodniowe działania podejmowane przez Konrada K.
Dzisiaj wiadomo już, że spółka borykała się poważnymi problemami finansowymi co najmniej od początku 2018 r. Miała problem z pozyskanie nowego kapitału z emisji akcji, bo opierał się przed takim ruchem fundusz inwestycyjny Abris Capital Partners, który kontrolował GetBack.
Dlatego Konrad K. poszukiwał alternatywnych źródeł finansowania, a raporty giełdowe wskazywały, że prowadzi rozmowy z funduszami ze Stanów Zjednoczonych i Izraela.
„W takich okolicznościach, w drugiej połowie marca 2018 r. Konrad K. podjął próbę uzyskania 250 mln zł z PKO BP i PFR. Była to kwota potrzebna na spłatę najpilniejszych zobowiązań z tytułu wykupu obligacji. Jednocześnie upublicznienie informacji o relacjach biznesowych GetBack ze spółkami Skarbu Państwa miało uspokoić akcjonariuszy i obligatariuszy, którzy w przypadku zastrzeżonej opcji put (daje możliwość natychmiastowego wykupu obligacji – red.) domagali się wcześniejszego wykupu tego instrumentu finansowego (obligacji spółki – red.)” – czytamy w uzasadnieniu do aktu oskarżenia.
Ówczesny prezes GetBacku po pomoc zwraca się do Piotra B. Ten też jest objęty drugim aktem oskarżenia i przyznał się do zarzucanych mu czynów. Firma B. miała świadczyć GetBackowi usługi bezpieczeństwa w biznesie, ale – jak ustalili śledczy – tak naprawdę Piotr B. miał zapewnić Konradowi K. i kierowanej przez niego spółce, parasol ochronny ABW i CBA. W prokuraturze prezes GetBacku określał go mianem „koordynatora ds. służb specjalnych” spółki.
Były minister pomaga się spotkać
Konrad K. zwrócił się do Piotra B. o załatwienie „dojścia” do prezesa PFR Pawła Borysa. Pośrednikiem miał być członek rady nadzorczej Banku Pekao Stanisław Kaczoruk (PFR jest akcjonariuszem banku). Według prokuratorów B. skierował do niego zapytanie o możliwość spotkania się z Borysem. Kaczoruk jednak odmówił takiego pośrednictwa.
Prezes GetBacku nie ustaje jednak w próbach. Następną osobą, która ma mu umożliwić kontakt z PFR jest Dawid Jackiewicz. Z materiałów śledztwa wynika, że były minister skarbu w rządzie PiS, od połowy 2017 r. do maja 2018 r. świadczył dla GetBacku usługi doradcze. Informacje o tym, że dla windykacyjnej spółki pracował były minister, jako pierwszy ujawnił trzy lata temu Newsweek. Jackiewicz był wtedy poza bieżącą polityką, dzisiaj wraca do niej i ma objąć stanowisko szef spółki Orlen Synthos Green Energy, która będzie stawiała małe reaktory jądrowe (SMR – small modular reactors).
Wspólne projekty
Drugi kanał dotarcia do Pawła Borysa miał mieć radca prawny pracujący dla GetBacku, który znał się z kolei z jednym z członków rady nadzorczej PFR.
Do spotkania dochodzi 27 marca 2018 r. Bierze w nim udział prawnik windykatora, Borys i członek rady nadzorczej PFR.
„Prawnik reprezentujący GetBack zapytał wówczas o możliwość współpracy i wsparcia spółki GetBack w zakresie ekspansji zagranicznej, w tym inwestycji w Izraelu oraz możliwości współfinansowania takich projektów przez PFR” – informują śledczy.
Z ich ustaleń wynika, że Paweł Borys zwrócił się do GetBacku o przedstawienie listy potencjalnych wspólnych projektów. Trzy dni później w PFR ląduje przesyłka od windykatora, a w niej informacje o spółce i projekt umowy pożyczki zamiennej na akcje. Państwowy podmiot pozostawia pismo bez odpowiedni.
W międzyczasie, 29 marca, Borys, Dawid Jackiewicz i Konrad K. spotykali się w warszawskiej restauracji „Pod Gigantami”. Spotkanie umawiał Jackiewicz.
Prezes GetBacku opowiada na nim m.in. o biznesie którym kieruje, pomysłach na jego rozwój i mówi o własnych pomysłach inwestycyjnych z „dziedziny medycyny molekularnej i biotechnologii”, w które mogłyby zainwestować zagraniczne fundusze razem z polską stroną. Spotkanie trwa około godziny.
„Rozmowa miała przebieg kurtuazyjny, nie doszło w jej wyniku do konstruktywnych ustaleń. Ze strony Pawła Borysa nie padło żadne konkretne zobowiązanie dotyczące zaangażowania PFR w inwestycje z udziałem GetBack” – ustalili prokuratorzy.
Kolejny raz prezes PFR i Konrad K., na prośbę tego drugiego, widzą się 10 kwietnia w siedzibie Funduszu. Tym razem prezes GetBacku przychodzi z listą 26 potencjalnych projektów. Wtedy też po raz pierwszy opowiada, o jak twierdził, „przejściowych problemach w zakresie finansowym i luce płynnościowej rzędu 200-250 mln zł”.
„W tym kontekście zwrócił się z pytaniem o możliwość finansowania przez PFR. Paweł Borys poinformował Konrada K., że finansowanie spółki zajmującej się windykacją należności, nie leży w obszarze zainteresowania i strategii PFR” – czytamy w uzasadnieniu aktu oskarżenia. Śledczy informują, że podczas spotkania szef PFR nie deklarował możliwości udzielenia finansowania GetBackowi.
Dojść do prezesa PKO BP
Prokuratorzy uznają też, że podobny jak w przypadku PFR, niewiążący charakter miało spotkanie Konrada K. z ówczesnym prezesem banku PKO BP Zbigniewem Jagiełłą. Doszło do niego 21 marca 2018 r. Z ustaleń śledztwa wynika, że tutaj pośrednikiem był PR-owiec Igor Janke (ma status podejrzanego w pobocznym wątku śledztwa, swoje zarzuty nazywa „absurdalnymi”, nie zgadza się z nimi i twierdzi, że jest ofiarą GetBacku).
„W czasie trwającej około 30 minut rozmowy prowadzonej w gabinecie prezesa banku, Konrad K. poruszył m.in. kwestie emisji obligacji GetBack z udziałem PKO BP, zakup przeterminowanych wierzytelności klientów tego banku oraz możliwości kredytowania przez bank działalności GetBack. Zbigniew Jagiełło, jak zeznał, odesłał go w tych sprawach do właściwych komórek banku. W czasie rozmowy nie padły żadne wiążące ustalenia” – czytamy w uzasadnieniu do aktu oskarżenia.
„Amber Gold PiS-u”
Śledczy zwracają uwagę, że niezależnie do poszukiwania finansowania w PFR i PKO BP, prezes GetBacku próbował dotrzeć z problemami spółki do obozu władzy, w szczególności do premiera Mateusza Morawieckiego.
„W celu zainteresowania władz państwowych oraz przywódców rządzącej partii sytuacją spółki GetBack i wymuszenia interwencji organów państwa, w tym pomocy finansowej udzielonej za pośrednictwem PKO BP i PFR, stworzono narrację, zgodnie, z którą upadek spółki GetBack może być odebrany przez opinię publiczną, jako »Amber Gold PiS-u«” – czytamy w uzasadnieniu aktu oskarżenia.
GetBack miał też tworzyć narrację, w której za jego problemami stoi konkurent z branży windykacyjnej, rzekomo powiązany z przedstawicielami jednej z partii opozycyjnych. Te informacje – na co zwracają uwagę prokuratorzy – pojawiają się m.in. w listach, które Konrad K. wysyłał m.in. do premiera. Ich treść jako pierwszy opisał w maju 2018 r. „Dziennik Gazeta Prawna”. Później ujawniła je Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.
„Był to swoisty szantaż mający na celu doprowadzić przy użyciu decyzji politycznych do wsparcia finansowego dla upadającej spółki” – stwierdzają śledczy.
Przez ojca do syna
Z ustaleń prokuratorów wynika, że prezes GetBacku miał jeszcze jeden pomysł jak dotrzeć do szefa rządu i to bezpośrednio. Postanowił znów wykorzystać Piotra B. i jego znajomość z Kornelem Morawieckim, ówczesnym posłem i ojcem premiera.
Trzy dni przed wspomnianą wcześniej publikacją informacji o rzekomym planie dofinansowania GetBecku, Piotr B. spotkał się z Morawieckim seniorem w jego mieszkaniu w centrum Warszawy. Chciał zweryfikować czy prowadzone są rozmowy na temat finansowania z PFR oraz zbadać możliwość podanie tej informacji w raporcie dla inwestorów.
„Kornel Morawiecki podczas spotkania w obecności Piotra B. próbował dodzwonić się do Pawła Borysa, prezesa PFR oraz Zbigniewa Jagiełły, żeby porozmawiać o możliwości finansowania GetBack, jednak mu się to nie udało” – czytamy w uzasadnieniu do aktu oskarżenia.
„Następnie zadzwonił do swojego syna, Mateusza Morawieckiego, prezesa Rady Ministrów i zrelacjonował mu sytuację spółki GetBack, wskazując, że upadłość GetBack może spowodować niepokoje społeczne” – dodają śledczy i informują, że Piotr B. przysłuchiwał się rozmowie i zrelacjonował jej przebieg podczas przesłuchania.
„Wyjaśnił, że usłyszał, jak Mateusz Morawiecki odpowiedział przez telefon, że kojarzy tę sprawę i żeby się w nią nie wtrącać” – twierdzą prokuratorzy. Podczas rozmowy miała też paść sugestia, żeby GetBack złożył oficjalne pismo w KPRM, a w nim omówił swoje problemy.
Informacje o tym, że Kornel Morawiecki zajmował się sprawą windykacyjnej spółki, ujawniła w 2018 r. „Gazeta Wyborcza”. Morawiecki senior po publikacji potwierdził, że rozmawiał na ten temat z premierem.
„Zadzwoniłem do Mateusza, on powiedział: ojciec nie interesuj się tym, bo to jest sprawa jakby giełdowa, ty się na tym nie znasz. W tym sensie przestałem się interesować” – wyjaśniał na antenie Radia Plus Kornel Morawiecki.
„Uważałem, że to jest sprawa na tyle szeroka, że warto nią zainteresować, ale jak mi premier powiedział, żebym się tym nie interesował, to się nie interesowałem bliżej. Żadnych interwencji nie robiłem” – dodawał.
„Afera PiS-owskiej piramidy finansowej”
Według prokuratury Piotr B. zrelacjonował sprawę Konradowi K. i omówił przebieg rozmowy z Morawieckim seniorem. Następnie zabrał z siedziby spółki pismo i zawiózł je do Kancelarii Premiera.
„W treści tego pisma jego autor diagnozował, że kłopoty spółki GetBack mogą wywołać niepokoje społeczne, a sprawa zostanie nagłośniona jako afera PiS-owskiej piramidy finansowej”. Winą za problemy płynnościowe spółki autor pisma obarczył fundusz Abris Capital Partners. Zwrócił się również do rządu o pożyczkę zwrotną za pośrednictwem PFR w wysokości 250 mln zł oraz kredyt bankowy w PKO BP do kwoty 250 mln zł” – czytamy w uzasadnieniu do aktu oskarżenia.
Jeszcze tego samego dnia, czyli 13 kwietnia, Kornel Morawiecki spotyka się z Konradem K. w warszawskim hotelu Sheraton. Prezes GetBacku chciał osobiście usłyszeć, że premier zna sprawę GetBacku i potwierdzić możliwość uzyskania wsparcia z PFR i PKO BP. Ojciec szefa rządu – według śledczych – znów próbował się dodzwonić do Pawła Borysa oraz Zbigniewa Jagiełły. Tym razem także mu się nie udało.
Komunikat się ukaże
Z ustaleń, jakie poczynili prokuratorzy, wynika, że mimo wykorzystania pośredników, spotkań, rozmów telefonicznych, nie dokonano żadnych wiążących ustaleń, ani nie sformalizowano w żaden sposób ewentualnej współpracy GetBacku z PFR i PKO BP. Nie było nawet umowy NDA, czyli o zachowaniu poufności, która w biznesie jest standardem m.in. przy rozmowach o pozyskaniu kapitału lub inwestora.
Konradowi K. jednak śpieszy się, bo 17 kwietnia zaplanowane jest walne zgromadzenie akcjonariuszy spółki. Dlatego dzień wcześniej rano komunikat giełdowy się ukazał.
Jednocześnie w spółce – pod kierunkiem wiceprezes Anny P. i na polecenie Konrada K., trwają prace nad wnioskami o finansowanie, które mają być wysłane do PKO BP i PFR, tego samego dnia co opublikowany komunikat.
Anna P. – jak wynika ze śledztwa – wyrażała obawy, czy komunikat o tak daleko idącej treści, odnośnie do finansowania z państwowych spółek, można upublicznić inwestorom. Dzieliła się swoimi wątpliwościami z Piotrem B. Ten zaś miał jej przekazać, że jedyne, co można podać do publicznej wiadomości, to to, że rozmowy z PFR i PKO BP w sprawie wsparcia finansowego były prowadzone.
„Materiał dowodowy zebrany w sprawie wskazuje, że Konrad K. oczekiwał, że planowany komunikat giełdowy, co najmniej nie zostanie zdementowany, co pozytywnie wpłynie na notowania giełdowe spółki, pozwoli na pozytywny przebieg NWZA GetBacku w dniu 17 kwietnia 2018 r., powstrzyma obligatariuszy przed żądaniem wcześniejszego wykupu obligacji z opcją put, a być może nakłoni, którąś z ww. instytucji finansowych, pod naciskiem czynników politycznych, do dofinansowania GetBack, który utracił de facto płynność finansową w tamtym okresie” – informują prokuratorzy.
Co ciekawe, chociaż raport bieżący GetBacku ukazał się kilkanaście minut po godzinie 7 rano, to wnioski o finansowanie trafiły do PFR i PKO BP dopiero około godziny 11 tego samego dnia. Śledczy zwracają też uwagę, że wbrew temu, co podano w komunikacie, spółka ubiegała się o sumę 500 mln zł, czyli po 250 mln zł od PFR i PKO BP.
Oskarżeni nie przyznają się
Zdaniem śledczy działanie prezesa GetBacku Konrada K. oraz wiceprezes Anny P. ukierunkowane było na manipulację kursem akcji spółki. W tym wątku śledztwa oskarżona jest tylko ta dwójka. Jak już pisaliśmy w Business Insider Polska, w drugim akcie oskarżenia byłemu prezesowi GetBacku Konradowi K. zarzucono popełnienie w sumie pięciu czynów zabronionych. Ostatecznie do żadnego z nich się nie przyznał. Według Konrada K. cała wina za upadek GetBacku spoczywa na kontrolującym go funduszu Abris, który — jak twierdzi — chciał się go pozbyć z fotela prezesa, zrestrukturyzować spółkę i wyprowadzić z niej najcenniejsze aktywa, a więc portfele wierzytelności. Śledczy badają ten wątek i zdarzenia, które miały miejsce już po wybuchu afery GetBacku. Obrońcy K. nie odpowiedzieli na naszą prośbę o komentarz do aktu oskarżenia.
Także Anna P. – na co zwracają uwagę śledczy w podsumowaniu aktu oskarżenia – kilkukrotnie przesłuchiwana w charakterze podejrzanej „konsekwentnie nie przyznawała się” do popełnienia zarzucanych jej przestępstw.
„W złożonych wyjaśnieniach potwierdziła, że pracowała nad treścią raportu giełdowego z 16 kwietnia 2018 r. oraz zaakceptowała jego ostateczną wersję. Podała, że była przekonana o prawdziwości tego komunikatu, gdyż o uzgodnieniu jego treści z PKO BP i PFR zapewniał ją Konrad K.” – czytamy w uzasadnieniu do aktu oskarżenia.
Śledczy nie dają temu wiary i twierdzą, że była wiceprezes umniejsza swoją rolę w przygotowaniu raportu. Poprosiliśmy jej obrońców o komentarz.
„W odpowiedzi na Pana pytanie informuję, że nasza Mandantka nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów, składając jednocześnie szerokie wyjaśnienia mające na celu wykazanie nietrafności stawianych zarzutów” – odpisał Business Insider Polska adwokat Janusz Kaczmarek.
„Przez całe postępowanie wykazywała się postawą aktywną, starając się wytłumaczyć bezzasadność stawianych jej zarzutów, i taką też będzie reprezentować przed sądem. Do sądu zostały również złożone wnioski dowodowe, pominięte przez Prokuraturę w postępowaniu przygotowawczym” – dodaje drugi obrońca adwokat Maciej Kaczmarek.