Nowy wywiad Mateusza Morawieckiego dla prawicowego tygodnika „Sieci” pokazuje nam wyraźną zmianę tonu. Szef rządu czuje się pewniej i próbuje przekonać elektorat PiS, że wciąż panuje nad sytuacją mimo pogarszających się warunków politycznych, w których znalazł się obóz władzy
W szeregach Prawa i Sprawiedliwości wciąż trudno o dobre nastroje. Politycy tej partii – na różnych szczeblach – coraz częściej bywają przeświadczeni, że inflacja, fiasko Polskiego Ładu jako programu mającego w zamyśle być lokomotywą wyborczą PiS oraz coraz poważniejsze problemy wewnętrzne znajdującej się na granicy utraty większości koalicji rządzącej tworzą wir, na którego skutek partia Jarosława Kaczyńskiego zaczyna wpadać w korkociąg prowadzący prosto do utraty władzy w kolejnych wyborach parlamentarnych.
Potęguje to konflikty wewnątrz obozu władzy, czyniąc je coraz wyraźniej widocznymi – i przekłada się na coraz słabsze nastroje elektoratu PiS. Co zaś ciekawe, stosunek sił w tych sporach wydaje się obecnie przesuwać na korzyść Mateusza Morawieckiego. Mimo tego, że to właśnie on jest tym politykiem całego obozu władzy, którego najmocniej obciążają inflacja, niepowodzenia z pandemią i klęska podatkowej części Polskiego Ładu, Morawiecki zdaje się w tej chwili przechodzić do ofensywy. Nie, nie oznacza to, że razem z nim przechodzi do niej PiS. To kwestia relacji wewnątrz obozu władzy. Morawiecki próbuje ustawić się z powrotem w roli namaszczonego przez Kaczyńskiego następcy prezesa PiS. I pokazać, że wciąż panuje nad sytuacją.
Morawiecki jako zatroskany przywódca
Przed tygodniem opisywaliśmy w OKO.Press, jak Morawiecki wydostał się z pierścienia okrążenia wewnątrz obozu władzy, w którym znalazł się na skutek katastrofy z wprowadzaniem Polskiego Ładu. Choć główni rywale Morawieckiego – Zbigniew Ziobro i Jacek Sasin – zaczynali już grać na dymisję premiera, temu ostatniemu – przy wsparciu Jarosława Kaczyńskiego – udało się wykupić za relatywnie niską cenę. Poświęcił głowy ministra finansów Tadeusza Kościńskiego i jego zastępcy – bezpośrednio odpowiedzialnego za zmiany podatkowe w ramach Polskiego Ładu Jana Sarnowskiego.
Choć obie te dymisje naruszały bezpośrednie zaplecze Morawieckiego, zostały przez niego uznane za akceptowalną cenę porażki Polskiego Ładu, co było też na rękę prezesowi PiS, który nie chciał ani wzmocnienia ziobrystów (co dla PiS zawsze byłoby złym rozwiązaniem), ani przesadnego dowartościowania frakcji Sasina kosztem premiera i jego ludzi. Dymisje ominęły więc między innymi kolejnego wiceministra finansów – Piotra Patkowskiego i szefa Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotra Araka – czego początkowo również domagali się Sasin i Ziobro.
Teraz zaś Morawiecki wyraźnie próbuje odzyskiwać stracone pole – przynajmniej jeśli chodzi o elektorat prawicy.
Widzimy to wyraźnie w wywiadzie udzielonym przez premiera tygodnikowi „Sieci”, mającemu niemal wyłącznie twardoprawicowego czytelnika. Wywiad wnikliwie dla Państwa przeczytaliśmy, bo sporo on mówi o relacjach w obozie władzy.
„Pewne wątpliwości związane z wdrażaniem…”
W rozmowie z Michałem Karnowskim Morawiecki próbuje się zaprezentować w roli zatroskanego przywódcy, który pokonując przeciwności losu, stara się doprowadzić PiS z powrotem na falę wznoszącą. Mówi to zresztą niemal dosłownie.
„Tak wielu kryzysów – przede wszystkim zewnętrznych wobec nas, ale występujących jednocześnie – nie było, jak dobrze pamiętam, od początku III RP” – tak zaczyna swój wywód Morawiecki. Wymienia inflację, pandemię, „napięcia w relacjach z Unią Europejską” oraz – co dla większości Polaków brzmi jak ponury żart, ale już zapewne zgoła inaczej w uszach prawicowego czytelnika „Sieci” – „pewne wątpliwości związane z wdrażaniem wielkich zmian w systemie podatkowym”. Wszystko to – mówi Morawiecki – „tworzy duże ciśnienie polityczne, a w ślad za tym pewną nadzieję po stronie opozycji, że za chwilę się przewrócimy. Ale mylą się. Nie przewrócimy się, wyjdziemy z tych trudności i znowu wygramy”.
Morawiecki odpowiada też na pytanie o większość parlamentarną. Czy to „większość do trwania, czy do zmieniania kraju?” – martwi się Michał Karnowski.
„Wszystkie najważniejsze dla nas ustawy – budżetowa, tarcza antyinflacyjna, obniżki cen gazu – zostały skutecznie przegłosowane w Sejmie. Nie przeszła jedna ustawa covidowa, o której wiedzieliśmy, że budzi spory, także wewnętrzne” – tak odpowiada mu Morawiecki. Premierowi w tych przyjaznych warunkach stworzonych przez prawicowy tygodnik udało się łatwo prześlizgnąć po fakcie, że w głosowaniu ws. ustawy covidowej po stronie Jarosława Kaczyńskiego opowiedziało się jedynie 152 posłów PiS, co sprawia, że był to najgłębszy jak dotąd kryzys odnotowany po stronie rządzącej koalicji.
Konflikty w Zjednoczonej Prawicy narosły na tyle, że Karnowski ośmiela się pytać Morawieckiego – choć bardzo oględnie, to jednak – o wewnątrzkoalicyjne spory. Zastanawia się nawet, czy koalicjanci się „nie pokłócą”.
„Nie popełnimy tego błędu, bo wiemy, jak bardzo zawiedlibyśmy miliony naszych wyborców. Jesteśmy dużym obozem politycznym, jak wielka rzeka, która płynie czasami różnymi nurtami, ma swoje odnogi, ale ostatecznie płynie w jednym kierunku. Różnice są, dostrzegalne dla wszystkich, ale poczucie wspólnego celu – Polski godnej, zasobnej i bezpiecznej – jest oczywiste” – odpowiada na to w kojącym duchu Morawiecki.
Pytany o strategię walki z pandemią, czy „można było zrobić więcej?” – Morawiecki po raz kolejny powtarza typowe dla propagandy PiS mity o rzekomo możliwych 100-200 tysięcznych demonstracjach, które miałoby wywołać wprowadzenie surowszych obostrzeń przed 5. falą. „Musimy reagować, pokazując naszą sprawczość w tych elementach, które Polaków najbardziej niepokoją” – mówi zaś Morawiecki o reakcjach rządu na wzrost cen paliw i kosztów produkcji rolnej.
Unia się rozpycha
W wywiadzie dla „Sieci” widać przy tym pewne – kolejne już – utwardzenie retoryki Morawieckiego pod adresem Unii Europejskiej.
Choć polski premier w sms-ie do ważnego niemieckiego polityka jeszcze niedawno określał się mianem „ostatniego Europejczyka w tym rządzie”, tym razem ton jest zupełnie inny.
Trochę tak, jakby Morawiecki próbował obłaskawiać antyunijny elektorat ziobrystów i jednocześnie neutralizować zapędy Solidarnej Polski. Ale zarazem też tak, jakby szef rządu szykował się do kolejnej konfrontacji z Brukselą.
Karnowski mianowicie wyraża w pytaniu obawę, że „to wszystko zmierza do przerobienia nas na jakiś land” [zapewne niemiecki – przyp. red]. Morawiecki wcale nie zaprzecza. „Bez wątpienia są siły w Unii Europejskiej, które mocno prą w kierunku centralizacji procesów politycznych, wcześniej demokratycznych. Niektórzy określają to tajemniczym słowem »federalizacja«, ja wolę określać to właśnie słowem »centralizacja«”, mówi premier. Martwi się o „proces przekazywania suwerenności do Brukseli” i o „rozpychanie się trybunałów unijnych i Komisji [Europejskiej – przyp. red.] w obszarach, które nie zostały im przyznane w traktatach”.
Na koniec tego wątku stwierdza, że „UE, która byłaby superpaństwem, nie byłaby już Unią suwerennych państw, ale jakąś zdeformowaną, scentralizowaną organizacją”.
Premier wypowiada więc tym razem słowa, które spokojnie mogłyby paść z ust któregoś z ziobrystów. Podobnie miłe ich uszom mogłyby też być opinie Morawieckiego o deformie sądownictwa i neo-sędziach zawarte w wywiadzie dla „Sieci”. „Blisko dwa tysiące sędziów powołanych przez prezydenta Andrzeja Dudę to wspaniali prawnicy, przyszłość polskiego sądownictwa” – mówi Morawiecki, zaznaczając, że nie wyobraża sobie, żeby ich status mógł zostać zakwestionowany.
Chwilę potem jednak szef rządu stwierdza, że jego ekipa jest gotowa na współpracę z Brukselą ws. odblokowania środków z KPO, do czego niezbędne jest przedstawienie projektu likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
„Nikt nas pistoletem przystawionym do głowy nie będzie przymuszał do zmian, ale jesteśmy stale gotowi do kompromisu. Jeśli się uda go osiągnąć, będziemy szczęśliwi. Ale nie czekając na finał, już ruszamy sami z projektami zapisanymi w KPO, będziemy je na razie finansowali ze środków krajowych – mówi Morawiecki.
Kojące eufemizmy i oblężona twierdza
Morawiecki, zwracając się za pośrednictwem „Sieci” do twardego elektoratu PiS, używa bardzo przemyślanego, pełnego eufemizmów języka opisu najpoważniejszych problemów, z którymi obecnie mierzą się i Polska, i władza.
- Gdy mówi o śmiertelnym żniwie pandemii, stwierdza, że rząd „notuje podwyższoną śmiertelność z powodu COVID-19”.
- Katastrofę Polskiego Ładu nazywa „pewnymi wątpliwościami związanymi z wdrażaniem wielkich zmian w systemie podatkowym”.
- Tarcze antyinflacyjne i antykryzysowe nazywa „poduszkami dla społeczeństwa”.
Po imieniu – i używając twardych określeń – Morawiecki nazywa natomiast inflację i wzrost cen. W kilku miejscach wywiadu podkreśla zarazem bardzo wyraźnie tezę, że „inflacja została do nas zaimplementowana z zewnątrz”, a wzrost cen energii i surowców energetycznych to jedynie wynik „presji ze Wschodu”. Trochę tak, jakby szukał zewnętrznych uzasadnień problemów, z którymi rząd PiS samodzielnie sobie nie poradzi i może tylko czekać, aż ustąpią. Przypomina to nieco strategię narracyjną PiS, dotyczącą pandemii koronawirusa – tu również przy każdej możliwej okazji rządzący podkreślali, że koronawirus – i jego kolejne warianty – dotarł do Polski spoza jej granic, co oznaczało częściowe zwolnienie ich samych z odpowiedzialności za walkę z jego rozprzestrzenianiem.
Morawiecki odwołuje się w tej rozmowie do dwóch tradycyjnych motywów prawicowej retoryki. Mamy więc oblężoną twierdzę – w której, w opowieści Morawieckiego, na skutek „wielu kryzysów” znalazł się rząd i PiS. Ale mamy też nadzieję na lepsze jutro po pokonaniu wroga – gdy już opozycja „się pomyli”, a PiS znów „wyjdzie z tych trudności”.
Na koniec Morawiecki po raz kolejny próbuje przekonać prawicowego czytelnika, że panuje nad sytuacją, a karta PiS-u zdąży się jeszcze odwrócić. Jest „nie tylko możliwa, ale jest mocno prawdopodobna” – mówi o ewentualnej trzeciej kadencji PiS. „Te plagi egipskie i szarańcze, które się na nas rzuciły, są do przewalczenia, a dobra, wolnościowa i jednocześnie solidarnościowa oferta zyska uznanie Polaków” – kończy Morawiecki, najwyraźniej wciąż mając więcej optymizmu co do przyszłych rządów PiS niż spora część polityków tej partii.